Nigel Farage, zwycięzca brytyjskich eurowyborów, lider Partii Niepodległości Zjednoczonego Królestwa, mówi DGP o własnej wizji Europy
Absolutnie nie! Będę za odrzuceniem tej kandydatury.
Ponieważ jest to polityk z poprzedniej epoki, działacz o poglądach kompletnie oderwanych od rzeczywistości i przede wszystkim eurofederalista. Prezentowana przez niego wizja Europy jest zwyczajnie nie do przyjęcia.
Mogę mówić za siebie i za Partię Niepodległości Zjednoczonego Królestwa. Będziemy przeciwko Junckerowi.
No nie, oczywiście, że nie. Żaden z nich nie jest do zaakceptowania przez Partię Niepodległości.
Wszyscy oni są zwolennikami federacji europejskiej. Tak naprawdę nie ma żadnej różnicy między Junckerem, Verhofstadtem a Schulzem. Cała trójka to fanatyczni wręcz federaliści. Te wybory to kpina z demokracji.
Dla mnie to jest dopiero bezczelność! Obserwując tę farsę, mam wrażenie, że najbardziej poniżoną instytucją w tej grze jest Parlament Europejski. Zostały przecież przeprowadzone wybory europarlamentarne, których wynik powinien zostać jakoś uznany. Mówiąc „wynik”, mam na myśli nie tylko zwycięstwo chadeków, ale ogólny rezultat tych wyborów. Tymczasem tak naprawdę wszystko ustala się dalej za zamkniętymi drzwiami i to, nad czym eurodeputowani będą głosować, będzie właśnie wynikiem tych tajnych konsultacji. Kilka krajów w swoim gronie ustali, czy Juncker zostanie szefem Komisji albo kto ewentualnie go zastąpi. Czy takie zachowanie można nazwać demokratycznym?
Nie podoba mi się żaden z przedstawionych do tej pory oficjalnie kandydatów, ponieważ – tak jak mówiłem – nie ma między nimi większej różnicy. Proszę zwrócić uwagę, że nie został przedstawiony żaden polityk o poglądach mniej euroentuzjastycznych. Gdyby był do wyboru ktoś bardziej umiarkowany, kto potrafiłby umiejętnie balansować między Unią Europejską a szacunkiem dla roli państw narodowych, zastanowiłbym się nad taką opcją. Ale takiej alternatywy nie ma.
No nie... On nie jest przecież nawet oficjalnie kandydatem. A inna sprawa, że jest zbyt proeuropejski.
Też nie.
Tak. Ja!
Nie, byłbym naprawdę bardzo dobrym kandydatem.
Na początek dążyłbym do oddania władzy krajom członkowskim i drastycznego zredukowania liczby eurokratów...
Tak, słyszałem o nim i słyszałem to zdanie. Ja nie jestem aż tak radykalny. Ale cieszę się, że jest ktoś, przy kim ja mogę uchodzić za polityka umiarkowanego.
Jest za wcześnie na tego typu decyzje. Właściwy czas jeszcze nie nastał.
Myślę, że europejscy politycy powinni się poważnie zastanowić nad wynikami ostatnich wyborów, popatrzeć na tendencje, na rosnące poparcie dla poglądów zbliżonych do moich i wyciągnąć z tego wnioski. A wniosek z majowego głosowania jest prosty: Europejczycy nie chcą silniejszej integracji. Mieszkańcy Unii Europejskiej w dużej mierze opowiedzieli się za powrotem do koncepcji silnych państw narodowych. W tej sytuacji forsowanie europejskiego federalizmu nie ma sensu. Politycy powinni więc zaproponować na czołowe posady w Brukseli kandydatów o poglądach zdecydowanie mniej euroentuzjastycznych.
Na pewno nie życzę sobie widzieć tak roszczeniowej Komisji Europejskiej, jak do tej pory. Chciałbym mieć wyłączność na tworzenie prawa przez państwa narodowe, nie chcę tego rozrośniętego i drogiego Parlamentu Europejskiego. Nie chcę też Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej w Luksemburgu, który narzuca wyroki ponad naszymi krajowymi sądami najwyższymi czy naczelnymi. Chcę Europy minimum, rozumianej wyłącznie jako unia handlowa łącząca niezależne, silne państwa narodowe.
Pozostało
95%
treści
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Powiązane
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama