Kolejne ataki terrorystyczne w Turcji. W poniedziałek w Stambule celem był amerykański konsulat i komisariat policji. A na południowym wschodzie kraju, który jest zamieszkany przez Kurdów najpierw eksplodowała bomba, potem zestrzelono wojskowy śmigłowiec.

Zdaniem dr Moniki Bartoszewicz ekspertki do spraw islamu z Centrum Myśli Jana Pawła II ostatnie ataki nie są niczym nowym i tylko w pewnym stopniu są sprawą wewnętrzną Turcji.
"Można założyć, że są smutną konsekwencją decyzji Turcji i jej postępowania nie tyle w stosunku do Państwa Islamskiego, ile w stosunku do mniejszości kurdyjskiej, która przez wiele miesięcy z tym państwem walczyła, a w ostatnich nalotach przeprowadzanych przez wojska tureckie została zaatakowana na równi z dżihadystami" - mówi ekspertka.


Mimo to, że ataku na amerykański konsulat nie dokonali Kurdowie, a skrajna lewicowa organizacja, to ekspertka uważa, że mogą być one wykorzystane przez rząd, by przerwać strategiczną bliskość Kurdów i Amerykanów. "Na taką bliskość Turcja na pewno nie może sobie pozwolić, bo godzi to w jej interesy, szczególnie jeśli pamiętamy o tym, że to bazy tureckie są tymi bazami, na które NATO najbardziej liczyło w ofensywie przeciwko Państwu Islamskiemu" - mówi ekspertka.

W Turcji obowiązuje stan podwyższonej gotowości - po tym, jak turecka armia pod koniec lipca dokonała zsynchronizowanych nalotów na pozycje terrorystycznej organizacji Państwo Islamskie w Syrii oraz kurdyjskich bojowników w północnym Iraku. Na terenie Turcji aresztowano zaś kilkaset osób podejrzewanych o działalność terrorystyczną. Kurdowie oskarżają władze w Ankarze, że pod pozorem walki z dżihadystami, chcą rozprawić się z tą grupą etniczną.