Niemieccy eksperci obawiają się, że chińska polityka zamykania się na Zachód zaszkodzi interesom krajów Starego Kontynentu.
Sebastian Heilmann, profesor na Uniwersytecie w Trewirze i założyciel berlińskiego think tanku Merics – wybitny znawca tematyki chińskiej, w wywiadzie dla portalu Zeit Online tłumaczy, że dla przywódców z Pekinu Stany Zjednoczone są słabnącą potęgą. Z ich punktu widzenia ostatecznie nie ma znaczenia, kto zasiądzie w Białym Domu. Że wybór Joego Bidena na nowego prezydenta Stanów Zjednoczonych niewiele zmienia w relacjach USA–Chiny uważa też prof. Heribert Dieter, ekspert Niemieckiego Instytutu Spraw Międzynarodowych. Jego zdaniem utrzymanie przez Bidena dotychczasowego kursu nie będzie żadnym zaskoczeniem dla chińskiej administracji. Wręcz przeciwnie, jak twierdzi, reakcją Xi Jinpinga może być pozwolenie na ostrzejsze wypowiedzi chińskiej dyplomacji. Już teraz do głosu dochodzi frakcja „jastrzębi”, która ma niewiele wspólnego z tradycyjnie rozumianą dyplomacją i liczy się z tym, że może doprowadzić do ograniczenia kontaktów z zagranicznymi partnerami.
Marzeniem chińskich władz od dawna jest dążenie do samowystarczalności i pełnego uniezależnienia się od zagranicznego kapitału i towarów. Świadczy o tym nowy plan pięcioletni, który ma obowiązywać na lata 2021–2025. Zdaniem Heriberta Dietera zakładane w nim rozwinięcie krajowej gospodarki i planowane ograniczenie importu właśnie do tego zmierzają. To oznacza, że lada chwila Państwo Środka nie musiałoby rozmawiać z zachodnimi partnerami, a to oni w dobie pandemii koronawirusa będą bardziej potrzebowali chińskiego rynku zbytu, technologii czy zaplecza produkcyjnego.
Już teraz w sytuacji światowej recesji, azjatycki gigant na dobre wrócił do normalnego funkcjonowania i ten rok gospodarka zakończy na plusie. Według szacunków OECD, jako jedyne państwo członkowskie zakończy rok z większym PKB niż 12 miesięcy wcześniej. Jednocześnie dzieje się to, wraz z odbudowującym się optymizmem producentów. Listopadowy indeks IHS Markit badający koniunkturę w przemyśle, osiągnął w listopadzie 54,9 pkt, co oznacza wzrost o 1,3 pkt w stosunku do miesiąca wcześniej i jednocześnie jest powyżej prognozy wskazywanej przez ekonomistów wynoszącej 53,5 pkt. A każdy wynik powyżej 50 pkt jest interpretowany jako optymizm i oznaka rozwoju – obecny wynik jest najlepszy od dekady. To sprawia, że Chiny mogą przetrzymać zagraniczne sankcje.
Zdaniem Sebastiana Heilmanna świat Zachodu więcej stracił na sankcjach nakładanych na Chiny, które finalnie nie zmniejszyły deficytu handlowego USA. Jego zdaniem, choć wybór Joego Bidena nie musi wcale doprowadzić do ocieplenia na linii Pekin–Waszyngton, sytuacja stanie się bardziej przewidywalna. Wielostronne zasady handlu prawdopodobnie znów staną się ważniejsze, a nowa administracja Białego Domu będzie w coraz większym stopniu podejmować działania za pośrednictwem Światowej Organizacji Handlu w przypadku sporów. Możliwa jest np. reaktywacja umowy handlowej TTP (Trans Pacific Partnership), która zbudowana w czasach Baracka Obamy miała wywierać presję na Chiny w kwestiach handlowych i technologicznych. Format porzucony przez Donalda Trumpa może wrócić do łask za czasów kolejnego demokraty, którego polityka zagraniczna będzie najprawdopodobniej dużo bardziej stabilna.
Jednak Państwo Środka może nie chcieć już łatwo ulegać Amerykanom i za kilka lat nie będzie już dążyć do ustępstw. – Chiny będą starać się przetrwać następne pięć do dziesięciu lat bez większych szkód, aby realizować własne plany. To jest horyzont czasowy, w którym zmieni się polityka Chin w USA. Jak widać z obecnych planów pięcioletnich i piętnastoletnich, Pekin chce w tym okresie uniezależnić się od wpływów amerykańskich – prognozuje Heilmann.
Może się okazać, że jeszcze szybciej Chiny uniezależnią się od europejskich rynków. Te mogą mieć jednak trudniej, by uczynić to samo w drugą stronę – zwłaszcza, gdyby zabrakło im możliwości importu chińskich produktów czy zainteresowania ze strony rosnącego chińskiego kapitału.
Zamknięcie się Chin na współpracę z Zachodem byłoby wielkim problemem. Największa gospodarka Europy, czyli Niemcy, odnoszą liczne korzyści z handlu z Państwem Środka – to dziś np. największy rynek motoryzacyjny na świecie, na którym niemieckie firmy święcą triumfy i zyskują klientów. W środku europejskiej pandemii Daimler ujawnił, że jego eksport luksusowych mercedesów za Wielki Mur w trzecim kwartale skoczył o 23 proc. w stosunku do ubiegłego roku. Doskonałe wyniki ogłosiły także na chińskim rynku inne koncerny – BMW i Volkswagen, który ma tam 26 swoich fabryk.
Zaostrzenie kursu Berlina w sprawie 5G może mocno utrudnić dalsze sukcesy. Chiński ambasador w Berlinie Shi Mingde właściwie otwarcie ostrzegł latem, że jeśli Niemcy zablokują Huaweia na swoim rynku, muszą spodziewać się ograniczeń w eksporcie samochodów i innych produktów do Chin.
PARTNER