Obóz PiS planuje wykreować spektakularny program inwestycyjny. Brak szczegółów powoduje, że nie wiadomo, na ile będzie to wsparcie dla gospodarki, a na ile marketing polityczny na potrzeby wyborów.
„W trudnych czasach trzeba podejmować wielkie wyzwania społeczne i gospodarcze, bo ambitne państwo musi realizować śmiałe inwestycje, jednocześnie dbając o swoich obywateli” ‒ tak zaczyna się spot wyborczy starającego się o reelekcję prezydenta. Plan Dudy, jak ochrzcili go autorzy, ma doprowadzić do stworzenia miliona miejsc pracy i być oparty na czterech filarach: inwestycje strategiczne, lokalne, zdrowie oraz środowisko naturalne.
Plan jest wpisany w kampanię prezydenta, stąd na razie trudno o szczegóły. ‒ W ciągu najbliższych pięciu lat to będą dziesiątki miliardów złotych. Fundusz Inwestycji Publicznych to keynesizm 2.0. Nie tylko ratowanie miejsc pracy, lecz po prostu gospodarki ‒ zapewnia nasz rozmówca z rządu.
Podstawą dużych inwestycji ma być wspomniany Fundusz Inwestycji Publicznych, który jest jednym z filarów tarczy antykryzysowej. Jednak gros zapowiedzi dużych inwestycji to znane już plany rządu albo projekty, które są realizowane od lat. Nie zabrakło także tych inwestycji, które w swojej Strategii na rzecz Odpowiedzialnego Rozwoju (SOR) zapowiedział premier Mateusz Morawiecki.
‒ Mówimy oczywiście o zbiorze pomysłów, które rząd i tak realizowałby w ramach ożywiania gospodarki po kryzysie, jakie przyniosła epidemia. Jednak do tej pory był problem z finansowaniem inwestycji, bo trzeba się zadłużyć, a dzisiaj rynki patrzą przychylniej na tych, których emitują dług, żeby pobudzić wzrost – mówi nasz informator.
Konkretne projekty z planu Dudy to inwestycje takie, jak Centralny Port Komunikacyjny, przekop Mierzei Wiślanej, Via Baltica, Via Carpatia, Baltic Pipe, ale także rozbudowa gazoportu w Świnoujściu. Czyli de facto sztandarowe inwestycje PiS. Część z nich jest już w SOR, a pozostałe to projekty wieloletnie zainicjowane lata temu przez poprzednie ekipy rządzące.
W tym przypadku nie mogło być rewolucji. Dodanie kolejnych oznaczałoby konieczność korekt z obecnej listy. Dlatego jeśli gdzieś mogą się pojawić nowości, to w kolejnych filarach programu. Czyli w inwestycjach lokalnych w zdrowie i w środowisko.
W ramach filaru lokalnego ma być finansowanie inwestycji w infrastrukturę społeczną. W ten sposób ma być realizowany np. program „Żłobek w każdej gminie”. Do tego, by wesprzeć biedniejsze samorządy ‒ powstanie fundusz wsparcia inwestycji lokalnych.
‒ To osobisty pomysł prezydenta. Na przykład kanalizacja w gminie kosztuje 2 mln i 1,6 mln dostaną z funduszy europejskich i WFOŚ, ale brakuje im 400 tys. Wówczas mogą o te środki starać się z tego funduszu – tłumaczy jeden z naszych rozmówców. Pieniądze mają być także wydane na budowę dróg lokalnych. W funduszu dopłat dla samorządów może się znaleźć 8‒10 mld zł.
Z kolei w ramach filaru środowiskowego ma być finansowana budowa parków w miastach czy retencja. ‒ Chcemy podwoić nakłady na ten cel ‒ mówi nam polityk PiS. W ramach tego filaru ma być też realizowany program przydomowej retencji, reklamowany przez Andrzeja Dudę jako finansowanie oczek wodnych.
Poważną słabością ogłoszonych planów jest brak wskazania źródeł ich finansowania. Nasi rozmówcy przekonują, że w grę wchodzi budżet państwa, tzw. fundusz covidowy, budżet UE oraz Plan Naprawczy UE dla państw dotkniętych epidemią. Paradoksalnie obecny kryzys może być szansą na znalezienie pieniędzy. Szczególnie w Funduszu Przeciwdziałania COVID-19, który znajduje się w Banku Gospodarstwa Krajowego. Ten ma pozyskać do niego z emisji obligacji aż 100 mld zł. Na razie – co opisywaliśmy w DGP – pieniądze pokrywają głównie bieżące wydatki związane z epidemią i pomoc z tarczy antykryzysowych. ‒ Fundusz będzie jednak także finansował wydatki inwestycyjne. Jego dysponentem jest premier, który wskazuje, na co mają iść pieniądze – mówią nasi rozmówcy z rządu i przypominają, że już w pierwotnych założeniach miał to być wehikuł finansowy, który posłuży odbudowie gospodarki po kryzysie. To o tyle istotne, że nakłady nie będą powiększały deficytu budżetowego i długu publicznego, którego limit został zapisany w konstytucji na poziomie 60 proc. PKB.
‒ Obecnie cała tarcza, czyli dostarczanie płynności, zwolnienia, gwarancje i inne rozwiązania, to 500 mld zł, a Fundusz Inwestycji Publicznych będzie jej częścią ‒ podkreśla nasz rozmówca. Zwraca uwagę, że do tego z samej UE otrzymamy łącznie z budżetu i Planu Naprawczego ok. 700 mld zł w ciągu siedmiu lat. To tak naprawdę dwa dotychczasowe budżety unijne do dyspozycji równocześnie.
Duży potencjał kryje się również we wspomnianych wcześniej inwestycjach lokalnych (m.in. drogi oraz związanych ze środowiskiem naturalnym). Te drugie będą mogły liczyć na finansowanie z UE w ramach Funduszu Odbudowy (Recovery Fund), który ma zostać zasilony 750 mld euro, z czego 500 mld euro będzie w postaci grantów. Zgodnie z priorytetami UE środki będą przeznaczone w dużej mierze na „zielone” projekty. Jakub Borowski, główny ekonomista banku Credit Agricole, uważa, że chociaż unijny fundusz zacznie działać najprawdopodobniej w 2021 r., to już dzisiaj rząd powinien przygotowywać listę projektów inwestycyjnych, które będą mogły liczyć na finansowanie.
Z naszego punktu widzenia kluczowe będzie znalezienie współfinansowania z krajowych środków, a dzięki funduszowi w BGK będzie łatwiej to zrobić. Także w samorządach, których dochody zostały mocno dotknięte epidemią i mogłyby mieć problemy z wkładem własnym do inwestycji – podkreślają nasze źródła.
Przegląd filarów planu Dudy pokazuje, że jest projektem całego obozu rządowego z akcentami dodanymi przez głowę państwa. Jest prezentowany jako prezydencki, by wywrzeć efekt polityczny.
Plan Dudy ma doprowadzić do utworzenia miliona miejsc pracy