Nawet jeśli Donald Trump dostałby pieniądze na budowę bariery, to jej ukończenie w takim kształcie, o jakim mówił na początku, jest niewykonalne.
Prezydent Trump wrócił do jednej ze swoich kluczowych obietnic wyborczych – budowy muru na granicy z Meksykiem. Ale podobnie jak w przypadku kilku wcześniejszych jej realizacja nie będzie taka prosta, jak się amerykańskiemu prezydentowi wydawało.
– Obstrukcjonistyczni demokraci chcą, żebyśmy tego nie zrobili, ale wierzcie mi, nawet jeśli będziemy musieli doprowadzić do zamknięcia rządu, zbudujemy ten mur. W ten czy inny sposób będziemy mieć mur – oświadczył Trump w zeszłym tygodniu na wiecu w Arizonie. Zamknięcie rządu (government shutdown), czyli sytuacja, w której wskutek braku przyjętego budżetu przestaną pracować służby federalne poza absolutnie niezbędnymi, nastąpi, jeśli do 1 października, kiedy w USA zaczyna się rok budżetowy, Kongres nie osiągnie porozumienia w sprawie podniesienia limitu długu publicznego. Trump zamierza wykorzystać tę sytuację, by wymusić na Kongresie środki na budowę muru, za który zresztą w pierwotnej jego wersji zapłacić miały władze Meksyku.
– Zamknięcie rządu wydaje się mało realne. Zapowiedź Trumpa była obliczona na mobilizację jego bazy politycznej, która jest izolacjonistyczna. Po ogłoszeniu pozostania w Afganistanie, co jest niezbyt zrozumiałe przez jego twardą bazę, Trump musiał wykonać w kierunku jej jakiś gest, więc było to zagranie racjonalne – mówi nam dr Michał Kuź, ekspert Centrum Analiz Instytutu Jagiellońskiego.
Technicznie doprowadzenie do zamknięcia rządu przez prezydenta jest proste – wystarczy, że nie podpisze on przyjętego przez Kongres budżetu. Ale politycznie jest to poważniejsza sprawa. Biorąc pod uwagę, że republikanie mają i Biały Dom, i większość w obu izbach Kongresu, wina będzie ewidentnie po ich stronie. A jeśli jest coś, czego zwykli Amerykanie nie lubią bardziej niż waszyngtońskiej polityki, to jest to właśnie zamknięcie rządu (ostatni raz zdarzyło się to w 2013 r., ale w drugiej połowie lat 70. i w latach 80. dochodziło to tego niemal co roku). Dla demokratów zatem taki scenariusz byłby świetną okazją do podbicia notowań. Prawdopodobieństwo, że Kongres zatwierdzi w budżecie dodatkowe środki z jednoznacznym przeznaczeniem na budowę muru, jest więc znikome, zwłaszcza że część republikanów też się temu sprzeciwia albo z powodu niechęci do zwiększania wydatków państwa, albo uważając, że mur sam w sobie nie jest dobrym pomysłem. Jeśli obie partie postanowią znaleźć jakiś kompromis ze sobą i z prezydentem, by uniknąć zawieszenia pracy administracji federalnej, będzie to raczej zwiększenie wydatków na ochronę granicy bez precyzowania, że chodzi o budowę fizycznego muru (czyli np. na zwiększoną liczbę patroli czy kamer termowizyjnych), albo przed końcem września przyjmą budżet lub prowizorium budżetowe z obietnicą odrębnego porozumienia w sprawie finansowania muru w późniejszym czasie (takie odsuwanie problemu na przyszłość jest zabiegiem dość często stosowanym przez Kongres).
Nawet jeśli Trump dostałby dodatkowe pieniądze, to budowa „niedającego się sforsować, fizycznego, wysokiego, potężnego, pięknego południowego muru granicznego”, o którym mówił na początku, jest praktycznie niemożliwa. Tak naprawdę nie chodzi o jego budowę od początku, lecz o dokończenie, bo na jednej trzeciej granicy (w całości ma ona długość 3201 kilometrów) różnego typu bariery powstały już za czasów prezydentury George’a W. Busha. Pozostała część granicy przebiega albo przez środek rzeki Rio Grande, albo przez inne tereny, na których budowa byłaby bardzo trudna (góry, wydmy, park narodowy). Na dodatek mur, według wytycznych Departamentu Bezpieczeństwa Wewnętrznego, powinien mieć ok. sześciu metrów wysokości, być na dwa metry wkopany w ziemię, być niemożliwy do pokonania za pomocą drabiny, mieć co jakiś czas bramy i być dobrze wkomponowany w otoczenie. To wszystko wymagać będzie olbrzymich pieniędzy. Trump mówił, że mur będzie kosztować 8–12 mld dol., ale to liczba zdecydowanie niedoszacowana. Lider republikańskiej większości w Senacie Mitch McConnell wspominał o kwocie 12–15 mld, Departament Bezpieczeństwa Wewnętrznego o 21,6–25 mld, zaś różni niezależni eksperci podają liczby od 15 do 40 mld. Do tego dochodzą problemy prawne – dwie trzecie granicy przebiega przez tereny, które są własnością prywatną, należą do poszczególnych stanów lub na których znajdują się rezerwaty indiańskie. Teoretycznie jest możliwe wykupienie ich przez państwo, ale oznacza to kosztowną i ciągnącą się latami procedurę.
I to jeszcze nie koniec trudności. – Mur nie wykona całej pracy – podkreślił John F. Kelly, sekretarz bezpieczeństwa wewnętrznego, zwracając uwagę, że powinna wraz z nim iść większa liczba strażników i sprzętu. Według statystyk liczba zatrzymywanych na nielegalnym przekroczeniu granicy jest obecnie pięciokrotnie mniejsza niż w szczytowym okresie, na przełomie XX i XXI w., ale bariery wybudowane za czasów Busha są tylko jedną z przyczyn tego spadku. Wreszcie mur spowodowałby poważne zakłócenia gospodarcze ze względu na coraz większą współzależność terenów przygranicznych. Według Christophera Wilsona z think tanku Wilson Center zmniejszenie handlu między USA a Meksykiem w wyniku budowy muru spowodowałoby likwidację 4,9 mln amerykańskich miejsc pracy.
Trump najwyraźniej zdaje sobie sprawę, że mur, jaki obiecywał na początku, nie jest realny, bo już nie mówi, że Meksyk ma za niego zapłacić ani że będzie się ciągnął przez całą granicę, bo teraz przekonuje, iż niektóre naturalne formy terenu są wystarczającą ochroną. Pytanie tylko, czy to rozwadnianie obietnic zrozumieją jego wyborcy. – Oczywiście, że Trump trochę osłabia swoje obietnice, ale niemal każdy polityk, który idzie do wyborów z radykalnymi hasłami, musi w pewnym momencie je rozwadniać. Nie spowoduje to jednak, że baza się od niego odwróci. Pamiętajmy, że Trump ma niskie notowania, ale poparcie dla polityków i mediów głównego nurtu jest jeszcze niższe – mówi Michał Kuź.