To będzie głośny parlament. Sejm i Senat, które właśnie rozpoczęły prace, są najbardziej reprezentatywne przynajmniej od 1993 r., gdy został wprowadzony pięcioprocentowy próg wyborczy. Choć w Sejmie znalazło się pięć komitetów wyborczych, to spektrum poglądów jest dużo szersze.
Obecność Lewicy i Konfederacji to niemal gwarancja tego, że spory będą dużo bardziej nieoczywiste niż w poprzednich latach. PiS będzie musiał uważać na prawą stroną. Z kolei lewica, chcąc pokazać, że jest nowym czynnikiem sprawczym, jak zapowiadają jej liderzy, nie może ograniczać się wyłącznie do roli anty-PiS-u. Politycznie ten parlament nieraz na pewno zaskoczy. Już wczorajsze wystąpienia prezydenta i marszałka seniora dały przedsmak tego, że ten Sejm będzie inny niż poprzedni. Choć obaj są z jednego obozu politycznego, to można było odnieść wrażenie, że wystąpienia wygłaszają przedstawiciele innych ugrupowań. Andrzej Duda był koncyliacyjny, namawiający do zgody, ściskał ręce posłów w pierwszych rzędach i odwołał się do Jana Pawła II, Tadeusza Mazowieckiego i Lecha Kaczyńskiego. Antoni Macierewicz odwoływał się do większości opartej na tradycji niepodległościowej, narodowej i chrześcijańskiej, którą – jak mówił – widzi w tym Sejmie w PiS i Konfederacji. Tyle że nie był to program chadecki, a narodowokatolicki. To pokazuje rozdroże, na jakim stoi PiS, i jak może na przemian wychylać się do jednej czy drugiej grupy wyborców.
Nowa marszałek Elżbieta Witek została wybrana większością 314 głosów. To dobra prognoza, że choć może być barwnie i kolorowo, to sejmowe spory mogą być trzymane w ryzach. Można powiedzieć, że wybrano ją większością konstytucyjną, czyli ponad dwóch trzecich głosów. To duży kapitał zaufania, który marszałek może wykorzystać do zasypania częściowo rowów, jakie powstały w minionej kadencji między obozem rządowym a opozycją.
Parlament kohabitacji. Pierwszy raz mamy do czynienia z sytuacją, w której inna większość jest w Sejmie, a inna w Senacie. Ale sytuacja nie jest do końca oczywista. Marszałkiem izby został Tomasz Grodzki z KO. Ten wybór opozycja powitała owacją. Kandydat PiS Stanisław Karczewski wziął tylko 48 głosów swojego klubu, wbrew zapowiedziom polityków PiS niezależna senator Lidia Staroń wstrzymała się od głosu. Krzysztof Kwiatkowski razem z nią i Wadimem Tyszkiewiczem założył koło senatorów niezależnych. Te trzy osoby mogą w poszczególnych głosowaniach decydować o większości w Senacie. Trawestując bohaterów „Ziemi obiecanej” mogą o sobie powiedzieć: „Ty nie masz nic, ja nie mam nic. Razem mamy Senat”. Więc także pierwszy raz od 1993 roku wszystko wskazuje na to, że Senat będzie izbą nieustannego iskrzenia i prób zmiany frontu oraz zmagań między PiS a partiami opozycyjnymi. To akurat może wyjść na zdrowie parlamentarnej legislacji, bo skończy się uchwalanie ustaw w 24 godziny. Sejm i rząd będą musiały brać pod uwagę, że w Senacie ustawy trafią pod lupę. Więc trzeba będzie je przygotować starannie. Z drugiej strony jest oczywiste, że polityczne napięcie przełoży się na relacje między izbami. Byłoby jednak źle, gdyby oznaczało czysto instrumentalne potraktowanie tworzenia prawa i na przykład podkręcanie propozycji sejmowych do wersji, które są nie do zrealizowania.
Parlament wyzwań. Iskrzenie na linii Senat–Sejm, ale bez absurdów, jest istotne w kontekście wyzwań, jakie będzie miał parlament tej kadencji. Na horyzoncie rysują się co najmniej trzy. To gospodarcze spowolnienie, które nie jest niczym nadzwyczajnym, ale od 2013 r. żyjemy w epoce wzrostu, wyższych dochodów Polaków, wyższego budżetu, spadku bezrobocia. Kolejne wyzwanie to polityka neutralności klimatycznej. Potrzeba zmian w polskiej energetyce to olbrzymie koszty dla firm z tego sektora i wydatki inwestycyjne, ale także groźba coraz droższej energii dla firm i gospodarstw domowych. To zadanie, które powoli dociera do naszych elit. Trzecim będzie sytuacja zewnętrzna. Spowolnienie gospodarcze wywoła naprężenia w strefie euro, czyli też w UE, a już widać, że rysy pojawiają się także na drugim filarze naszego bezpieczeństwa, czyli NATO. To kwestie, na które nie tylko rząd, lecz także parlament będzie musiał szukać odpowiedzi.
Sejm politycznego przełomu. Od 2007 r. jesteśmy w fazie „jeszcze nigdy”. Najpierw w 2011 r. Donald Tusk i PO-PSL przełamali polityczny dogmat „jeszcze nigdy nikt nie rządził dwie kadencje”. W 2015 r. Jarosław Kaczyński obalił prawidłowość „jeszcze nigdy nikt nie rządził samodzielnie”. W tej kadencji PiS z kolei zaprzeczył tezie „jeszcze nikt nie rządził dwa razy samodzielnie”. W związku z tym bardzo trudno przewidzieć polityczne efekty tej kadencji na jej starcie. Ale w zasadzie bez względu na to, czy jej finałem będzie trzecia kadencja PiS, czy też utrata przez to ugrupowanie władzy, skutki obu tych wydarzeń będą bardzo rozległe.