Bronisław Komorowski w weekend postawił na czat z Moskwy, w czasie którego odpowiadał na pytania zadane wcześniej przez internautów. Jarosław Kaczyński zaskoczył wszystkich nagraniem z listem do przyjaciół Rosjan. Jego kampania na razie odnosi sukces – w sondażu Homo Homini jest coraz bliżej marszałka Sejmu
Eksperci zamiast reklam i baloników
Okoliczności sprawiły, że główne postaci występujące w kampanii prezydenckiej zostały w znacznym stopniu pozbawione osobistej radości z uczestnictwa w wyborczej konfrontacji, płynącej z potrzeby pokazania, że jest się najlepszym kandydatem - pisze w swojej opinii Krystyna Skarżyńska, socjolog, politolog.
Nie widać (może z jednym wyjątkiem, o którym za chwilę), aby kandydatów uskrzydlała nadzieja na sukces lub przynajmniej dobry wynik.
To oczywiste, bowiem przynajmniej dwóch bohaterów to kandydaci zastępczy. I Jarosław Kaczyński, i Grzegorz Napieralski nie wchodzą do wyborów z silnej własnej potrzeby startowania w tym roku ani też nie byli wcześniej wskazywani jako najlepsi kandydaci swoich partii.
Duża doza samokontroli
Także wcześniej zgłoszony Bronisław Komorowski znalazł się w sytuacji, która psychologicznie nie pozwala mu na pełne rozwinięcie skrzydeł. Przed wygraną w prawyborach wydawał się niespecjalnie entuzjastyczny wobec perspektywy kandydowania. To człowiek z dużym doświadczeniem politycznym, o dobrej pozycji w partii, spełniony w życiu osobistym, osoba dość pogodna, koncyliacyjna, długo obecna na politycznej scenie. Po wygraniu prawyborów nabrał animuszu i chęci wygrania głównego starcia. Przed tragicznym wypadkiem Bronisław Komorowski publicznie pokazywał pogodną twarz człowieka, który wie, że poradzi sobie w trudnych sytuacjach.
Wątpię, by dziś dominowały w nim te pozytywne uczucia. Pełni trzy różne funkcje, w publicznych wystąpieniach próbuje pogodzić łagodność ze stanowczością. Suchość jego krótkich telewizyjnych wystąpień jest wyrazem silnej samokontroli i obawy, by nie być spontanicznie zbyt serdecznym, zbyt emocjonalnym, a raczej pokazać twarz spokojnego, odpowiedzialnego urzędnika wysokiej rangi. Czy potrafi połączyć obowiązki wynikające z pełnionych ról i kontrolę emocji z przekonującym wyrażeniem w kampanii swojej wizji państwa i prezydentury – tego dziś jeszcze nie wiem. Ale przypuszczam, że jeżeli kampania będzie miała charakter oparty raczej na prezentowaniu poglądów kandydatów na kształt państwa i rolę prezydenta niż walki na symbole, ma duże szanse wygranej.
Czego sztaby nie popsują
Już widać, chociażby po publicznych wypowiedziach szefowej sztabu wyborczego Joanny Kluzik-Rostkowskiej, że kampania Jarosława Kaczyńskiego odwoływać się będzie do cech osobowych kandydatów i symboli. Byłabym ostrożniejsza w odwoływaniu się do charyzmy jako podstawy wyboru prezydenta w demokratycznych wyborach. Po pierwsze dlatego, że charyzma jest wyrazem przekonania wielu innych ludzi o szczególnych cechach danej osoby, a po drugie władza prezydenta w demokracji ma opierać się na zgodności z prawem i procedurami, a nie na wyjątkowych cechach osobistych. Inteligencja polityczna oznacza natomiast zdolność uwzględniania różnych punktów widzenia i ich koordynacji.
Wizerunek Jarosława Kaczyńskiego jest wcześniej ukształtowany, zarówno jako polityka opozycji i byłego premiera, jak i cierpiącego człowieka, godnie żegnającego swojego brata i najbliższych politycznych przyjaciół. Sądzę, że on sam w raczej umiarkowany sposób będzie w tej kampanii odwoływał się do śmierci brata i martyrologicznych symboli. Jest osobą, która umie sobie radzić z własnymi emocjami, i jeżeli używa ich w polityce, to raczej jako instrumentu niż spontanicznie.
Jarosław Kaczyński ma swój negatywny elektorat (może dzisiaj mniejszy niż przed katastrofą), ale ma też wielu przyjaciół. Wiadomo, że często łatwiej sobie poradzić z wrogami niż z przyjaciółmi. Gdy przesadzą z prezentowaniem swego kandydata jako opatrznościowego męża stanu i jedynego sprawiedliwego lub nakręcą spiralę martyrologicznych symboli, kampania przestanie być rozmową o ważnych dla większości Polaków sprawach.
Kolor koszuli kandydata
Czy starcie przytłumionego bólem Kaczyńskiego z zapracowanym Komorowskim daje szansę innym kandydatom? Szansy wygrania tych wyborów chyba oni nie mają, ale jeden z nich może – o ile będzie obecny w mediach i uważnie słuchany – znacząco poszerzyć pulę zwolenników i uzyskać dobry wynik dla swojej partii. Myślę tu o Grzegorzu Napieralskim. Nie jest on gwiazdorem, dotychczas nie był osobą powszechnie cenioną w SLD, ale tylko on wyraźnie cieszy się z kandydowania. Jest najmłodszy i dostał trudne zadanie. Ludzie dojrzewają i rozwijają się szybciej właśnie wtedy, gdy zmagają się z nowymi wyzwaniami. Gdy uda mu się jasno i realistycznie pokazać socjaldemokratyczną wizję bezpiecznej Polski, przyciągnie wielu wyborców, bowiem większość Polaków chce państwa sprawnego i pomocnego, otwartego na świat. Jeżeli sztaby wyborcze będą konsekwentne w wyborze merytorycznej dyskusji między kandydatami i kampania nie będzie teatrem bez słów, Napieralski na tym zyska.
Racjonalne, wyważone kampanie, prowadzone bez baloników, gwiazd estrady, a przede wszystkim bez reklam, nie są korzystne dla mediów. Wymagają więcej myślenia i profesjonalizmu od dziennikarzy, operatorów, reżyserów. Wiadomo, że widzowie uważnie słuchają debat politycznych przez kilka minut; potem zapamiętują ogólny nastrój, gadżety i kolor koszuli uczestników. Ale przecież debaty mogą być krótkie, a towarzyszyć im mogą dyskusje ekspertów. Gdyby tak się stało, wszyscy poczulibyśmy się bardziej uczestnikami demokracji.
Krystyna Skarżyńska: socjolog, politolog