Rozdzielenie nadzoru nad systemem antykryzysowym między resorty administracji i spraw wewnętrznych to groźny dla życia i zdrowia obywateli eksperyment – twierdzą politycy PO. Apelują, aby premier wycofał się z tego pomysłu.
Rząd ma niespodziewanego przeciwnika swoich planów zmian w dziedzinie bezpieczeństwa – posłów samej koalicji. Chodzi o pakiet zmian zawartych w projekcie „o zmianie ustawy o działach administracji rządowej oraz niektórych innych ustaw”, który powstał w związku z rozdzieleniem dawnego Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji na dwa resorty: spraw wewnętrznych oraz administracji i cyfryzacji. Zakłada on, że nadzór nad systemem powiadamiania ratunkowego trafi do ministra Boniego, a kierowniczą funkcję nad systemem ratowniczo-gaśniczym, czyli Strażą Pożarną, będzie sprawował minister Jacek Cichocki.
– Służby sprawdziły się w czasie katastrofy kolejowej. Będę namawiał, aby wstrzymać zmiany – mówi DGP przewodniczący sejmowej komisji spraw wewnętrznych i administracji Marek Biernacki. O projekcie mówi jako o niebezpiecznym eksperymencie. – Musi być jasne, że jedna osoba odpowiada za bezpieczeństwo powszechne Polaków i jest nim minister spraw wewnętrznych – podkreśla Biernacki.
Proponowane zapisy przesądzają też, że centra powiadamiania ratunkowego będą budowane przy urzędach wojewódzkich, a nie w oparciu o komendy Straży Pożarnej. Odbieraniem telefonów na numer 112 mają się zająć przeszkoleni bezrobotni z pensją ok. 1500 zł. Tymczasem ostatnio miała miejsce seria przypadków, gdy doświadczeni strażacy i policjanci pomagali ratować życie przez telefon. Np. pod koniec lutego w Białymstoku połączenie na 112 odebrał strażak Krzysztof Zahorowski: instruował roztrzęsioną matkę, jak przeprowadzać reanimację, gdy jej 4-letni synek przestał oddychać. – Nie rozumiem, czemu powiadamianie ratunkowe ma być poza systemem bezpieczeństwa powszechnego – komentuje Antoni Podolski, który odpowiadał za budowę systemu zarządzania kryzysowego. Zwolennikiem przesunięcia CPR do resortu administracji jest jego wiceszef Piotr Kołodziejczyk. Według niego budowa call center przy urzędach ma pomóc w szybszym odbieraniu telefonów alarmowych. I tak się dzieje tam, gdzie działa już taki system (np. w Krakowie). – Ale nikt nie wie, czy skrócił się czas od odebrania telefonu do pojawienia się realnej pomocy na miejscu. Mam wątpliwości, urzędnik musi informacje przekazać do pogotowia, straży pożarnej lub policji – komentuje Biernacki. DGP próbował zdobyć dane o czasie reakcji służb w Krakowie, odkąd działa tam CPR. Jednak było to niemożliwe i w urzędzie wojewódzkim, i Straży Pożarnej.