Naczelnik centrum pilotażowego Państwowego Naukowo-Doświadczalnego Instytutu Lotnictwa Cywilnego Ruben Jesajan powiedział, że "załoga nie była przygotowana do danego podejścia do lądowania".
"Kiedy kontrola w Mińsku poinformowała załogę, że jest mgła na lotnisku i że warunki są złe, dowódca samolotu powinien przeprowadzić przygotowania przed lądowaniem, gdzie powinny być jasno określone wszystkie działania członków załogi podczas danego podejścia" - zaznaczył. Dodał, że w trudnych warunkach pogodowych zwykle do lądowania podchodzi drugi pilot, a "dowódca kontroluje wypełnienie zaplanowanych działań".
"Dowódca nie miał żadnego postawionego zadania, a podszedł do lądowania z przekonaniem, że po prostu musiał je wykonać; kontroler nie miał jakiegokolwiek prawa zabronić dowódcy lądowania" - mówił Jesajan.
Z kolei naczelnik moskiewskiego centrum zautomatyzowanego zarządzania ruchem lotniczym w latach 2005-06 Władimir Sznajder powiedział, że "rejs był międzynarodowy (...), załoga miała prawo samodzielnie wybierać sobie podejście do lądowania". "Grupa kontroli lotów nie ma prawa zamykać lotniska, które jest technicznie zdatne do lądowania, z powodu warunków pogodowych, to jest zasada międzynarodowa" - powiedział.
Winny system organizacji pracy lotniczej
Według rosyjskich ekspertów tragedii winny był system organizacji pracy lotniczej w polskim 36. Specjalnym Pułku Lotnictwa Transportowego.
"Kto zgodziłby się lecieć z załogą, wiedząc, że jest ona tak źle przygotowana jak załoga, która leciała 10 kwietnia? (...) Nikt nie podniósł ręki, wszyscy rozumieją ten brak profesjonalizmu" - mówił prezes fundacji rozwoju infrastruktury transportu powietrznego "Partner rosyjskiego lotnictwa" Oleg Smirnow. Dodał, że jego zdaniem katastrofie "winny nie jest dowódca samolotu, ale system organizacji pracy lotniczej w specjalnym pułku lotnictwa transportowego, gdzie przygotowywane są loty o statusie HEAD (z najważniejszymi osobami w państwie - PAP)".
Naczelnik centrum pilotażowego Państwowego Naukowo-Doświadczalnego Instytutu Lotnictwa Cywilnego Ruben Jesajan pytany o obecność w kokpicie samolotu polskiego dowódcy Sił Powietrznych gen. Andrzeja Błasika ocenił, że "sama obecność przełożonego w kokpicie wpływa na załogę". "Błasik leciał jedynie jako pasażer" - powiedział.
Zdaniem ekspertów "wskaźnik samolotu", który widzieli kontrolerzy na swych monitorach do momentu zderzenia z przeszkodą, nie odbiegał od "strefy dopuszczalnych odchyleń". Odpowiedzieli w ten sposób na pytanie dziennikarzy, dlaczego kontrolerzy informowali załogę Tu-154M, że samolot podczas podchodzenia do lądowania "jest na kursie i na ścieżce".
Samolot nie powinien lecieć bez lidera
Oleg Smirnow, rosyjski ekspert uczestniczący w konferencji nt. katastrofy smoleńskiej, powiedział, że Tu-154M nie powinien lecieć do Smoleńska bez lidera.
"Jeśli nie zapewniono nawigatora lidera, a jest on niezbędny, to administracja zajmująca się organizacją pracy lotniczej musi ogłosić, że wylot jest niemożliwy ze względu na brak lidera i poinformować o tym prezydenta. Jeżeli jest taka sytuacja, to albo prezydent zmienia lotnisko docelowe, albo skarży się prezydentowi Federacji Rosyjskiej na to, że służby rosyjskie nie wypełniają swojej pracy w należyty sposób" - powiedział Smirnow, prezes fundacji rozwoju infrastruktury transportu powietrznego "Partner rosyjskiego lotnictwa", który brał udział w czwartkowej wideokonferencji o katastrofie smoleńskiej.
Według opublikowanego w styczniu raportu MAK strona polska zrezygnowała z usług rosyjskiego nawigatora naprowadzania, znającego lotnisko docelowe tzw. lidera. Szef MON Bogdan Klich mówił, że z lidera polska strona zrezygnowała, bo nie zapewniła go na czas strona rosyjska. 36. Pułk wystąpił do Rosji w tej sprawie, jednak w ciągu dwóch tygodni nie otrzymał odpowiedzi. W związku z tym 31 marca zrezygnowano z lidera, ponieważ pilot Arkadiusz Protasiuk spełniał wszelkie warunki do komunikowania się w języku rosyjskim.
Strona rosyjska manipuluje opinią publiczną
Twierdzenia strony rosyjskiej wskazujące na to, że o wszystkim decyduje pilot, to manipulacja - uważają członkowie polskiej komisji badającej przyczyny katastrofy smoleńskiej.
Członek komisji badającej przyczyny katastrofy Tu-154 Wiesław Jedynak nie zgodził się z interpretacją strony rosyjskiej wskazująca na to, że o wszystkim decyduje dowódca załogi samolotu. "Z taką tezą się absolutnie nie zgadzam. To jest tak dalekie spłycenie tego problemu, że wręcz pokazuje nam pewnego rodzaju manipulację. Dla mnie to jest ewidentne manipulowanie opinią publiczną" - powiedział.
Jego zdaniem poranna konferencja w Moskwie została zwołana w trybie pilnym. "Jesteśmy tym zdziwieni, bo żaden etap zakończenia prac MAK-u, ani prokuratury, ani żaden inny nie uzasadniałby takiego trybu postępowania strony rosyjskiej" - powiedział Jedynak.
"Spotkaliśmy się z powieleniem tych wszystkich informacji dotyczących działania załogi czy przygotowania do wykonania lotu, które już znaliśmy. Jakiekolwiek pytanie zadane przez dziennikarzy dotyczące działania grupy kierowania lotami na lotnisku w Smoleńsku albo przygotowania tego lotniska () pozostały bez odpowiedzi" - powiedział inny członek komisji Maciej Lasek.
Jego zdaniem to świadczy o tym, że konferencja w Moskwie nie miała na celu informowania opinii publicznej o przyczynach katastrofy.
Rosjanie wydali zgodę na lot mimo braku lidera
Członkowie polskiej komisji badającej okoliczności katastrofy smoleńskiej wskazali w czwartek, że strona rosyjska wydała zgodę na lot 10 kwietnia, mimo że nie zapewniła tzw. lidera. Wskazuje to - ich zdaniem - że "przepis o wymagalności lidera jest przepisem martwym".
W czwartek podczas wideokonferencji Oleg Smirnow, rosyjski ekspert z fundacji rozwoju infrastruktury transportu powietrznego, powiedział, że Tu-154M nie powinien lecieć do Smoleńska bez lidera. Według opublikowanego w styczniu raportu MAK strona polska zrezygnowała z usług rosyjskiego nawigatora naprowadzania, znającego lotnisko docelowe tzw. lidera. Szef MON Bogdan Klich mówił, że z lidera polska strona zrezygnowała, bo nie zapewniła go na czas strona rosyjska.
Odnosząc się do tez zaprezentowanych na wideokonferencji Maciej Lasek z polskiej Komisji Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego podkreślił, że strona rosyjska wydała zgodę na lot mimo tego, że nie zapewniła lidera. Jednocześnie, jak dodał, po katastrofie strona rosyjska "wielokrotnie wspominała o tym, że brak lidera jest jedną z ważniejszych okoliczności sprzyjających zaistnieniu wypadku".
"To nie jest tak, że my nie otrzymaliśmy lidera i mieliśmy nie lecieć, według rosyjskiego prawodawstwa nie powinniśmy otrzymać zgody na ten lot" - wskazywał Lasek. Dodał, że zgoda została jednak wydana. "Świadczy to, że przepis o wymagalności lidera w lotach nad terytorium Federacji Rosyjskiej jest przepisem martwym, pochodzącym jeszcze ze starego systemu" - mówił.
Lasek dodał także, że poglądy na przyczyny katastrofy i na temat bezpieczeństwa lotów zaprezentowane podczas wideokonferencji przez rosyjskich ekspertów są "poglądami sprzed 20-30 lat". "Wtedy mówiono, że ostatnim ogniwem odpowiedzialnym za katastrofę jest pilot; w tej chwili mówimy o systemowym badaniu" - powiedział.