Zacznijmy od kwestii różnic politycznych, które ujawniły się przy okazji ostatniego szczytu NATO. Sojusz nie ma dziś naszym zdaniem jednolitej opinii na temat charakteru zagrożenia ze strony Federacji Rosyjskiej. Państwa dalej położone od Rosji, w rodzaju Hiszpanii, nie są skłonne znacząco podnieść wydatków wojskowych, nie czując się bezpośrednio zagrożonymi agresją. Stanowisko Madrytu nie jest odosobnione, bo nieoficjalnie wielu dyplomatów z zachodniej części Europy wypowiadając się w mediach, mówiło o trudności przekonania wyborców w ich krajach do propozycji podniesienia wydatków na obronność do poziomu 5 proc. PKB. To spowodowało przesunięcie implementacji tego rozwiązania do roku 2035, co, biorąc pod uwagę wyzwania o czysto wojskowym charakterze, trudno uznać za datę optymalną. Dodatkowo w komunikacie końcowym po szczycie NATO zagrożenie ze strony Federacji Rosyjskiej zostało scharakteryzowane jako „długoterminowe”, podczas gdy jeszcze rok temu, w Waszyngtonie, mowa była o tym, iż ma ono charakter „najpoważniejszego i najbardziej bezpośredniego”, czyli już obecnie występującego wyzwania dla bezpieczeństwa. Ta zmiana w komunikacie końcowym również ujawnia różnice w podejściu sojuszników i daje odpowiedź na pytanie, dlaczego niektórzy uczestnicy Paktu Północnoatlantyckiego wyrażają sceptycyzm co do skokowego wzrostu poziomu wydatków. Te państwa NATO, zwłaszcza znajdujące się na wschodniej flance i w basenie Morza Bałtyckiego, które mają wspólny pogląd na temat charakteru rosyjskiego zagrożenia i potrzeby skokowego pozyskania nowych zdolności (na co potrzebne będą nowe nakłady), stają w związku z wynikami szczytu w Hadze wobec bolesnego dylematu – czy przekonywać tych sojuszników, którzy nie czują się w podobnym stopniu zagrożeni, aby w imię solidarności zwiększyli swe nakłady i podjęli trudne decyzje, czy raczej, w obliczu narastających wyzwań, nie oglądając się na maruderów, zacieśnić współpracę w ramach koalicji chętnych i zbudować nowy system odstraszania Rosji. Jesteśmy zdania, że ze względu na skalę zaniedbań, charakter zagrożeń i oczekiwania naszego sojusznika amerykańskiego, zwłaszcza budowanie wspólnego systemu bezpieczeństwa w basenie Morza Bałtyckiego jest drogą, którą należy podążyć.

Tym bardziej że doświadczenia wojny w Ukrainie skłaniają nas do kolejnego wniosku, że stoimy u progu „rewolucji w sztuce wojennej”. Zmierzamy w stronę konfliktów, w których zdolność do zbierania, przetwarzania, analizowania i dystrybuowania gigantycznych ilości informacji w czasie rzeczywistym będą ważnym czynnikiem budowania przewagi na polu walki. Tradycyjne platformy bojowe nie wyjdą z użycia, ale będą inaczej wykorzystywane. Wzrośnie znaczenie świadomości sytuacyjnej, zdolności do wczesnego rozpoznania zagrożeń i szybkości działania. Dobrym przykładem, jak może wyglądać wojna przyszłości, jest ostatni atak Izraela na Iran, w którym wykorzystując dobre rozpoznanie i szybkość podejmowania decyzji, stronie atakującej udało się narzucić swój model prowadzenia wojny i przejąć całkowitą kontrolę nad przestrzenią powietrzną przeciwnika. Mniej istotne w tym wypadku było to, czy Izrael użył, atakując Iran, systemów bezzałogowych, swego potencjału rakietowego czy lotnictwa bojowego, bo wszystkie te środki walki, podobnie jak operacje w domenie cyber i realizowane przez Siły Operacji Specjalnych, miały zastosowanie. Źródłem sukcesu była zdolność do przejęcia inicjatywy i uniemożliwienie przeciwnikowi otrząśnięcia się z pierwszego szoku. Determinacja przywództwa państwa, tempo działania, jakość systemów dowodzenia i świadomość sytuacyjna stają się czynnikami zwycięstwa we współczesnej wojnie. A to oznacza, że chcąc odbudować politykę odstraszania Federacji Rosyjskiej, musimy zbudować regionalny, obejmujący wschodnią flankę NATO system świadomości sytuacyjnej. Nasycić nasze granice, przestrzeń powietrzną, kosmos i akweny setkami tysięcy sensorów, które w czasie rzeczywistym będą zbierały informacje, dając nam wiedzę, co się dzieje. To oznacza też, że musimy mieć w regionie, a nie w oddalonych lokalizacjach, zdolności obliczeniowe do przetwarzania w czasie rzeczywistym tych strumieni danych. Wchodzimy też w fazę zastosowania w siłach zbrojnych sztucznej inteligencji – tzw. Agentic AI War. Te nowe zdolności pozwolą pokonać przyszłego przeciwnika zarówno przyspieszając tempo podejmowania decyzji, jak i ich wykonania. Państwa, które okażą się skuteczniejsze w aplikowaniu agentów AI, będą szybsze w każdej domenie, począwszy od analizowania sytuacji i dostrzegania zagrożeń, a zakończywszy na tym, jak wykonywany będzie tradycyjny manewr na froncie. Ta zdolność do przyspieszenia „w pętli podejmowania decyzji”, ale też umiejętność zaplanowania i realizacji niekonwencjonalnych, zaskakujących przeciwnika posunięć, będzie źródłem zwycięstwa w wojnach przyszłości. Nie tyle masa rozumiana w kategoriach liczby żołnierzy czy platform bojowych będzie decydowała o sukcesie, ale „zwinność”, zmienność i tempo działania, nawet jeśli będziemy posiadali mniejsze od przeciwnika siły. Sztuczna inteligencja w wojskowości zwiększy też nasze zdolności w zakresie odczytywania intencji przeciwnika, któremu będzie trudniej koncentrować siły czy podejmować działania maskujące.

Jeśli jednak czynnikiem zwycięstwa w wojnach przyszłości będzie tempo działania i zdolność do przejęcia i utrzymania inicjatywy, to zdolności wojskowe muszą być w bezpośredniej bliskości, a nie oddalone o setki i tysiące kilometrów od linii ewentualnego frontu. Muszą to być też zdolności do uprzedzającego uderzenia, co oznacza, że główny ciężar reakcji i obrony spocznie na państwach frontowych. Stare założenia, zakładające konieczność dyslokacji sił sojuszniczych w rejony zagrożenia, na co potrzebne będzie, w zależności od tego o jakich siłach mówimy, nawet do 180 dni, tracą stopniowo swe znaczenie. Nie oznacza to, że przestaną się zupełnie liczyć i można na nie machnąć ręką. Tak nie będzie, ale punkt ciężkości przesuwa się w sferę tych zdolności, które będzie można łatwo i na odpowiednią skalę mobilizować. Pocieszającą lekcją wypływającą z wojny w Ukrainie jest to, że w przyszłości inaczej będzie generować się „masę”, co premiuje, zwłaszcza w związku z rozwojem systemów bezzałogowych, państwa relatywnie mniejsze.

Jest jeszcze jeden wymiar współczesnego konfliktu, na który warto zwrócić uwagę. Będzie on miał charakter asymetryczny, zagrożone będą cele cywilne, a często będziemy mieć do czynienia z „niewypowiedzianą wojną”. Wzrośnie znaczenie systemu odporności państwa i społeczeństwa, bo te cele będą w pierwszym rzędzie atakowane. Wreszcie wzrośnie rola przeszkolonej, aktywnej i odpowiednio licznej rezerwy. Będziemy wręcz mieli do czynienia ze zlewaniem się świata cywilnego i wojskowego. Zawodowe armie złożone z wysokiej klasy specjalistów pozostaną, ale będą uzupełniane zdolnościami z szeroko rozumianego świata cywilnego.

Naszym zdaniem państwa basenu Morza Bałtyckiego muszą przyspieszyć i podjąć szereg odważnych decyzji. Docelowo Pakt Północnoatlantycki dążyć musi do przekształcenia Bałtyku w „NATO-wskie jezioro”, którym dziś ten akwen z pewnością nie jest. Wymagać to będzie koordynacji działań, w tym budowania wspólnych zdolności operacyjnych, zwłaszcza w nowych domenach. Jeśli myślimy o polityce Polski, to po pierwsze zwyciężyć musi perspektywa regionalna, a dopiero w drugiej kolejności winniśmy myśleć interesami całego Sojuszu. Powinniśmy się w związku z tym koncentrować na wojskowych zdolnościach wschodniej flanki, a nie na umownym „systemie europejskim”. Musimy także wykazać więcej inicjatywy, proponując rządom Szwecji, Danii, Finlandii, Estonii, Łotwy i Litwy, iż jesteśmy gotowi do dyslokacji naszych sił zbrojnych na strategiczne wyspy bałtyckie będące częścią ich terytorium. Towarzyszyć temu musi wspólne działanie w zakresie budowy systemu świadomości sytuacyjnej na Bałtyku, współdziałania marynarek wojennych i lotnictwa, a także zdolności rakietowych, w tym dalekiego zasięgu, pamiętając, iż prowadzenie operacji morskich nie odbędzie się bez zdefiniowania przez nas roli zmieniających swe siły zbrojne Niemiec.

Państwa wschodniej flanki muszą stać się też liderami NATO w zakresie wojny data-centrycznej, takiej w której zdolności do zbierania i przetwarzania danych stają się jednym z czynników budowania przewagi, mając zresztą ku temu predyspozycje. Synergie są w tym wypadku oczywiste – nasze siły cyber są z pewnością jednymi z najlepszych w NATO, Estonia jest państwem o największych postępach w zakresie cyfryzacji, Finlandia już jest europejskim centrum cloud computingu, a Szwecja ma znaczące osiągnięcia w zakresie inwestowania w nowoczesne technologie wojskowe. Jeśli mówimy o wspólnych zakupach sprzętu, to w pierwszym rzędzie myślmy, czy nie zaproponować współpracy państwom skandynawskim i Bałtom, jeśli chcemy budować obronę cywilną, to korzystajmy z doświadczeń Skandynawów. Nawet bardzo zaawansowane rozwiązania technologiczne w wojskowości, czego potwierdzeniem jest skonstruowanie przez Izrael systemu Iron Dome, nie wymagają ani dziesięcioleci ani miliardów dolarów. Państwa basenu Morza Bałtyckiego, jeśli zaczną już dziś działać, są w stanie w najbliższych 5 lat skokowo zwiększyć swe zdolności, integrując operacyjnie swe siły zbrojne, zwłaszcza, a może przede wszystkim, w nowych domenach oraz poprawiając kolektywną odporność, opartą na wzorcu skandynawskim. Ta siła przykładu nie tylko zwiększy nasze bezpieczeństwo, odstraszając Rosję, ale również będzie impulsem transformującym Pakt Północnoatlantycki, czyniąc ten sojusz wojskowy bardziej dostosowanym do współczesnych wyzwań. ©℗

Docelowo Pakt Północnoatlantycki dążyć musi do przekształcenia Bałtyku w „NATO-wskie jezioro”, którym dziś ten akwen nie jest. Wymagać to będzie koordynacji działań, w tym budowania wspólnych zdolności operacyjnych