Komisja weryfikacyjna bada sprawę działki przy ul. Pięknej 49 zreprywatyzowanej w 2011 r., mimo że jeden ze współwłaścicieli nie żyl. B. urzędnik Śródmieścia mówił, że BGN wydał decyzję z naruszeniem prawa, a beneficjenci - że zostali pokrzywdzeni przebiegiem całej sprawy.

Badane na środowej rozprawie losy reprywatyzacji śródmiejskiej działki należały do jednych z najbardziej skomplikowanych spraw, nad którymi pochyliła się do tej pory komisja, kierowana przez wiceministra sprawiedliwości Patryka Jakiego.

Przed wojną na działce przy ul. Pięknej 49 stała prywatna kamienica, która należała do czterech córek owdowiałej szlachcianki. Część nieruchomości (jedną ósmą) nabył inżynier, żołnierz AK Mieczysław Szenfeld. Nieruchomość została zwrócona w 2011 r. prywatnych osobom. W imieniu Szenfelda, który był wówczas jednym z zaginionych byłych właścicieli, występował kurator. Już po reprywatyzacji odnaleziono jednak akt zgonu Szenfelda z 1974 r.

Po reprywatyzacji na działce Piękna 49 wybudowany został kilkupiętrowy biurowiec.

Na rozprawę jako świadków wezwano: naczelnik Wydziału Nieruchomości w Urzędzie Dzielnicy Śródmieście Wiesławę Iwanicką; referenta w tym urzędzie Przemysława Niedzielskiego; kuratora Bartłomieja Kościuszko oraz notariusza Grzegorza Arczyńskiego. W charakterze stron wezwania dostali beneficjenci decyzji zwrotowej: Magdalena Motylińska i Sławomir Janiszewski.

Iwanicka, która zeznawała jako pierwsza, podkreśliła, że w urzędzie dzielnicy wątpliwość wzbudziła informacja, że w 2012 r. - kiedy spadkobiercy złożyli w urzędzie dzielnicy wniosek o przekształcenie użytkowania wieczystego we własność - osobą, w stosunku do której ustanowiony został kurator dla osoby nieznanej z miejsca pobytu, był Mieczysław Szenfeld, który składał wniosek dekretowy w 1949 r. "To jest zawsze taki moment, kiedy zastanawiamy się, ile ta osoba może mieć lat" - powiedziała.

Iwanicka dodała, że dzielnica w styczniu 2013 r. dotarła do aktu zgonu Szenfelda z 1974 r. m.in. poprzez ustalenie imion rodziców. Pytana, czy takie ustalenie było trudne, świadek odpowiedziała: "Gdyby to był jakiś problem nie do przejścia, to byśmy tych ustaleń nie poczynili, to było do załatwienia". "Trzeba było trochę pomyśleć" - zaznaczyła.

"Jak już mieliśmy wszystko w tej sprawie, zostało skierowane pismo do BGN, aby zostały podjęte z urzędu czynności mające wyeliminować z obrotu prawnego wadliwą decyzję orzekającą o zwrocie" - zeznała świadek.

Iwanicka wyjaśniła, że Szenfeld miał udział w wysokości 1/8 w nieruchomości przy Pięknej 49, natomiast pozostałe 7/8 udziałów zostało zwrócone innym osobom. Świadek pytana, czy 7/8 udziałów otrzymali prawowici następcy pierwotnych właścicieli, odparła: "nie narzuca się żadna taka wyraźna sytuacja, żebym mogła dzisiaj powiedzieć, że te osoby są nieuprawnione".

Według Iwanickiej dzielnica Śródmieście zajęła się tylko udziałem Szenfelda, ponieważ tutaj "tkwił błąd". Jak mówiła, powierzchnia przedwojennej nieruchomości wynosiła 478 metrów kwadratowych, a w sumie zwrócono 227 metrów kwadratowych; reszta - jak mówiła - to teren znajdujący się pod ulicami.

Pełnomocnik miasta mec. Bartosz Przeciechowski zwrócił uwagę, że przed decyzją zwrotową z 2011 r. miasto dwukrotnie odmówiło ustanowienia prawa użytkowania wieczystego - w 2002 i 2009 r.

Iwanicka powiedziała też, że w styczniu 2014 r. ówczesny burmistrz Śródmieścia zawiadomił w sprawie Pięknej 49 prokuraturę.

B. urzędnik dzielnicy Śródmieście Przemysław Niedzielski przyznał, że był zdziwiony, że od 1997 r. BGN-owi nie udało się ustalić, czy Mieczysław Szenfeld żyje. Pytany, czy informację o jego śmierci można było ustalić przed decyzją reprywatyzacyjną, Niedzielski odpowiedział: "Moim zdaniem tak". "Podstawa nabycia użytkowania wieczystego, czyli ta decyzja wydziału spraw dekretowych (BGN) jest - w mojej ocenie - wydana z naruszeniem prawa ze względu na to, że jest wydana na osobę zmarłą" - ocenił świadek.

Wiceprzewodniczący komisji Sebastian Kaleta pytał, czy świadek rozmawiał o sprawie Pięknej 49 z jakimikolwiek pracownikami BGN-u. Niedzielski potwierdził; dodał, że odbierał dokumenty dotyczące tej nieruchomości od referenta w BGN Marka Dębskiego, informując go, że "chyba coś tu jest nie tak". Na to Dębski miał odpowiedzieć: "I co z tego?".

We wrześniu 2013 r. osoba podająca się za Mieczysława Szenfelda pojawiła się w Kielcach, aby zawrzeć umowę zbycia 1/8 udziałów do nieruchomości przy ul. Pięknej na rzecz innej spadkobierczyni dawnych właścicieli - Magdaleny Motylińskiej.

Zeznając przed komisją notariusz z Kielc Grzegorz Arczyński, który sporządził umowę między stronami przyznał, że osoba, która przedstawiła się jako Mieczysław Szenfeld mogła mieć ok. 60-70 lat. Prawdziwy Mieczysław Szenfeld miałby wówczas 100 lat. Jak zeznawał Arczyński, mężczyzna posiadał ukraińskie obywatelstwo, ale dobrze posługiwał się językiem polskim. Przed notariuszem posługiwał się on paszportem ukraińskim.

Notariusz powiedział też, że przedstawione przez osobę podającą się za Szenfelda dokumenty nie wzbudziły jego wątpliwości.

Kurator ustanowiony dla Szenfelda - Bartłomiej Kościuszko wyjaśnił, że w 2012 r., kiedy był aplikantem, otrzymał telefon z Okręgowej Izby Radców Prawnych w Warszawie z informacją, że zostanie ustanowiony kuratorem.

Kaleta zwrócił uwagę, że Kościuszko został kuratorem już po wydaniu decyzji zwrotowej w 2011 r. "Moją rolą było odebranie decyzji o przyznaniu Mieczysławowi Szenfeldowi użytkowania wieczystego, chyba ta decyzja jest jednym z elementów kończenia postępowania reprywatyzacyjnego" - tłumaczył świadek. Podkreślił, że był jednym z kolejnych kuratorów wyznaczonych do sprawy Pięknej 49.

Jak mówił, stawił się u notariusza, by dopełnić nałożonych obowiązków. "Wtedy byłem kuratorem bardzo krótko, ja nie znałem tak naprawdę tej sprawy wtedy, w tym momencie" - zeznał świadek.

Magdalena Motylińska mówiła podczas rozprawy, że jej rodzina przed wojną miała cztery domy w Warszawie, a jako właścicielka tych czterech nieruchomości "czuje się tutaj, jakby była jedyną złodziejką".

Wyjaśniła, że po latach wystąpiła o zwrot Pięknej 49, pisała w tej sprawie do urzędu, ale nie dostawała odpowiedzi. Przychodziły natomiast do niej osoby, które chciały kupić od niej roszczenia. Pierwszy zgłosił się biznesmen, nazywany "handlarzem roszczeń" Marek M., który chciał kupić roszczenia do wszystkich działek - relacjonowała.

"Powiedziałam mu, że w tej chwili jestem biedna, ale na pewno nie sprzedam tych roszczeń, bo to pamiątka rodzinna" - dodała Motylińska. Zeznała, że po M. do jej mamy zwrócił się pełnomocnik "lobbysty, pana Dochnala", który namawiał do sprzedaży roszczeń, miał proponować 50 złotych za metr nieruchomości.

Kaleta pytał Motylińską, w jakich okolicznościach po raz pierwszy spotkała osobę podającą się za Mieczysława Szenfelda. Jak mówiła Motylińska, ta osoba zatrzymała się u kolegi w Kielcach i przyjechała do niej do Warszawy. Dodała, że "domofonem zadzwonił pan Szenfeld" mówiąc, że jest właścicielem 1/8 nieruchomości przy Pięknej. Udziały miał kupić od ciotki Motylińskiej i chciał je sprzedać.

Motylińska umówiła się z nim na spotkanie. Jak dodała, Szenfeld mówił po polsku, ale z "naleciałością taką wschodnią". Był to "chudy, starszy pan" - zaznaczyła. Zapewniła, że wcześniej nie miała kontaktu z osobą podającą się za Szenfelda. Podkreślała wiele razy, że "nic nie wiedziała" o tym, że Mieczysław Szenfeld zmarł w 1974 r. i dowiedziała się o tym dopiero kilka miesięcy temu.

Motylińska wyjaśniła, że to osoba podająca się za Szenfelda zaproponowała, żeby akt notarialny został zawarty przed notariuszem w Kielcach. Osoba podająca się za Szenfelda zaproponowała sprzedaż udziałów za 100 tys. zł, na co Motylińska się zgodziła.

Motylińska zeznała, że w biurowiec przy Pięknej zainwestowała 7 mln zł. Dodała, że prezesa spółki Piękna 49, która postawiła biurowiec, Sławomira Janiszewskiego poznała w 2005 roku i prowadziła z nim interesy. Dodała, że to ona zaproponowała Janiszewskiemu wspólny biznes przy Pięknej.

Według Janiszewskiego to, że przez lata miasto nie sprawdziło, czy jeden z beneficjentów żyje czy nie, to absolutne zaniedbanie. Jak mówił, to sprawdzenie danych beneficjenta powinno odbyć się przed wydaniem decyzji zwrotowej.

Jak dodał, w związku z faktem, że miasto, ustanawiając kuratora dla osoby nieznanej z miejsca pobytu, można było domniemywać, że Szenfeld żyje.

Świadek przyznał, że kupił prawa do 5/8 roszczenia do Pięknej od spadkobierczyni praw Magdaleny Motylińskiej za 187 tys. zł. Tego samego dnia - jak przyznał - sprzedał jej 5/16 tych praw. "Miałem do tego prawo" - zapewnił. Dopytywany, czemu tak się stało odpowiedział, że "nie pamięta powodów biznesowych".

Na rozprawie pełnomocnik Janiszewskiego wyjaśnił, że obecnie użytkownikiem wieczystym nieruchomości przy Pięknej jest spółka Piękna 49, która zawarła z Motylińską i jej synem umowę przeniesienia własności lokalów, w budynku zbudowanym na zwróconym gruncie.

"Pani Motylińska mówiąc wprost została w obecnej sytuacji na +out-cie+, bo ani nie jest użytkownikiem wieczystym, ani spółka, która zawarła z nią umowę i chce ją wykonać (...) nie może zawrzeć z prawowitą właścicielką umowy na podstawie, którym oddałaby jej część lokali, za których wybudowanie, urządzenie pani Motylińska i jej syn zapłacili" - mówił pełnomocnik Janiszewskiego.

Jak powiedział pełnomocnik, komisja weryfikacyjna zastrzegła wpis nieruchomości w księdze wieczystej i nie można m.in. jej zbywać czy obciążać.

Kaleta przywołał zeznania kuratora dla Mieczysława Szenfelda nieznanego z miejsca pobytu, Bartłomieja Kościuszki, który podczas środowych zeznań powiedział, że w obecności notariusza, kiedy podpisywany był akt notarialny, Sławomir Janiszewski miał podać nieznane dotąd stronom imiona rodziców Szenfelda. Janiszewski odpowiedział na to, że "ktoś" podczas spotkania ustalił to, wpisując do wyszukiwarki internetowej nazwisko Szenfelda.

Świadek zapytał Kaletę, jaki miałby interes, żeby podać imiona rodziców. Kaleta odpowiedział: "taki, żeby doszło do podpisania umowy".

Komisja weryfikacyjna od początku czerwca ub.r. bada zgodność z prawem decyzji administracyjnych w sprawie reprywatyzacji warszawskich nieruchomości.