Jeszcze zanim pojawił się w ringu, Tomasz Adamek mógł odtrąbić sukces pojedynku z Michaelem Grantem – finansowy. Nad ranem w niedzielę dorzucił jeszcze sportowy.
Ile pieniędzy trafi do kieszeni Adamka po gali w hali Prudential Center w Newark, w czasie której stoczył swoją czwartą walkę w wadze ciężkiej? Na razie nawet on sam nie wie dokładnie. A nawet gdyby wiedział, nie powie. – Warunki kontraktów to prywatne sprawy, poza tym dżentelmeni o pieniądzach nie rozmawiają. Gazety piszą, co chcą, nikt dziennikarzom prawdy nie powie – wykręcał się Adamek w rozmowie z „DGP” kilka godzin po walce.

Gala od kuchni

Wiadomo jednak, że mógł zarobić około miliona dolarów. To całkiem niezłe pieniądze jak na widowisko z udziałem dwóch nie najmocniejszych nazwisk światowego boksu. Adamek zdobywał dotąd pasy w niższych wagach. W tej najbardziej prestiżowej ciężkiej walkę o mistrzostwo świata ciągle ma przed sobą. Z kolei imponująco zbudowany Grant wiele lat temu był amerykańską nadzieją na dominację w wadze ciężkiej. Pokonał m.in. Andrzeja Gołotę, ale szczytu nie osiągnął. W pojedynku o pas jego sny o potędze zakończył Brytyjczyk Lennox Lewis.
Pogrążony w kryzysie boks wagi ciężkiej nie przynosi dziś bajońskich honorariów, takich jak 35 mln dolarów, jakie w 1997 r. Evander Holyfield dostał za walkę z Mike’em Tysonem. Żeby dobrze zarobić, bokser musi zająć się galą od kuchni – sam kontrolować sprzedaż biletów, negocjacje z telewizją, sponsorami, doborem rywala. Właśnie dzięki temu mistrz świata WBC Witalij Kliczko zarobił na pokonaniu Alberta Sosnowskiego 25 mln dolarów.
Adamek robi podobnie. Galę w Newark promowały firmy Main Events i Ziggy Promotions. Większość wpływów, ponoć nawet 70 proc., ma trafić do tej drugiej. A więc do samego Adamka. Pomagający mu w karierze w USA Ziggy Rozalski zamiast menedżerem woli nazywać się przyjacielem „Górala”. Przy każdej okazji zastrzega, że za jego promowanie nie bierze ani grosza.

Do pełni szczęścia wciąż daleko

Na galę z udziałem Adamka przyszło 10 972 osoby, a ceny biletów wahały się od 53 do 253 dolarów. To mogło dać zysk około miliona dolarów. Do tego dochodzi kontrakt z Polsatem, który pokazał walkę w Polsce. Według różnych szacunków był wart nawet 100 tys. dolarów. To nie wszystko. Po raz pierwszy walkę Adamka w USA pokazała płatna telewizja (pay per view). Kto chciał obejrzeć transmisję w domu, musiał zapłacić 29,9 dol. – Ile się sprzedało, będziemy wiedzieć za tydzień czy dwa, ale jestem pewien, że dużo ludzi zapłaciło, nie tylko Polaków w Stanach, bo to szło na kilka krajów. Ja sam kupiłem, żeby dzieci sobie w domu obejrzały – opowiadał Adamek. Na pytanie, po co dzieli się zyskami z Main Events, odparł: – Potrzebujemy ludzi do roboty, ale to my z Ziggym jesteśmy szefami.
Do pełni szczęścia nadal daleko. Gdy w kwietniu Adamek pokonał Chrisa Arreolę, Rozalski ekscytował się, że następną galę pokaże prestiżowa HBO. Kiedy jednak zaczęły się negocjacje, okazało się, że nie będzie tak łatwo. – Oni chcieli pokazać moją walkę tylko z trzema przeciwnikami: braćmi Kliczko i Davidem Haye’em, czyli mistrzami świata – mówi Adamek, który wie doskonale, że do walki o pas nie powinien się zbytnio spieszyć. Walka z dużo potężniejszym Grantem pokazała, że musi jeszcze dużo pracować, by zagrozić prawdziwym potentatom.