Sztandarowy pomysł premiera Mateusza Morawieckiego nie wszedł pod głosowanie w Sejmie.

Jak wynika z nieoficjalnych informacji "Dziennika Gazety Prawnej", w poniedziałek wieczorem posłowie Solidarnej Polski sondowali innych członków koalicji, na ile popierają projekt. Co najmniej dwóch polityków Porozumienia miało się wstrzymać od głosu, choć sam Jarosław Gowin popiera Morawieckiego w tej sprawie. Ale na zmiany w OFE nie patrzą przychylnie także niektórzy posłowie PiS. Kilka środowisk miało wątpliwości – słyszymy w Sejmie.

Możliwe więc, że właśnie rosnące ryzyko odrzucenia projektu wpłynęło na decyzje, żeby nie podchodzić do głosowania teraz. Nasz rozmówca z opozycji wskazuje, że wniosek do marszałek Sejmu w tej sprawie wpłynął od premiera. Od jednego z działaczy prawicy słyszymy, że to prezes PiS Jarosław Kaczyński podjął decyzję o zdjęciu projektu z porządku obrad, gdy zorientował się, że może być problem z większością. Wczorajsze zatrzymanie prac nad ustawa stawia poważny znak zapytania, czy Zjednoczona Prawica jest jeszcze sterowna.

W kuluarach można było usłyszeć, że w tym roku zmian w OFE już nie będzie. Firmy szykowały się już do wdrożenia od dawna zapowiadanych rozwiązań, teraz nie wiadomo, co dalej.

‒ Nie słyszałem, by ustawa była konsultowana ze wszystkimi gremiami politycznymi, np. na radzie koalicji. Nie wiemy, czy interesy Polaków będą odpowiednio zabezpieczone ‒ twierdzi jeden z polityków Zjednoczonej Prawicy.

Rzecz w tym, że ustawa o OFE już wcześniej przeszła tryb konsultacyjny. Plan zakładał, że wejdzie w życie w 2020 r., ale przygotowania pokrzyżowała pandemia. Nowy harmonogram określał czerwiec jako start.

To rodzi podejrzenie, że główną intencją w przystopowaniu projektu na ostatniej prostej w Sejmie było uderzenie w Mateusza Morawieckiego i szefa PFR Pawła Borysa.

W otoczeniu premiera cała sytuacja jednoznacznie jest odbierana jako atak polityczny, w którym OFE było tylko pretekstem. ‒ Ponieważ Krajowy Plan Odbudowy czy głosowania ratyfikacji zasobów własnych zostały przełożone na czerwiec, szuka się innych pretekstów. Szkoda, że ofiarą pada tak ważna reforma – mówi nasz informator.

Napięcia w koalicji powodują, że w ostatnim czasie coraz częściej dochodzi do zaskakujących zwrotów akcji. Wystarczy wspomnieć o wicepremierze Glińskim, który ‒ wskutek przegranego przez PiS głosowania ‒ musiał przekazać informację o wspieraniu artystów w czasie pandemii, czy ustawę nakładającą podatek akcyzowy na kampery, której wejście w życie opóźnił Senat (dzięki temu, że Sejm nie odrzucił tej poprawki).

‒ Dywersyfikacja źródeł zabezpieczenia na starość jest krytycznie istotna dla bezpieczeństwa finansowego Polaków. To proces na wiele lat. Pierwszy duży krok to wdrożenie PPK. Kolejny to reforma OFE i upowszechnienie IKE. Niedobrze, że tak ważna reforma się opóźnia ‒ ocenił wczoraj na Twitterze Paweł Borys.

Wstrzymanie prac nad ustawą ma też swój rynkowo-gospodarczy wymiar. Po pierwsze, do budżetu nie trafią pieniądze z tzw. opłaty przekształceniowej. Reforma zakłada bowiem, że OFE zostałyby zmienione w fundusze inwestycyjne, które działałyby jako indywidualne konta emerytalne (IKE). Jednak od przeniesienia aktywów z OFE do IKE miałaby zostać pobrana 15-proc. opłata naliczania od wartości przenoszonych aktywów, która zasiliłaby konto Funduszu Ubezpieczeń Społecznych. Brak pieniędzy z opłaty nie zdemoluje tegorocznego planu finansowego FUS (został on przygotowany tak, jakby reformy OFE nie było), ale będzie odczuwalny w kolejnych latach. Zgodnie z projektem w wariancie maksimum (czyli takim, gdy wszyscy członkowie OFE przeszliby do IKE) FUS mógłby otrzymać w przyszłym roku 22,3 mld zł w dwóch ratach.

Informacje o przełożeniu głosowania eksperci przyjęli z mieszanymi uczuciami. Dla Małgorzaty Rusewicz, prezes Izby Gospodarczej Towarzystw Emerytalnych, to zła decyzja. ‒ Ważne jest, by uczestników systemu, a więc Polaków, traktowano fair, a więc jeśli podejmujemy decyzję, że wprowadzamy jakieś reformy, to to robimy ‒ ocenia prezes IGTE.