Oświadczenie szefów polskiej i ukraińskiej dyplomacji o braku przeszkód do poszukiwań ciał ofiar dziejowych kataklizmów to krok w dobrą stronę. Mówienie o przełomie czy – jak to ujął Rafał Trzaskowski – „momencie, na który czekały pokolenia”, jest jednak nieporozumieniem. Ukraińcy już wcześniej deklarowali, że blokada ekshumacji nie istnieje. Jeśli w Kijowie faktycznie nastąpiła zmiana, to poznamy ją po owocach, czyli zgodzie na prace w konkretnych miejscach.
„Ukraina potwierdza, że nie ma żadnych przeszkód do prowadzenia przez polskie instytucje państwowe i podmioty prywatne we współpracy z właściwymi instytucjami ukraińskimi prac poszukiwawczych i ekshumacyjnych na terytorium Ukrainy zgodnie z ustawodawstwem ukraińskim, i deklaruje gotowość do pozytywnego rozpatrywania wniosków w tych sprawach” – zapisali Radosław Sikorski i Andrij Sybiha. – Każda rodzina ma prawo do godnego uhonorowania pamięci swoich przodków. Robimy postępy na tej drodze – zapewniał Sybiha. Akapit o poszukiwaniach wyeksponował na portalu X Sikorski, co podchwycili jego koledzy partyjni.
Najdalej poszedł prezydent Warszawy. „Na ten moment czekały pokolenia Polek i Polaków. Tak wygląda skuteczna dyplomacja. Rozwiązujemy dziś sprawę, której nie potrafiły doprowadzić do końca rządy mające usta pełne frazesów o «narodowym interesie». To pokazuje, że liczą się nie puste, nawet najgłośniej wykrzykiwane hasła, a realne działania. Gratulacje dla @sikorskiradek. Wreszcie będziemy mogli godnie upamiętnić ofiary rzezi wołyńskiej. A jako prezydent Warszawy deklaruję już dziś: Cmentarz na Powązkach jest gotowy, by stać się godnym miejscem ich spoczynku” – napisał. Pytanie, jak zmieścić na Powązkach kilkadziesiąt tysięcy ofiar, nie jest jedynym, jakie wypada zadać.
Deklaracja nie jest niczym nowym. Formalne moratorium na poszukiwania zniesiono w 2019 r. Od tej pory „nie ma żadnych przeszkód do prowadzenia” prac. – Ukraina zdjęła zakaz ekshumacji polskich pochówków. Teraz oczekujemy podjęcia przez Polskę decyzji o odbudowie jednego ukraińskiego pomnika. Gdy to zostanie zrobione, zostaną otwarte możliwości dalszej współpracy – mówił szef MSZ Dmytro Kułeba w 2020 r. Kijów jako dowody na zdjęcie blokady wskazuje prowadzone w 2019 r. poszukiwania ofiar września 1939 r. we Lwowie i zgodę wydaną w 2023 r. Fundacji Wolność i Demokracja na prace w Puźnikach. O tym, że blokada to mit, zapewniał we wrześniu br. w rozmowie z Czarnym Niebem szef Ukraińskiego Instytutu Pamięci Narodowej Anton Drobowycz.
Problem w tym, że inne wnioski nadal grzęzną na różnych szczeblach biurokracji. Drobowycz zapewniał, że nic nie stoi na przeszkodzie, by prowadzić poszukiwania, a odrzucanie wniosków wynika z tego, że Polacy nie potrafią ich poprawnie napisać. Ale zaraz potem stawiał warunek dla zdjęcia nieobowiązującej ponoć blokady. Podobnie pisał w korespondencji z DGP. Warunkiem tym ma być odbudowa pomnika, o którym mówił Kułeba. W tym zakresie Ukraińcy mają rację o tyle, o ile zniszczony nagrobek na Monasterzu, wbrew ustaleniom prezydentów, nie został przywrócony do stanu pierwotnego.
Sedno sprawy jest inne: Sybiha nie podpisał się pod niczym, co wyraźnie zmieniało by stanowisko Kijowa. Deklaracje mają znaczenie i mogą wpłynąć na poprawę atmosfery – w tym sensie oświadczenie jest cenne i rację ma Sikorski, że tę kwestię podnosi – ale nie odbudują zaufania, jeśli nie pójdą za nimi konkretne kroki. Tu i Kijów, i Warszawa mają pracę domową do odrobienia. Triumfalizm à la Trzaskowski w tym nie pomoże. A może zaszkodzić, jeśli politycy uznają, że sprawa jest załatwiona i można się zająć innymi wątkami kampanii. ©℗