Światowe Dni Młodzieży w 2005 roku w Kolonii były dla papieża Benedykta XVI - stroniącego raczej, w przeciwieństwie do swego poprzednika Jana Pawła II, od publicznych wystąpień - pierwszym poważnym sprawdzianem jego zdolności do kontaktu z wiernymi.

Niemiecką Kolonię na miejsce dwudziestego spotkania z młodymi ludźmi z całego świata wybrał polski papież. Po jego śmierci, w kwietniu 2005 roku, jego następca Benedykt XVI zapowiedział, że spełni zaciągnięte przez Jana Pawła II zobowiązanie i przyjedzie 21 sierpnia do nadreńskiej metropolii.

ŚDM rozpoczęły się już 16 sierpnia od nabożeństw w Kolonii, Duesseldorfie i Bonn. Celebrując w obecności 50 tysięcy osób mszę na stadionie piłkarskim FC Koeln, kardynał Joachim Meisner powiedział, że spotkaniu młodzieży patronuje tym razem aż dwóch papieży - "Jan Paweł II w niebie i nasz papież Benedykt XVI na Ziemi".

"Przeczuwam, cóż to będzie za święto wiary, gdy dwaj papieże będą je koordynowali" - powiedział. Meisner przypomniał, że na trzy tygodnie przed śmiercią Jan Paweł II prosił podczas rozmowy w szpitalu, by zaczekać na niego w Kolonii. Odpowiedziałem: ojcze święty, czekamy niewzruszenie" - wspominał hierarcha.

"Wołamy teraz ze stadionu w Kolonii do nieba: ojcze święty Janie Pawle II, czekamy na Ciebie. Wołamy też przez Alpy w kierunku Rzymu - ojcze święty Benedykcie XVI, czekamy na Ciebie" - powiedział. Treść homilii Meisnera odzwierciedlała wielkie wyzwanie, przed jakim stanął urzędujący od zaledwie czterech miesięcy papież.

Dla wszystkich było oczywiste, że będzie na każdym kroku porównywany z Janem Pawłem II, dla którego spotkania publiczne z setkami tysięcy wiernych podczas masowych uroczystości religijnych były chlebem powszednim. Niemiecki papież nie chciał naśladować swojego polskiego poprzednika, zdając sobie sprawę, że jest zupełnie inną osobowością niż Karol Wojtyła.

Obawy Benedykta XVI, że zostanie w swojej ojczyźnie chłodno przyjęty, rozwiały się zaraz po przyjeździe. Już podczas powitania na lotnisku, licznie przybyła młodzież powitała go okrzykami "Benedetto!", "Benedetto!". Rytmicznymi oklaskami, jak podczas piłkarskiego meczu, młodzież przerywała raz po raz przemówienie nieco speszonego tym spontanicznym dowodem aprobaty papieża. Te okrzyki towarzyszyły mu przez cały czterodniowy pobyt - podczas rejsu statkiem po Renie, wizyty w katedrze kolońskiej, przejazdach po mieście i po zakończeniu mszy.

Radosny nastrój kilkuset tysięcy uczestników spotkania zakłóciła pierwszego dnia wiadomość o tragicznej śmierci brata Rogera - twórcy wspólnoty ekumenicznej Taize.

Pobyt papieża w Kolonii obfitował także w akcenty polityczne. Ówczesny prezydent Niemiec Horst Koehler nazwał powołanie Ratzingera na papieża "historycznym wydarzeniem". "Po papieżu z Polski - kraju, który jako pierwszy w czasie II wojny światowej został napadnięty przez Niemcy, wybrano teraz przedstawiciela pokolenia pomocników artylerii przeciwlotniczej (władze hitlerowskie powołały w końcowej fazie wojny Ratzingera, podobnie jak wielu innych młodych Niemców, do takiej służby - PAP). Ten fakt napawa mnie nadzieją - 60 lat po końcu wrogiej ludziom i religii ideologii, jaka panowała w Niemczech" - wyjaśnił prezydent, dodając, że decyzję konklawe odebrano w świecie jako gest pojednania.

Kulminacyjnym punktem XX Światowych Dni Młodzieży była msza odprawiona przez papieża na błoniach Marienfeld pod Kolonią, w której uczestniczyło 1,1 mln osób. W wieczór poprzedzający mszę w tym samym miejscu odbyło się czuwanie.

"Tylko wielka eksplozja dobra, zwyciężającego zło, może odmienić świat" - nauczał Benedykt XVI. Papież mówił też o potrzebie miłości i uznania Boga za prawdziwą miarę rzeczy. "Bóg zwycięża, ponieważ jest miłością" - podkreślił. Zaapelował do młodzieży o dawanie świadectwa wiary w życiu codziennym poprzez działalność na rzecz społeczeństwa.

Zarówno na mszy na Marienfeld, jak i podczas innych spotkań w Kolonii, wyróżniającą się grupą pielgrzymów byli Polacy. Było ich ok. 20 tys. Akcentowali swoją narodowość biało-czerwonymi flagami i innymi akcentami o narodowych barwach. W rozmowach z dziennikarzem PAP jednak twierdzili, że narodowość papieża nie ma dla nich znaczenia.

W konfrontacji z setkami tysięcy pielgrzymów z całego świata, mimo wielkiego zaangażowania wolontariuszy, upadł mit dobrej niemieckiej organizacji. Komunikacja publiczna w Kolonii przestała działać, a jedynym środkiem lokomocji zarówno dziennikarzy, jak i uczestników ŚDM często były własne nogi. Szwankowało zaprowiantowanie, a powrót z nocnego czuwania zakończył się dla wielu uczestników kilkugodzinną pieszą wędrówką.

Niemiecka prasa po zakończeniu ŚDM w Kolonii podkreślała, że uczestnicy spotkania dobrze przyjęli Benedykta XVI, ponieważ nie starał się naśladować swego charyzmatycznego i spontanicznego poprzednika. Papież "zachowywał się autentycznie, nie kryjąc swej nieśmiałości i posługując się niewyuczonymi gestami" - podkreślano.

Komentatorzy zwracali uwagę, że papieskie homilie były "powściągliwe i ostrożne". Papież starał się, by podczas swej pierwszej, obserwowanej przez 8 tysięcy dziennikarzy, zagranicznej podroży nie popełnić jakiegoś błędu.

Ukazujący się w Kolonii "Koelner Stadt-Anzeiger" pisał, że wśród młodzieży zauważalna jest "tęsknota za dogmatami". Dzięki ŚDM Niemcy dostrzegli to, co w innych częściach świata jest oczywistością - "religia chrześcijańska nie jest tylko wiarą dla starych i chorych. Młodzi ludzie również przyznają bez zahamowań, że wierzą w Boga i nie wstydzą się tego" - czytamy w komentarzu.

Z Berlina Jacek Lepiarz (PAP)