Elitarne irańskie wojsko ma dziś bardzo silną pozycję w polityce i gospodarce, a w konsekwencji – bardzo dużo do stracenia, gdyby doszło do zmiany ustroju. Zresztą po to powstało – aby zapobiec ewentualnym puczom
Po kilku dniach antyrządowych protestów wczoraj na ulice irańskich miast wyszli zwolennicy obecnego ustroju. Duże demonstracje poparcia dla władz odbyły się m.in. w Isfahanie, Kom i Kermanszahu, choć w relacjach przekazywanych przez państwowe media nie było mowy o Teheranie. Nie zmienia to faktu, że władze – początkowo nieco zaskoczone wydarzeniami – teraz przechodzą do ofensywy.
W zanadrzu mają jeszcze jeden atut – Korpus Strażników Rewolucji Islamskiej, który tuż po rozpoczęciu protestów ostrzegł, że jeśli nie ustaną, zostaną bezwzględnie stłumione. A to nie jest formacja, która rzuca słowa na wiatr. Korpus – nazywany w Iranie Sepâh lub Pâsdârân – powstał w maju 1979 r., czyli niecałe trzy miesiące po zwycięstwie rewolucji islamskiej. Nowe władze powołały go, obawiając się braku lojalności ze strony armii i tego, że może ona próbować dokonać przewrotu przeciw teokratycznemu państwu. Korpus składa się z sił lądowych, morskich i powietrznych, a także jednostek specjalnych, czyli jego struktura dubluje regularne siły zbrojne, ale nie ulega kwestii, że to Strażnicy Rewolucji – podlegający bezpośrednio najwyższemu przywódcy duchowemu – są formacją ważniejszą (choć mniej liczną – szacuje się, że służy w nim ponad 125 tys. ludzi, wobec ponad 400 tys. w regularnej armii).
Silna pozycja Strażników Rewolucji wynika także z ich dużych wpływów politycznych oraz gospodarczych. Nie ma w zasadzie sektora, w którym nie działałyby firmy kontrolowane albo bezpośrednio przez korpus, albo przez ludzi blisko z nim związanych. Według szacunków w jego rękach jest między 10 a 30 proc. całej irańskiej gospodarki. – Nie o wszystkim wiadomo i nie wszystkie firmy oficjalnie należą do korpusu, ale nie ulega wątpliwości, że jego pozycja w gospodarce jeśli nie jest dominująca, to przynajmniej bardzo znacząca. Jest on postrzegany jako swego rodzaju mafia, która przejęła dużą część gospodarki – mówi nam dr Robert Czulda z Katedry Teorii Polityki Zagranicznej i Bezpieczeństwa Uniwersytetu Łódzkiego, ekspert od Bliskiego Wschodu w Fundacji im. Kazimierza Pułaskiego.
Ten proces wychodzenia Strażników Rewolucji poza swoją rolę stricte wojskową trwa już od wielu lat. – Przybrał on na sile, kiedy prezydentem został w 2005 r. Mahmud Ahmadineżad, który bardzo mocno się odwoływał do basidżów – wywodzących się zwykle z ubogich warstw społecznych ochotników służących w korpusie. W zamian za ich poparcie odwdzięczył się, pozwalając Korpusowi na zwiększenie wpływów w gospodarce – mówi dr Czulda.
Paradoksalnie to Strażnicy Rewolucji po części pośrednio odpowiadają za obecne protesty społeczne. W dużą dozą prawdopodobieństwa można przyjąć, iż to kontrolowane przez nich firmy przejęły lwią część z zamówień i kontraktów będących efektem otwarcia irańskiej gospodarki po podpisaniu w 2015 r. umowy nuklearnej. I zyski z tego zachowały dla siebie. Tymczasem pierwotną przyczyną wybuchu niezadowolenia społecznego były wysokie ceny i to, że umowa nie przyniosła takiej poprawy poziomu życia, jakiej się spodziewano. Dopiero później pojawiły się żądania zmian politycznych.
To także korpus jest tą instytucją irańskiego systemu politycznego, który z racji zdobytej pozycji i kapitału ma do stracenia najwięcej. – Eskalacja protestów jest dla korpusu niekorzystna, bo byłby on tą formacją, która musiałaby je pacyfikować, a wtedy ludzie jeszcze mocniej zwrócą się przeciwko niemu. Ale nie wiemy, w jaki sposób kalkulują jego dowódcy. Nie można też wykluczyć, że korpus może spróbować wykorzystać sytuację do przejęcia władzy. Pamiętajmy, że najwyższy przywódca duchowy ajatollah Chamenei ma już 78 lat. Istnieją też pogłoski, że korpus może spróbować odsunąć od władzy prezydenta Hasana Rouhaniego, który jest reformatorem, więc zagraża jego pozycji – mówi Robert Czulda.
Nie ma wątpliwości, że Strażnicy Rewolucji będą bronić swojej pozycji bezwzględnie, ale też uciekanie się przez nich do brutalnych metod wcale nie musi być konieczne. Obecne protesty mają jedną zasadniczą słabość – nie mają przywódców, co powoduje, iż stłumienie ich będzie stosunkowo łatwe. Co jednak nie znaczy, że kiedyś Strażnicy Rewolucji nie będą się musieli zmierzyć z prawdziwą rewolucją Irańczyków.