Równolegle do nieudolnie prowadzonej wojny przeciwko Ukrainie Władimir Putin dokonuje zaboru państw i parapaństw, które Rosja postrzega jako swoją „strefę wpływów”.

O ile inwazja to pole porażek i kompromitacji, aneksje z perspektywy Kremla wyglądają obiecująco. Jeszcze przed atakiem na Ukrainę, wprowadzając – pod pozorem ćwiczeń – wojska na teren Białorusi, udało się przekształcić to państwo w de facto 23. republikę wchodzącą w skład Federacji Rosyjskiej (tworzy ją dodatkowo 46 obwodów, 9 krajów, 3 miasta wydzielone, 4 okręgi autonomiczne i jeden obwód autonomiczny plus 8 okręgów federalnych). Putin nie pyta o zgodę Łukaszenki, gdy planuje ataki rakietowe z terytorium Białorusi. Nie prosił o pozwolenie na przerzut wojsk, paliwa czy amunicji, gdy atakował Kijów. Wasalizując nominalnego sojusznika, zyskał pełną swobodę działania. Wcześniej tego samego dokonał w odniesieniu do półmafijnych elit zagarniętego Krymu, które zdradziły Ukrainę. Dziś podobny manewr próbuje powtórzyć w odniesieniu do separatystycznego Naddniestrza.
To parapaństwo formalnie jest po stronie Rosji, a na jego terytorium stacjonują rosyjscy żołnierze. Mimo to elity naddniestrzańskie przez lata zdążyły przyzwyczaić się do względnej niezależności i funkcjonowania w układzie quasi oligarchicznym. Centralną rolę odgrywa w nim koncern Sheriff, który jest źródłem dochodów dla lokalnych graczy. To z niego wywodzi się generał milicji Wadim Krasnosielski, który pełni funkcję prezydenta Naddniestrza. Ze struktur biznesowych sponsorowanego przez Sheriffa klubu sportowego wyszedł również premier Aleksandr Martynow, w przeszłości pracownik kijowskiego oddziału znanej firmy doradczej Ernst & Young i moskiewskiej filii PricewaterhouseCoopers. Obaj uznają się za etnicznych Rosjan, którzy stanowią 1/3 ludności Naddniestrza (kolejną 1/3 stanowią Mołdawianie i tyle samo Ukraińcy).
Krasnosielski i Martynow rządzą terytorium, na którym Rosjanie dokonali pod koniec kwietnia co najmniej kilku prowokacji, uznanych przez zachodnie służby wywiadowcze za „operacje pod obcą flagą” uzasadniające albo wzmocnienie obecności rosyjskiej, albo atak na Mołdawię. Po tym wszystkim doszło do sytuacji bezprecedensowej. Jak wynika z informacji DGP, Oleg Serebrian – mołdawski wicepremier odpowiedzialny za reintegrację (czyli kontakty z Naddniestrzem) i Dorin Recean – doradca prezydent Mołdawii Mai Sandu spotkali się z Krasnosielskim w miejscowości Varnița, o którą trwa spór między Kiszyniowem i Tyraspolem, aby… odnowić kontakty i wymienić opinie. Wszystkiemu uważnie przyglądała się OBWE, a jak przekonują nasi informatorzy – całe spotkanie było dyskretnie wspierane przez Polaków, którzy obecnie przewodzą pracom organizacji. Serebrian, Recean i Krasnosielski nie poruszali tematów trudnych, czyli reintegracji. Dyskutowano o bezpieczeństwie, a wola polityków, aby deeskalować napięcie, mówi bardzo wiele o tym, jakiej natury jest obecny konflikt wokół Naddniestrza. Jak przekonują nasi rozmówcy – Rosja, która dotuje quasi-państwo kwotą rzędu miliarda dolarów rocznie, zamierza dokonać jego anszlusu i przejąć nad nim pełną kontrolę. Obecne elity są prorosyjskie. Ale z ambicjami do poszerzania swojej autonomii i grania na jak najszerszym polu – nazwijmy to umownie – „wolności” od patrona. Kreml z kolei postrzega Naddniestrze podobnie jak Białoruś. Jako klienta, który sporo bierze, ale nie daje wystarczająco dużo od siebie. W sytuacji wojennej klientelizm Krasnosielskiego to dla Rosji za mało. Jak przekonywali w rozmowie z DGP dobrze sytuowani mieszkańcy Naddniestrza pracujący w strukturach parapaństwa, normą w Tyraspolu lub Benderach jest posiadanie kilku paszportów – Rosji, Ukrainy, Cypru czy Mołdawii – i orientowanie się nie tylko na Wschód. W tym sensie Putin może być zainteresowany oczyszczeniem atmosfery i ustaleniem pełnej kontroli nad dekadenckimi separatystami, którym zachciało się rozjeżdżać po świecie, zamiast żyć w „Nowym Jorku lewego brzegu Dniestru” – Tyraspolu. Putinizacja Naddniestrza to z kolei niebezpieczeństwo dla Mołdawii, ukraińskiego, wielonarodowego Budziaku i Odessy. W tym kontekście pełnienie przez Polaków w OBWE roli brokera dyskretnych spotkań pomiędzy politykami, których nazwiska nic nie mówią światu – ma głęboki sens. Spowolnienie kolejnego zaboru lub jego powstrzymanie jest grą o wysoką stawkę. Umocnienie Rosji w Naddniestrzu to egzystencjalne ryzyko dla Mołdawii, osłabienie Rumunii i całej południowo-wschodniej flanki NATO.