Sąd Najwyższy zażądał od działaczy związkowych Enei zwrotu nieruchomości wartych ok. 20 milionów złotych. Ale domy w większości już dawno zostały sprzedane.
Przez kilkanaście lat dwa związki zawodowe i garstka działaczy żyły z majątku Enei – spółki Skarbu Państwa. Do ich kieszeni przez dwa lata płynęły pieniądze z wyprzedawania nieruchomości, które Energetyka Poznańska – poprzednik Enei – wniosła do związkowej spółki. Według ostrożnych szacunków wartych 20 mln zł.
Związkowcy powinni zwracać nieruchomości od 2009 roku, do tej pory tego nie zrobili, bo je dawno sprzedali. Kilka tygodni temu Sąd Najwyższy odrzucił kasację związków zawodowych.

Atrakcyjne kamienice

Historia sięga 1996 r. Ówczesna Energetyka Poznańska (dzisiejsza Enea) do spółki z zakładową „Solidarnością” i Związkiem Zawodowym Pracowników Energetyki Poznańskiej założyła firmę Biuro-Serwis. Większość udziałów trafiła w ręce organizacji związkowych. W pierwszym roku działalności Biuro-Serwis zarobiło ledwie 10 tys. zł. Wtedy na odsiecz ruszyła Energetyka. W 1997 r. przekazała spółce atrakcyjne budynki. 5 kamienic w Poznaniu i po jednej we Wrześni i w Szamotułach. Na lepszy rozruch pożyczyła 100 tys. zł, rok później dorzuciła pół miliona. Według wartości księgowej darowane przez Energetykę nieruchomości były wtedy warte blisko 3,5 mln zł.
Związkowcy zaczynają sprzedawać mieszkania już w 1998 r. Na początek piętnaście. Do kasy spółki trafia niewiele ponad 181 tys. zł. Cztery razy mniej niż wartość rynkowa, co BS przyznaje w swoim rocznym raporcie i odnotowuje, że spółka zamknęła rok ze stratą. Podobnie rok później. Kiedy wyprzedała kolejne 44 mieszkania w 3 kamienicach stojących przy ul. Strusia, kamienicy przy ul. Głogowskiej oraz reprezentacyjnej al. Marcinkowskiego. Za 44 lokale BS zainkasowało niewiele ponad 800 tys. zł. Większość sprzedanych mieszkań miała 60 – 70 metrów kwadratowych. – Za takie mieszkanie trzeba było zapłacić 60 – 80 tys. zł – mówi nam osoba znająca poznański rynek nieruchomości.
Jedno z mieszkań kupił Piotr Adamski, wówczas członek rady nadzorczej BS i działacz „Solidarności” Enei. Dziś jej przewodniczący. Chcieliśmy go zapytać, ile zapłacił za ten lokal. Nie odbierał jednak telefonu.
Rok 1999 r. Biuro-Serwis zakończyło ponad 830 tys. zł na minusie. Mimo to zarząd spółki wypłacał sobie po 10 tys. zł na rękę, a członkowie rady nadzorczej po kilka tysięcy złotych pensji. Zapytany przez nas kilka miesięcy temu Marek Boiński (członek „S” Enei i członek rady nadzorczej BS), dlaczego BS tak tanio sprzedawało nieruchomości, odpowiedział: „Obsługa takich lokali to były dodatkowe koszty, więc za symboliczną złotówkę przejmowali je pracownicy”. Proceder wyprzedaży trwał jeszcze dwa lata.

Hojny zakład

Potem związkowa spółka zaczęła żyć ze zleceń składanych jej przez Eneę (usługi biurowe, ochrona itp.). Usługi te kosztują energetycznego giganta w zależności od roku 5 – 9 mln zł. Janusz Śniadecki, przewodniczący Zrzeszenia Związków Zawodowych Pracowników Energetyki, kilka miesięcy temu przyznał bez ogródek: „To był dla nas drugi filar finansowania, oprócz składek członkowskich”. Tyle że w 2007 r. zysk BS wyniósł 350 tys. zł. W tym samym roku zarząd i rada nadzorca Biuro-Serwisu wypłaciły sobie 331 tys. zł. Czyli na działalność związkową zostało 19 tys. zł.
W 2008 r. Enea zwróciła się do sądu, aby wyjaśnić kwestię własności kamienic. Rok później sąd apelacyjny unieważnił akt notarialny, na mocy którego kamienice trafiły do BS. W tym roku wyrok ten utrzymał Sąd Najwyższy.
– Ale my nie jesteśmy w stanie odzyskać tych kamienic. BS nie dotrzymuje kolejnych terminów przekazania nam nieruchomości – mówi pracownik departamentu korporacyjnego Enei. Prezes Biura-Serwisu Andrzej Nitecki (wcześniej od 2000 do 2009 r. dyrektor departamentu kadr i administracji Enei) zapewnia, że wszystko jest w porządku. Na pytanie, dlaczego BS nie oddało jeszcze kamienic, nie był w stanie odpowiedzieć.
Tuczą się na spółkach Skarbu Państwa
Spółki Skarbu Państwa to eldorado dla działaczy związkowych. Zgodnie z ustawą o związkach zawodowych, jeżeli należy do niego odpowiednia liczba członków, przysługują im tzw. etaty związkowe. Za ich utrzymanie płaci zakład pracy. W KGHM – mającym ponad 18,5 tys. pracowników – takich etatów w 2008 r. było 42. Na pensje dla związkowców KGHM wydało dwa lata temu blisko 8 mln zł. Rekordzista zarobił 275 tys. Na to wynagrodzenie złożyły się: pensja, dwie nagrody jubileuszowe, nagroda z funduszu premiowego, 14. pensja, nagroda roczna, zaliczka na dodatkową nagrodę roczną, poczęstunek barbórkowy, nagroda z okazji dni górnika i hutnika.
Pensje to nie wszystkie koszty, jakie spółka płaci za działalność związków. W 2008 r. na utrzymanie biur związkowców KGHM wydało prawie 700 tys. zł. Złożyły się na to wynajęcie lokali, opłaty za telefony, zakup artykułów biurowych oraz paliwo. Jedno ze związkowych aut KGHM okrążyło w 2008 r. cztery razy kulę ziemską. Podobnie jest w spółkach węglowych. Tam uzwiązkowienie wynosi nawet 115 proc. załogi, bo można należeć do więcej niż jednego związku. Śląscy związkowcy przejęli kioski w kopalniach, w których górnicy realizują tzw. bony żywieniowe z funduszu socjalnego. Jest w nich o 30 proc. drożej niż w innych sklepach w mieście. Jeden z głównych postulatów kopalnianych związkowców, gdy dochodzi do sporu z dyrekcją, to podwyższenie wartości kuponu.