Premier Zjednoczonego Królestwa uniknęła najgorszego scenariusza, ale w dalszych negocjacjach czeka ją jeszcze sporo zagrożeń



Wielka Brytania i Unia Europejska, zawierając porozumienie w sprawie przejścia do rozmów o przyszłych relacjach handlowych, ustrzegły się katastrofy, ale droga do prawdziwego sukcesu jest jeszcze daleka i trudna.
Podczas rozpoczynającego się w czwartek szczytu UE przywódcy państw członkowskich mają oficjalnie uznać, że obie strony osiągnęły wystarczający postęp w negocjacjach o warunkach wystąpienia Wielkiej Brytanii, że można zacząć rozmawiać o charakterze przyszłych relacji. Wobec porozumienia, które w piątek osiągnęli główni negocjatorzy obu stron David Davis i Michel Barnier, unijna „27” zapewne da zielone światło dla rozmów handlowych, choć wiele spraw jeszcze wymaga doprecyzowania.
– Od początku miałam świadomość, że nie będzie to łatwy proces. Wymaga on ustępstw z obu stron, abyśmy mogli iść razem naprzód. I to właśnie zrobiliśmy – mówiła wczoraj Theresa May w Izbie Gmin. Brytyjska premier może szczególnie mocno odetchnąć z ulgą, ponieważ brak porozumienia zapewne kosztowałby ją utratę stanowiska. Z powodu braku parlamentarnej większości, podziałów w rządzie i w Partii Konserwatywnej w kwestii charakteru brexitu i panującego wśród opinii publicznej wrażenia, że w brytyjskim zespole negocjacyjnym panuje chaos, pozycja May jest słaba.
Gdyby przywódcy unijni nie zgodzili się na rozpoczęcie rozmów handlowych – na czym Londynowi bardzo zależy – byłby to powód dla wewnątrzpartyjnej opozycji do odsunięcia May. Mimo że nie wszystkim porozumienie się podoba, próby odwołania premier na razie nie będzie. – Nawet najtwardsi zwolennicy brexitu muszą zaakceptować rzeczywistość i to, że trzeba zawierać kompromisy. Jeśli ostatecznym celem jest brexit, muszą się na tym skupiać – uważa Tim Bale, politolog z Queen Mary University of London.
Premier może zatem odetchnąć z ulgą, ale tylko na chwilę, bo w dalszych negocjacjach i tak jest bardzo dużo potencjalnych raf, które mogą wywrócić proces uporządkowanego opuszczania Unii. Najpoważniejszym problemem jest ograniczony czas. Według nieoficjalnych informacji rozmowy handlowe miałyby ruszyć w styczniu, co oznacza, że na wynegocjowanie układu handlowego pozostaje maksymalnie 10 miesięcy. Wielka Brytania wyjdzie z Unii 29 marca 2019 r., ale ponieważ umowa musi zostać jeszcze ratyfikowana, porozumienie powinno być osiągnięte najpóźniej jesienią przyszłego roku.
Biorąc pod uwagę, że prowadzone przez Unię negocjacje handlowe z państwami trzecimi trwają całe lata, wyzwanie jest ogromne, choć trzeba też pamiętać, iż brak ceł i ujednolicone regulacje znacznie ułatwiają sprawę. Na dodatek, jeśli negocjacje nie zakończą się w wyznaczonym terminie, wszystkie dotychczasowe kompromisy pójdą na marne. Londyn i Bruksela przyjęły zasadę, że „dopóki wszystko nie zostanie uzgodnione, nic nie jest uzgodnione”, co nie pozostawia miejsca na żadne rozwiązania połowiczne czy przejściowe. Innymi słowy, albo zostanie zawarte pełne porozumienie, albo nie będzie go wcale i brexit odbędzie się w chaotyczny sposób, co zaszkodzi przede wszystkim brytyjskiej gospodarce.
Problemem, który już daje o sobie znać, jest okres implementacji umowy. Wielka Brytania, chcąc złagodzić potencjalny negatywny efekt gospodarczy brexitu, zwróciła się o to, by przez jakiś czas po formalnym wyjściu z Unii – wstępnie była mowa o dwóch latach – wszystko odbywało się na dotychczasowych zasadach i by przez ten czas unijne prawa i regulacje pozostały w mocy.
Theresa May uważa jednak, że wyjście z jednolitego rynku i unii celnej nastąpi z chwilą opuszczenia UE, podczas gdy przewodniczący Rady Europejskiej Donald Tusk mówił w piątek, że w czasie tego dwuletniego okresu implementacji Wielka Brytania pozostałaby w jednolitym rynku. Co więcej, Tusk chce, żeby Londyn nie tylko respektował istniejące unijne prawa, lecz także nowo przyjęte, oraz aby przez ten czas uznawał jurysdykcję Trybunału Sprawiedliwości UE. To wszystko będzie bardzo trudne do zaakceptowania przez zwolenników brexitu.
Kłopot jest też po stronie brytyjskiej, bo rząd w Londynie w dalszym ciągu nie wypracował jednolitego stanowiska w kwestii tego, jak właściwie chciałby, aby wyglądały jego przyszłe relacje handlowe z Unią. David Davis mówił wprawdzie w niedzielę, że powinna to być szersza i lepsza wersja umowy o wolnym handlu, którą Unia Europejska zawarła z Kanadą, ale w gabinecie May ścierają się zwolennicy utrzymania jak najbliższych związków handlowych z Unią, co oznacza przestrzeganie ustanawianych przez nią regulacji, oraz zwolennicy uwolnienia się od nich, co było jednym z głównych celów brexitu. I dopóki rząd w Londynie nie zdefiniuje swoich zamiarów, trudno będzie o znaczący postęp w negocjacjach.