Wraz z pandemią w USA wróciła debata o uniwersalnej opiece zdrowotnej.
70-letni Michael Flor z Seattle od początku marca chorował na COVID-19. Kilka razy był w stanie krytycznym, ale z tego wyszedł i na początku czerwca opuścił szpital. Wkrótce potem dostał długi na 181 stron rachunek ze szpitala opiewający na kwotę ponad 1,1 mln dolarów. To jak dotąd rekordowy jednostkowy koszt leczenia koronawirusa.
Wysokie rachunki nie są anomalią, a chaos wynikający z nieporozumień między placówkami medycznymi a firmami ubezpieczeniowymi narasta od lat. Z badań sondażowych przeprowadzonych przez Univercity of Chicago wynika, że 57 proc. pacjentów przed epidemią dostało przynajmniej jedną fakturę za jakąś część leczenia, która powinna być pokryta z polisy. Pandemia tylko wzmocniła chaos, bo miliony ludzi straciły pracę oraz wynikające z zatrudnienia ubezpieczenie.
Sprawa Michaela Flora raczej nie skończy się jego bankructwem, bo z racji wieku jest on objęty federalnym systemem ubezpieczeniowym dla seniorów Medicare i teraz do urzędników będzie należało uporządkowanie wszystkich punktów ze 181 stron rachunku. Ale wielu Amerykanom, którzy nie mieli ubezpieczenia, upadłość może zajrzeć w oczy, jeżeli prawnicy pozywających ich szpitali znajdą kruczki prawne w dziurawych przepisach wprowadzonych naprędce, gdy pandemia stała się faktem.
W marcu, kiedy zaczynała się społeczna izolacja, Kongres uchwalił dwie ustawy. Jedna nakazywała ubezpieczycielom pokrywanie kosztów leczenia i diagnozowania koronawirusa, nawet jeżeli w ich polisach wcześniej nie było takiego punktu. Druga zobowiązywała rząd federalny do zapłacenia za szpitalne rachunki tych, którzy pozostawali nieubezpieczeni. Biały Dom zadbał, żeby w kongresowej ustawie znalazł się przepis, że placówki medyczne, które skorzystały ze wsparcia finansowego rządu w trakcie kryzysu, nie mają prawa obciążać pacjentów.
Jednak szpitale i tak wysyłają rachunki pacjentom i zapewne wiele z tych spraw skończy się w sądzie. Według przeprowadzonych na przełomie maja i czerwca badań Instytutu Gallupa 9 proc. tych, którzy podejrzewali, że mogą być zarażeni koronawirusem, w ogóle nie zgłosiło się do lekarza w obawie przed ewentualnymi wysokimi kosztami leczenia. Otwarte pozostaje pytanie, czy doświadczenie pandemii popchnie Amerykę na tory uniwersalnej opieki zdrowotnej. Sprawa ubezpieczeń zdrowotnych jest przedmiotem sporu między Donaldem Trumpem, który chce utrzymania komercyjnego systemu, a demokratami, chociaż i między nimi wcześniej były różnice.
Punktem wyjścia jest kwestia tego, jak zmieniać dotychczasowy system Obamacare, czyli Ustawę o dostępnej opiece zdrowotnej. Poprzedni prezydent Barack Obama równo dekadę temu przeprowadził reformę, której celem było ubezpieczenie prawie 50 mln Amerykanów, którzy nie mieli darmowego dostępu nawet do podstawowych usług medycznych. Od tamtego czasu władze niektórych stanów rozszerzyły ten program. Jednak Obamacare wciąż jest systemem komercyjnym, bo polega na subsydiowaniu polis ludzi, których na nie stać.
W czasie prawyborów Bernie Sanders jako pierwszy zaproponował powszechny, państwowy system ubezpieczeń zdrowotnych dla wszystkich. Jego stanowisko podziela Elizabeth Warren. Jednocześnie oboje chcieli gruntownej reformy przepisów regulujących obecność na rynku komercyjnych firm ubezpieczeniowych i proponowali import tańszych zamienników leków z Kanady. Joe Biden, zwycięzca prawyborów, poparł ten plan dopiero w późnym etapie kampanii.
Problem pogarszającego się zdrowia Amerykanów wychodzi daleko poza kryzys spowodowany koronawirusem. Przeciętna długość życia w USA wzrosła między 1970 r. a 2016 r. o dziewięć lat, do 78,5 roku, ale w ostatnich trzech latach zaczęła powoli spadać. Dane pochodzą z opublikowanego na początku września raportu Biura Odpowiedzialności Rządu na temat społecznej kondycji Amerykanów. Spośród ludzi urodzonych między 1931 a 1941 r., którzy dożyli dorosłości, wciąż żyją trzy czwarte w górnym kwintylu najlepiej zarabiających i tylko 52 proc. w dolnym kwintylu najbiedniejszych. Kwintyl to jedna piąta populacji.
Koronawirus ujawnił skalę nierówności społecznych i rasowych w dostępie ochrony zdrowia. W Nowym Jorku Afroamerykanie i Latynosi dwukrotnie częściej umierali na COVID-19 niż biali i osoby pochodzenia azjatyckiego. Podobne dane zarejestrowały inne metropolie z dużym odsetkiem mniejszości rasowych, jak Chicago i Milwaukee w Wisconsin. Na COVID-19 bardziej podatne są osoby cierpiące na choroby przewlekłe. – Choroby te występują częściej w biedniejszej części populacji, która nawet pomimo reformy zdrowotnej Obamy w dalszym ciągu ma gorszy zakres nawet nie tyle dobrej, co niezbędnej opieki medycznej – mówi DGP Sharrelle Barber z Drexel University.
– Pierwszy przykład z brzegu: problemem Afroamerykanów z dużych miast jest cukrzyca i otyłość. Ci z najgorszą polisą ubezpieczeniową nie mają dostępu do insuliny w takich ilościach, jakiej by potrzebowali – dodaje. Zły stan zdrowia, często wynikający z biedy, jest głównym czynnikiem rokowań przy koronowirusie. W Chicago Afroamerykanie stanowią 28 proc. zakażonych, ale aż 44 proc. ofiar śmiertelnych choroby. Według Arline Geronimus, która prowadzi badania nad zdrowiem publicznym na University of Michigan, na gorszą kondycję zdrowotną, a w konsekwencji większą podatność na epidemię u mniejszości etnicznych wpływają też – oprócz tzw. czynników, jak choroby serca – zanieczyszczenie powietrza, brak snu, stres wynikający z dyskryminacji czy trudniejszych warunków pracy.
COVID-19 okazuje się więc nową bitwą w walce o prawa obywatelskie. – Naszym celem powinna być legislacja zmierzająca do wyrównania nierówności finansowych, społecznych i rasowych. Kongres powinien powołać specjalną komisję, która zbada, jakie bolączki najbardziej dręczą amerykańskie społeczeństwo jako całość – powiedział Jesse Jackson Jr., niegdyś czynny polityk Partii Demokratycznej, a w 1988 r. jeden z jej kandydatów na prezydenta, jeden z liderów wspólnoty afroamerykańskiej, jeszcze zanim zaczęły się masowe protesty. Trump również powiedział, że dane o nierównościach go przerażają i że będzie robić wszystko, by ten problem rozwiązać. Ale w kontekście tego, że prezydenta czekają w listopadzie wybory, nie jest to dla niego sprawa priorytetowa, bo Afroamerykanie i tak w ponad 90 proc. głosują na demokratów.
COVID-19 okazuje się nową bitwą w walce o prawa obywatelskie