Znam sprawę "wyborów kopertowych", nie ma tam podstaw do doniesień do prokuratury - mówił w czwartek wiceminister infrastruktury Marcin Horała (PiS), pytany o możliwe zawiadomienia po kontroli organizacji wyborów korespondencyjnych ze strony Najwyższej Izby Kontroli.

"Osobiście znając tę sprawę, może nie od kulis, ale dosyć blisko, podstaw do jakichś tego rodzaju zawiadomień nie widzę" - powiedział Horała w TVN24.

Horała zaznaczył, że wybory powinny były się odbyć i może należy ścigać tych, którzy do tych wyborów nie doprowadzili, np. samorządowców PO. Przypomniał, że dopiero ta obstrukcja doprowadziła do zmiany przepisów i powierzenia przeprowadzenia tych w wyborów Poczcie Polskiej.

Zaznaczył, że nie znając jeszcze wyników pracy NIK i tych hipotetycznych zawiadomień do prokuratury, trudno się na ich temat wypowiadać.

NIK ma przedstawić raport w sprawie wyborów w czwartek o godz. 10.

Pytany, czy politycy, którzy w tej sprawie wg NIK zawinili, powinni podać się do dymisji, zaznaczył, że trudno "w ciemno" odpowiedzieć na takie pytanie. "Różne rzeczy, różne instytucje mogą mówić. Zawsze trzeba zobaczyć, czego dotyczy sprawa" - stwierdził.

"W stanie wyższej konieczności, gdy odpowiedzialni za tę organizacje, czyli wielu samorządowców Platformy Obywatelskiej odmówiło wykonywania swoich obowiązków, trzeba było działać tak, żeby zapewnić tę podstawowa funkcję państwa demokratycznego, jaką jest przeprowadzenie wyborów. Ja żadnych podstaw do postępowań prokuratorskich nie widzę, ale zobaczymy co powie Najwyższa Izba Kontroli" - powiedział

Według niego wszystko zostało zorganizowane zgodnie z prawem, w sytuacji, w której samorządowcy odmówili organizacji wyborów od strony technicznej. "W Polsce jest tak, ze to samorządy organizują od strony technicznej wybory, więc jeżeli mówią, że nie zorganizują, to wychodzimy z obszaru zgodności z ordynacją wyborczą, jesteśmy w stanie wyższej konieczności, w którym wówczas trzeba było działać i starać się, żeby ta funkcja państwa została podtrzymana" - argumentował.

"Generalnie za to, że wybory się nie odbyły i wszystkie związane z tym konsekwencje powinni ponosić ci, którzy zrobili wszystko, żeby się nie odbyły, a nie ci, którzy robili wszystko, żeby się odbyły" - przekonywał w TVN24 Horała.

Chodzi o ubiegłoroczne, zaplanowane na 10 maja wybory prezydenta PR, w których Polacy, ze względu na pandemię COVID-19, mieli głosować wyłącznie drogą korespondencyjną. Wybory ostatecznie nie odbyły się, mimo zaawansowanych przygotowań. Wydrukowane zostały m.in. pakiety wyborcze; ich dostarczeniem miała się zająć Poczta Polska. Sprawę organizacji wyborów korespondencyjnych skontrolowała Najwyższa Izba Kontroli.