Natychmiastowej dymisji premiera Włoch Silvio Berlusconiego domagali się w sobotę w Rzymie uczestnicy demonstracji zorganizowanej przez największą siłę centrolewicowej opozycji - Partię Demokratyczną. W wiecu udział wzięło kilkaset tysięcy osób.

Manifestacja na Lateranie odbyła się pod hasłem konieczności zmian i odbudowy kraju po latach rządów centroprawicy Berlusconiego. Przywódca Partii Demokratycznej Pier Luigi Bersani oświadczył podczas wiecu: "Obiecujemy przywrócić Włochom miejsce, w którym powinny być, gdzie czeka na nie świat".

"Przywrócimy Włochom godność i dobre imię oraz ich europejskie powołanie" - powiedział Bersani. "Silvio Berlusconi musi ustąpić albo my odeślemy go do domu" - dodał.

W wystąpieniu, które media nazwały wyzwaniem rzuconym Berlusconiemu, Bersani oznajmił: "Proponujemy pakt na rzecz rządu zwolennikom postępu i siłom umiarkowanym, by utworzyć większość dla odbudowy kraju i wspierania odrodzenia Włoch".

"Nie dążymy do przewrotu koalicyjnego; jeżeli dojdzie do przerwy i zmiany polityki, jesteśmy gotowi na nowy rząd" - mówił Bersani, przedstawiając warunki konieczne dla powołania gabinetu przejściowego.

"Od dawna powtarzamy, że wszystkie kraje zagrożone tym kryzysem udzieliły odpowiedzi, albo zmieniając rząd, albo przyspieszając wybory" - zauważył przywódca Partii Demokratycznej. "My byliśmy zawsze gotowi na oba rozwiązania" - wskazał.

Lider PD przypomniał, że jego ugrupowanie codziennie mówiło, iż "Berlusconi musi odejść, bo doprowadził do katastrofy".

"Trzeba iść naprzód, bo euro to nie choroba. Chorobą jest Europa prawicy, Europa pani Merkel i pana Sarkozy'ego. Jeśli chodzi o Berlusconiego, to on w tej tragedii zarezerwował sobie miejsce, ale tylko w karykaturze" - powiedział Bersani. I dodał: "Jasne jest, że za ten wstyd będzie musiał odpowiedzieć".

Przywódca centrolewicowej partii zarzucił ponadto prawicy, że "rzuciła Europę na kolana, począwszy od tego, jak zareagowano na kryzys w Grecji".

W odpowiedzi na wiec na Lateranie premier Berlusconi oświadczył: "W rzymskich pałacach krąży czcze gadanie i plotki na jeden temat: dymisja tego rządu".

"Przykro mi, że rozczarowuję tych, którzy z nostalgią wspominają Pierwszą Republikę, gdy rządy pracowały średnio po 11 miesięcy, ale odpowiedzialność wobec naszych wyborców i kraju narzuca nam i naszemu rządowi konieczność kontynuowania batalii obywatelskiej, którą prowadzimy w tym trudnym momencie kryzysu" - zaznaczył Berlusconi. "Zostaję tam, gdzie jestem" - zapewnił, po raz kolejny odrzucając apele o dymisję.