Państwowy nadawca powinien stać na straży wolności słowa, a nie ulegać zewnętrznym naciskom polityków - podkreślono w opublikowanym w poniedziałek w Finlandii niezależnym raporcie, który ocenił standardy pracy radia Yle po tzw. aferze Sipili.

Raport dotyczy sprawy z udziałem szefa fińskiego rządu Juhy Sipili. W listopadzie zeszłego roku dziennikarze radia Yle podali informacje o możliwym konflikcie interesów między państwową kopalnią metali Terrafame a firmą, która dostarcza pojazdy do tej kopalni, i w której udziały posiadali krewni premiera.

Spółka miała otrzymać zamówienie na pół miliona euro. Sprawa została opisana na stronie internetowej Yle. Premier wysyłał e-maile do redaktora naczelnego oraz do reporterki, która zajmowała się sprawą. Na polecenie kierownictwa artykuł został zmieniony, a kolejne, już zaplanowane, zostały wycofane. Po tym zdarzeniu dwóch dziennikarzy krytykując podejście Yle do tematu złożyło wypowiedzenia. W mediach społecznościowych reporterka zamieściła e-maile od Sipili.

Premier w publicznym wystąpieniu przeprosił za e-maile i tłumaczył, że nie miał zamiaru wpływać na dziennikarzy.

Opublikowany w poniedziałek raport został zamówiony przez kierownictwo Yle. Nadawca podkreśla, że stawia na otwartość i chce przywrócić spokój w samej redakcji oraz uspokoić fińską opinię publiczną. Autorem raportu jest profesor prawa administracyjnego na Uniwersytecie w Helsinkach Olli Maenpaa. Był on przewodniczącym fińskiej Rady Mediów Publicznych w latach 1999-2003.

Według raportu w artykule nie było znaczących błędów, a mimo to kierownictwo redakcji zdecydowało się na ingerencję, ulegając zewnętrznym naciskom. Podobne stanowisko zajęła w marcu 2017 r. fińska Rada Mediów Publicznych.

„Premier został potraktowany w szczególny sposób w procesie dziennikarskim” - powiedział Maenpaa państwowemu nadawcy.

Przygotowując raport, Maenpaa przeprowadził wywiady z 48 osobami z kierownictwa i redakcji Yle, również z tymi, które w redakcji już nie pracują.

Z raportu wynika, że problemy z zarządzaniem i procesem dziennikarskim pojawiły się nie tylko w przypadku sprawy Sipili. Dotyczyły one w szczególności działu wiadomości bieżących oraz kwestii związanych z odpowiedzialnością i wsparciem pojedynczego redaktora w sytuacjach niezręcznych.

Według autora raportu obowiązkiem państwowego nadawcy jest stanie na straży wolności słowa. Natomiast sprawa Terrafame pokazała, że redakcja skupiła się na uniknięciu błędów i ewentualnej odpowiedzialności karnej, kosztem wolności słowa.

Z raportu wynika, że Yle działa niezależnie, ale w pojedynczych przypadkach pojawiły się naciski. Dlatego nadawca powinien corocznie przeprowadzać audyt dotyczący niezależności swojej pracy. Słabo są też znane zasady funkcjonowania mediów społecznościowych, a śledzenie tych mediów jest niesystematyczne - wskazuje Maenpaa w końcowych zaleceniach.

Maenpaa uznał, że działanie w sprawie Terrafame było wyjątkiem, ale jeśli stanie się regułą, to będą problemy z wolnością słowa i ucierpi na tym renoma Yle.

Yle oświadczyło, że raport został przekazany do publicznej wiadomości, aby każdy Fin mógł go ocenić samodzielnie i ewentualnie skomentować na forum internetowym. W tym tygodniu Yle zaplanowała również programy telewizyjne, w których będzie komentować raport.

Zarząd Yle oświadczył w poniedziałek, że odniesie się do zaleceń raportu w ciągu kilku tygodni.

Po ujawnieniu sprawy Sipili i działania Yle Finlandia spadła z 1. miejsca w światowym rankingu wolności słowa. Była na jego czele nieprzerwanie od 2010 r. Obecnie zajmuje 3. pozycję, po Norwegii i Szwecji.

Z Helsinek Przemysław Molik (PAP)