Kazachstan zmienia alfabet na łaciński, żeby być bliżej Zachodu. Ale choć starcie alfabetów dziś wygrywa ten powstały na Półwyspie Apenińskim, przyszłość należy do Wschodu. W tej grze ważną rolę odegra technologia.



Kiedy dzieci uczą sią alfabetu, nie wiedzą, że w ten sposób cementują wpływ Zachodu w Polsce. Alfabet to nie tylko litery, ale też określona notacja, niosąca wiązkę wpływów kulturowych. Najlepszym przykładem jego cywilizacyjnej władzy jest Kazachstan .
Państwo to w swojej historii miało trzy różne alfabety. Dawno temu był arabski ze względu na genetyczne związki języka kazachskiego z Turcją, gdy ta jeszcze nie przeszła na łaciński. Po 1929 r. obowiązywał „nasz” alfabet, a po 1940 r. – cyrylica. Deklaracja Astany o kolejnej zmianie alfabetu do 2025 r. spowodowała nieskrywaną irytację na Kremlu. Dlaczego? Bo alfabet to cement cywilizacji.
Polityczna ekspansja liter
Zmieniając alfabet, Kazachstan symboliczne zrywa z sowiecką przeszłością i otwiera się na westernizację. Być może decydenci tego kraju zrozumieli, że zbyt duży wpływ kulturowy Rosji kończy się tak jak na Białorusi czy Ukrainie – wasalizacją i marginalizacją. Zmiana alfabetu osłabi ten wpływ, nie powodując jednak jawnej wrogości potężnego sąsiada.
Alfabet to ostatecznie także część tożsamości, częściowo określająca przynależność do konkretnego kręgu kulturowego. Polacy jako Słowianie Zachodni wieki temu od razu postawili na łacinę. Przyjeżdżający do nas skrybowie znali ją biegle i pisali w niej, jeszcze zanim wykształcił się pisany język polski. Z kolei Słowianie Południowi i Wschodni znaleźli się pod wpływem Bizancjum, co zaowocowało zaszczepieniem czcionki greckiej, zaadaptowanej do specyfiki wymowy Słowian.
Cyrylica coraz mniej popularna
Cyrylica stanowi więc symboliczną granicę kultur. Choć dziś funkcjonuje w powszechnej świadomości jako nośnik wpływów rosyjskich, wiele osób zapomina, że przywędrowała do Rosji z terenów Bułgarii. A potem rozprzestrzeniła się na inne kultury Europy i Azji.
W azjatyckim Kazachstanie obowiązują dwa języki urzędowe: kazachski i rosyjski. Proces odchodzenia od cyrylicy zaczął się w kwietniu. Po reformie mieszkańcy mają się posługiwać 32-literowym alfabetem łacińskim. Od 2018 r. wszyscy zaczną się go uczyć, a książki będą drukowane z użyciem nowych czcionek. Tylko w tym roku zmiana ta będzie kosztować 670 mln dol., z czego 90 proc. zostanie przeznaczone na nowe materiały dla szkół.
Alfabet łaciński ma ułatwić współpracę kraju ze społecznością międzynarodową – szczególnie z krajami Zachodu, z którymi Kazachstan zawiązuje coraz silniejsze relacje ekonomiczne, korzystając z lokalizacji na przecięciu szlaków lądowych między Chinami a Europą. Na Kremlu odejście Kazachstanu od cyrylicy odbierane jest jako potwarz. Protestuje też rosyjska mniejszość w Kazachstanie, która stanowi jedną piątą populacji.
Co ciekawe, także Azerbejdżan w 1991 r. formalnie przeszedł na alfabet łaciński zbliżony do wersji tureckiej. Z cyrylicy zrezygnowały też Turkmenistan, Uzbekistan i Mołdawia.
Jak zmierzyć siłę alfabetu?
Ale sam alfabet łaciński także słabnie. Taki wniosek można wyciągnąć dzięki Indeksowi Mocy Państw dla Instytutu Europa, który umożliwia porównywanie potencjału państw z różnych kręgów kulturowych. Mierzy on siedem różnych wymiarów mocy, m.in. gospodarczy, militarny, kulturowy czy demograficzny. Indeks umożliwia także sumowanie mocy państw ze względu na przyjęty przez nie alfabet. Według najnowszej edycji zsumowana moc krajów używających liter łacińskich wynosi 58,4 pkt. Moc państw używających drugiego na podium pisma chińskiego to 14 pkt, a arabskiego – 7,7 pkt.
Jeśli przyjąć, że alfabetu łacińskiego używają głównie państwa Zachodu lub kraje zwesternizowane, okaże się, że Zachód posiada wciąż przewagę. Ale to się zmienia: w porównaniu z 1991 r. zachodnie litery osłabły prawie o 10 pkt. Współgra to z globalnym trendem, który uchwytuje indeks, czyli z rosnącą siłą Chin i – szerzej – cywilizacji konfucjańskiej. Dla porównania, w latach 1991–2018 moc pisma chińskiego wzrosła ponaddwukrotnie, a moc arabskiego pozostała w zasadzie niezmieniona .
Nawet cyrylica – choć coraz mniej popularna – zanotowała przyrost rzędu 1,6 pkt ze względu na rosnącą w badanym okresie potęgę Rosji.
Co te trendy oznaczają dla Zachodu? Pomimo uniwersalności alfabetu łacińskiego wchodzimy w okres rozdrobnienia językowego, a w przyszłości litery łacińskie mogą być wcale nie bardziej atrakcyjne niż chińskie czy indyjskie.
Więcej języków to więcej pieniędzy i zdrowia
Ze względu na ekspansję Chin warto zainwestować w naukę pisma chińskiego. Warto też postawić na szerzej rozumianą wielojęzyczność, bo kraje, które aktywnie pielęgnują różne języki, czerpią wiele korzyści – od bardziej udanego eksportu po bardziej innowacyjną siłę roboczą. Według badaczy z Uniwersytetu w Genewie Szwajcaria zawdzięcza 10 proc. swojego PKB dziedzictwu wielojęzyczności (kraj ma cztery języki narodowe: niemiecki, francuski, włoski i retoromański). Z kolei Wielka Brytania traci równowartość 3,5 proc. PKB z powodu stosunkowo słabej znajomości języków obcych.
Polacy na tle Brytyjczyków wypadają nieźle – według danych Eurobarometru 57 proc. z nas potrafi mówić w więcej niż jednym języku. Dla porównania w Niemczech więcej niż jeden język zna 67 proc., w Szwecji – 97 proc. Jak pokazują badania Ingeli Bel Habib, języki pomagają też w budowaniu relacji handlowych. Badanie przeprowadzone w Danii, Niemczech, Szwecji i we Francji wykazało, że firmy, które inwestowały więcej w języki, były w stanie eksportować więcej towarów. Badacze od dawna podkreślają też osobiste korzyści płynące z mówienia w różnych językach: statystycznie wyższe wynagrodzenie, lepsze szanse zawodowe, a nawet mniejsze ryzyko demencji.
„Star Trek” nad wieżą Babel
Co jednak robić, jeśli nie jesteśmy mistrzami w przyswajaniu nowych słówek i liter? W sukurs przyjdzie nam technologia. Wizja uniwersalnego tłumacza, który pozwalał bohaterom „Star Treka” na rozumienie i używanie prawie wszystkich języków w galaktyce, powoli staje się rzeczywistością. Choć ta rzeczywistość wciąż skrzeczy, bo algorytmy automatycznego tłumaczenia są zawodne. Marki takie jak Skype testują jednak programy tłumaczące potoczny przekaz audio w czasie rzeczywistym (z niewielkim opóźnieniem). Pewne sukcesy ma też japońska firma Logbar, która opracowała przenośny japońsko-angielski tłumacz Ili. To wyposażone w mikrofon i głośnik urządzenie nieco większe od zapalniczki z minimalnym opóźnieniem tłumaczy frazy takie, jak „czy mogę zrobić sobie z tobą zdjęcie?” lub „jak dojść do centrum?”.
Oczywiście obecne technologie to dopiero początek. Nad efektywnym tłumaczeniem pracują także zwolennicy rozszerzonej rzeczywistości, nakładającej cyfrową warstwę analityczną na świat rzeczywisty, np. za pośrednictwem okularów VR. To właśnie technologia rodem ze „Star Treka” jako pierwsza rozwiąże świat pomieszanych języków, znany z biblijnej opowieści o wieży Babel.
Warto jednak pamiętać, że w najbliższym stuleciu – niezależnie od wszystkiego – najpopularniejszymi językami będą angielski i chiński. Być może należałoby rozważyć wprowadzenie angielskiego jako drugiego oficjalnego języka w Polsce, aby jeszcze bardziej upłynnić nasze kulturowe relacje z Zachodem. Dodatkowo warto się też nastawić na wzrost znaczenia Chin i kształcić większą liczbę sinologów, zwiększając zarazem dostępności chińskiego w systemie edukacji.