- Polska może być pewna, że będziemy odpowiedzialnym partnerem. Pytanie, kiedy zrozumiecie, że można z nami rozmawiać jak z partnerem równym sobie - Waleryj Waraniecki, szef komisji spraw zagranicznych w białoruskiej Izbie Reprezentantów.
ikona lupy />
Waleryj Waraniecki, szef komisji spraw zagranicznych w białoruskiej Izbie Reprezentantów fot. mat. prasowe / DGP
Można oczekiwać spotkania prezydentów Polski i Białorusi?
Chciałbym, bo Polska to nasz bliski sąsiad. Przez wieki żyliśmy w jednym państwie. Polacy sądzą, że Rzeczpospolita była państwem polskim. Nie uważam tak. To było państwo dwóch narodów: Polaków i Litwinów, a jako Litwinów rozumiem przodków Białorusinów. Nasz naród był fundamentem Wielkiego Księstwa Litewskiego. Statuty WKL pisano po starobiałorusku. Sojusz z Polską leżał w interesach obu państw. Inna sprawa, że Polska starała się stworzyć przewagę, przeszła do polonizacji. Dlatego wiele postaci z terenów dzisiejszej Białorusi, wykształconych po polsku, zaczynało czuć się Polakami. To nie przekreśla faktu, że są oni synami narodu białoruskiego. Dla nas Adam Mickiewicz czy Tadeusz Kościuszko to także Białorusini. Rozumiem, że dla polskiego czytelnika to nieprzyjemne słowa. Nie jesteśmy przeciwni, żeby ktoś ich uważał za Polaków. Dla nas ważny jest powrót do korzeni, budowa tożsamości. Sąsiedzi powinni to zrozumieć, jeśli są zainteresowani wzmacnianiem białoruskiej państwowości. Egoizm narodowy jest naturalny, każdy dba o siebie. Ale poza państwami jest też region. Nie da się budować dobrobytu, jeśli w regionie panuje niestabilność i istnieją wyzwania dla bezpieczeństwa. Jeśli z tą myślą będziemy budować relacje, prezydenci nie tylko będą jeździć z wizytami, ale też spotykać się przy herbacie jak dobrzy sąsiedzi. Jeszcze nie jesteśmy na tym poziomie.
Mimo zaproszenia Alaksandr Łukaszenka nie przyjechał do Warszawy 1 września. Pojawiały się komentarze, że weto postawiła Rosja.
Mamy wystarczająco dużo godności, żeby samodzielnie decydować. Najpierw powinniśmy porozmawiać, dopiero potem jeździć w gości. Nie ma co szukać przyczyn politycznych. Prezydent z wdzięcznością przyjął zaproszenie.
W latach 2016–2017 było wiele wizyt dwustronnych. Potem dynamika osłabła, a części ówczesnych obietnic nie zrealizowano. Dlaczego?
W Polsce brakuje wiedzy o białoruskich realiach. Może jest w tym częściowo i nasza wina. Może są trudności dla biznesu, może ktoś nie widzi gwarancji bezpieczeństwa kapitału. Jest bariera psychologiczna, są przyczyny polityczne. Widzimy marsze na Podlasiu ku czci „Burego”, który palił wioski i zabijał ludzi za ich prawosławną wiarę. Państwo polskie tego nie powstrzymuje.
Państwo się wypowiedziało. Śledztwo IPN uznało działania „Burego” za zbrodnię wojenną.
Niedawno był komunikat IPN rehabilitujący „Burego”.
Ten komunikat nie miał mocy prawnej.
Autorem był jeden z ideologów IPN. Takie rzeczy nas obrażają i wpływają na charakter stosunków. Polska zawsze reaguje na objawy braku szacunku dla własnej pamięci historycznej. Rozumiemy to. Po obu stronach są kwestie, za które możemy się krytykować. Po to powołano komisję historyków. Musimy przedyskutować trudne kwestie i iść dalej. Podam inny przykład.
Jaki?
Kartę Polaka. Polska ściąga potrzebną jej siłę roboczą – lekarzy, inżynierów. To uderza w naszą gospodarkę. Do tego przyjęcie karty wiąże się z deklaracją lojalności wobec Polski. Polska postępuje nie jak przyjaciel, lecz egoistyczny sąsiad. To nieuczciwe. Osłabiacie naszą tożsamość narodową. W przeszłości Polacy byli zainteresowani polonizacją WKL, a Rosjanie – rusyfikacją. Najłatwiej to zrobić, pozbawiając naród pamięci historycznej. Próbujemy ją odbudować po wiekach trudnego położenia, które jednak nie zniszczyło naszej kultury i ducha. Dobrzy sąsiedzi pomogliby nam w odbudowie. To samo było z sankcjami, próbami izolacji Białorusi. A potem się dziwicie, że Białoruś tak głęboko zintegrowała się z Rosją. To jedyny sojusznik, który wyciągnął do nas rękę. Gdyby nie sankcje, relacje byłyby bardziej zrównoważone. Mołdawii, Gruzji, Ukrainy, Azerbejdżanu nie spotkały sankcje, UE im pomagała. Ale to my zachowaliśmy pokój, a tam z różnych przyczyn trwają konflikty. I co UE osiągnęła przez 10 lat Partnerstwa Wschodniego?
Dla części krajów stowarzyszenie, wolny handel, brak wiz…
To sprawy drugorzędne. PW miało zbudować pas dobrobytu, bezpieczeństwa i stabilności wokół UE. Tych celów nie osiągnięto, bo UE nie uwzględniała warunków geopolitycznych w regionie. Rosja też jest zainteresowana, by wokół niej był pas dobrobytu, bezpieczeństwa i stabilności z jej punktu widzenia. Konflikt między Rosją a Zachodem czyni państwa PW zakładnikami. Dlatego zależy nam na dobrych relacjach Rosji z UE i USA.
W tym kontekście należy rozumieć częste ostatnio spotkania sekretarza Rady Bezpieczeństwa Stanisława Zasia z odpowiednikami z Polski, Ukrainy i USA?
Naturalnie. Zależy nam, żeby kluczowe centra siły nie konfliktowały się ze sobą. Żeby przetrwać jako samodzielne państwo, musimy pracować nad stworzeniem klimatu, jeśli nie zaufania, to zrozumienia. Stąd spotkania, o których pan mówi. Byłoby dobrze, gdyby UE nawiązała współpracę z Unią Eurazjatycką, a NATO z Organizacją Układu o Bezpieczeństwie Wzajemnym (sojusz wojskowy Rosji i jej aliantów – red.). UE tego nie chce. Siebie uważacie za poważnych graczy, a nas nie. To błąd. Ambicje były dobre w XX w. Dzisiaj formuje się świat wielobiegunowy, zmienia się logika stosunków międzynarodowych. To niesie za sobą zagrożenia, ale Polska może być pewna, że Białoruś będzie bardzo odpowiedzialnym partnerem. Pytanie, kiedy Polska zrozumie, że można z nami rozmawiać jak z partnerem równym sobie. Czas działa na naszą korzyść. Jestem pewien, że przetrwamy jako niepodległe państwo.
Tymczasem Rosja chce przyspieszyć integrację.
Na jej miejscu tak samo działałyby i Polska, i USA, biorąc pod uwagę zasoby i geografię. Rosja nie chce dopuścić, by na jej granicach powstawały zagrożenia. Amerykanom jest łatwiej, bo z dwóch stron oblewają ich oceany, a i tak reagują na wydarzenia nawet w małych państwach wyspiarskich. Rozumiemy i szanujemy rosyjskie interesy. Nie robimy i nie zrobimy niczego wbrew nim. Ale mamy też własne. Chcemy się rozwijać jako niepodległe państwo. Sprzeciwiamy się próbom narzucania nam niekorzystnych rozwiązań. Nie tylko Rosji. Czy USA, UE albo Polska działają inaczej? Rosja oficjalnie nigdy sankcji na nas nie nałożyła.
Oficjalnie nie, ale były różne nieoficjalne historie.
Były. Ale kiedy Zachód nakładał sankcje, Rosja pomagała. Z tym że na tym świecie niczego nie dostaje się na piękne oczy. W relacjach międzynarodowych nie ma miejsca na subiektywizm. Wszystko jedno, kto ma jaki system – monarchię, demokrację, autorytaryzm – decydują interesy. Kropka. Jako kraj stoimy przed różnymi wyzwaniami. Dyplomaci pracują, by je przezwyciężać. Dla Rosji najlepiej byłoby kontrolować Białoruś, Mołdawię, Ukrainę, jak w Układzie Warszawskim. Do ekspansji zmuszają ją jej interesy. Ale czasy się zmieniły. Kiedyś Prusy, Austria i Rosja nas podzieliły i tyle. Dziś jest trudniej.
Dziś też mamy np. Donbas.
Jeśli nie będzie się przeciwdziałać takim tendencjom, można popełnić błąd. Nasza niepodległość jest najwyższą wartością. Po wiekach odbudowaliśmy swój dom. Jesteśmy gotowi go bronić. W tym kontekście niekiedy działania Zachodu, w tym Polski, wywołują niezrozumienie.
Rosja chciałaby przyłączyć Białoruś?
Nie w sposób, który pan założył, formułując pytanie. Mamy XXI w. Rosja rozumie potencjalne konsekwencje. Nie poszła na przyłączenie Abchazji. Ale są inne sposoby ekspansji gospodarczej czy kulturowej, podmiany kodu kulturowego na swój. Nie trzeba zabijać, by podbić państwo. Wystarczy pozbawić je pamięci historycznej. Nie chodzi tylko o Rosję. Czy Amerykanie działają inaczej?