Relacje polityczne między Polską a Izraelem są traktowane jako element ryzyka we współpracy naszych przemysłów oraz przy zakupie uzbrojenia.
Relacje polityczne między Polską a Izraelem są traktowane jako element ryzyka we współpracy naszych przemysłów oraz przy zakupie uzbrojenia.
Prezes Zakładów Mechanicznych Tarnów, spółki wchodzącej w skład Polskiej Grupy Zbrojeniowej, na swoim prywatnym koncie w mediach społecznościowych zamieścił wpis: „Aż 5 tys. Żydów w okupowanej Warszawie pracowało jako agenci Gestapo, a ani jeden Polak. Dziś oskarżają nas Polaków o Holocaust”. Nie jest to oczywiście oficjalne stanowisko PGZ, ale pokazuje klimat, w jakim się znaleźliśmy po wypowiedzi przedstawiciela izraelskiego rządu o „wyssaniu przez Polaków antysemityzmu z mlekiem matki”. – W Izraelu to już zauważono, nawet do mnie dzwoniono w tej sprawie – mówi DGP były funkcjonariusz służb, który obecnie działa na rynku zbrojeniowym.
Poprosiliśmy PGZ o komentarz. – Prezes Zakładów Mechanicznych Tarnów SA oddał się do dyspozycji rady nadzorczej, która zajmie się sprawą na najbliższym posiedzeniu. W Polskiej Grupie Zbrojeniowej nie ma akceptacji dla tego typu zachowań – komentuje Justyna Mosoń, dyrektor departamentu komunikacji i marketingu PGZ.
W naszym Ministerstwie Obrony Narodowej napięcia polityczne między Warszawą i Tel Awiwem zaczęły być analizowane jako poważny czynnik ryzyka zapewne od od awantury dyplomatycznej, jaka wybuchła rok temu po nowelizacji ustawy o Instytucie Pamięci Narodowej. A to dlatego, że przy programie „Wisła”, czyli zakupie systemu Patriot, który ma chronić polskie niebo, rozważany jest wybór któregoś z dwóch pocisków. Jeden ma być produkowany przy współpracy z Izraelem i Stanami Zjednoczonymi, drugi tylko z tym drugim partnerem.
Ryzyko polityczne to tylko jeden z czynników branych pod uwagę przy podejmowaniu decyzji o wyborze partnera – liczą się także możliwości współpracy przemysłowej, zdolności operacyjne, cena itp. – niemniej trzeba brać je pod uwagę.
Jak napięcie dyplomatyczne na linii Tel Awiw – Warszawa może wpłynąć na polsko-izraelską współpracę przemysłowo-wojskową? Od kilkunastu lat trwa ona np. przy montażu przeciwpancernych pocisków kierowanych Spike w zakładzie Mesko kooperującym z izraelskim koncernem Rafael. – Udział polskiego przemysłu w produkcji dostarczonych dla Sił Zbrojnych RP zestawów Spike jest mniejszościowy – informował w 2015 r. ówczesny wiceminister obrony Czesław Mroczek w odpowiedzi na interpelację poselską. Pod koniec 2015 r., już za rządów Prawa i Sprawiedliwości, podpisano jednak kolejny kontrakt, tym razem na dostawę tysiąca pocisków o wartości 600 mln zł, mimo że w naszym przemyśle jest poczucie niedosytu w związku z tym, jak mała część produkcji pocisków odbywa się w Polsce.
– Jesteśmy tu po to, by pracować i nic się nie zmieniło, jeśli chodzi o nasze zaangażowanie – mówił na wtorkowym spotkaniu z dziennikarzami przedstawiciel Rafaela.
Nieco inaczej sytuację komentuje Maciej Lew-Mirski, były prezes Polskiej Grupy Zbrojeniowej. – Współpraca polsko-izraelska jest tak wąska, że to zamieszanie na pewno na nią nie wpłynie. Ale przyszłość jest tak niepewna, że nie da się przewidzieć, w jaki sposób będzie się kształtował proces podejmowania decyzji zakupowych – wyjaśnia Mirski, który obecnie działa jako konsultant na rynku zbrojeniowym.
Huta Stalowa Wola współpracuje z koncernem Elbit przy produkcji prototypu haubicy samobieżnej Kryl. Z tym że w MON nie zapadła decyzja, by to rozwiązanie zamówić dla Wojska Polskiego. Dużo mówiło się w ostatnich latach o przemysłowej współpracy polsko-izraelskiej w kontekście latających bezzałogowców. Ale z tego nic nie wyszło. W pamięci warto mieć, że w 2012 r. resort obrony narodowej zerwał kontrakt z izraelską firmą Aeronautics, która nie była w stanie dostarczyć przewidzianych w umowie bezzałogowych statków powietrznych. Ostatnio Izraelczycy przegrali postępowanie na dostarczenie nam wyposażenia dla artylerii dalekiego zasięgu – w ubiegłym tygodniu MON podpisał umowę na zakup zestawów Himars produkowanych przez amerykański koncern Lockheed Martin. Wydaje się, że przy tym wyborze kluczowy był kontekst polityczny i chęć zacieśnienia więzi z USA.
Mimo że Izraelczycy dysponują wieloma nowoczesnymi rozwiązaniami na rynku zbrojeniowym, które by można wdrożyć w Polsce, (m.in. przy modernizacji śmigłowców bojowych Mi-24 czy modernizacji czołgów T-72), to do tej pory nasze rządy z tej oferty korzystały rzadko. – Nie ma się co obrażać, za to warto pamiętać o udanych działaniach. Choćby o operacji Most, w ramach której na początku lat 90. wielu ważnych ludzi z izraelskiego przemysłu zbrojeniowego wyjechało z Rosji do nowej ojczyzny przy pomocy Warszawy – mówi były funkcjonariusz służb. – I jeszcze o tym, że to przy pomocy izraelskich kontaktów próbowaliśmy sprzedawać broń w takich krajach, jak Wietnam czy Indonezja po tym, gdy nasza reputacja jako producenta uzbrojenia została w tym rejonie świata zrujnowana przez niezrealizowane kontrakty. Kiedyś udawało nam się kooperować i dbać o siebie nawzajem, mam nadzieję, że wkrótce znów tak będzie – dodaje.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama