Słomiany Judosz w Wielką Sobotę przeszedł w eskorcie halabardników ulicami Skoczowa. Za nimi podążali mieszkańcy, w tym dzieci z kołatkami, których dźwięk ma wypędzić zło. Barwny obrzęd zwieńczyło spalenie słomianej kukły, co ma zapewnić miastu pomyślność.

Skoczów jest jedyną miejscowością na Śląsku Cieszyńskim, gdzie wciąż kultywowana jest ta sięgająca średniowiecza tradycja. "To jest nasz powód do dumy" – powiedział skoczowianin Adam Bąk. Barwny zwyczaj przyciąga też turystów.

Za Judoszem podążali mieszkańcy. Stąpając za nim krok w krok hałasowali kołatkami. Dzieci krzyczały: "kle, kle, kle" przepędzając w ten sposób zło z miasta. Podczas przemarszu Judosz na rynku pokłonił się ratuszowi.

Judosz to słomiana, 3-metrowa kukła, ozdobiona kolorowymi wstążkami i naszyjnikiem z 30 srebrnikami. Kostium zakłada młody strażak. Orszak po raz pierwszy wyruszył ulicami Skoczowa w Wielki Piątek w południe. W Wielką Sobotę został powtórzony. Tego dnia po przemarszu słomiana kukła zginęła w ogniu. "Paląc kukłę wyganiamy z miasta zło. Znikają niesnaski między ludźmi. Dlatego trzeba tu być, żeby na rok wygnać wszystko co złe i przykre" – dodał Adam Bąk.

Miejscowi historycy spierają się o genezę obrzędu. Robert Orawski w artykule "Ostatni taki Judosz", opublikowanym na stronie internetowej Skoczowa, wskazał, że część z nich uważa, iż zwyczaj dotarł on z Austro-Węgier w XIX w. Inni doszukują się wpływu zakonników z Grecji, choć tajemnicą pozostaje jak mieliby trafić do Skoczowa.

Prawdopodobnie to jednak tradycja rodzima, która sięga średniowiecza. O przemarszu wspomina w swych dziennikach obejmujących lata 1597-1635 skoczowski burgrabia Jan Tilgner. Podobne pochody znane były także w okolicy. Jeszcze w latach 60. odbywały się m.in. w pobliskich Ochabach i Strumieniu. Teraz pozostał tylko Skoczów.

Niegdyś Judosza wyprowadzano dwa razy dziennie przez cały Wielki Tydzień z nieistniejącej już stodoły naprzeciw kościoła św. Piotra i Pawła i w asyście ministrantów obchodził on całe miasto. Kukłę palono w Wielką Sobotę na wzgórzu Kaplicówka, górującym nad Skoczowem.

Zwyczaj kultywowany był – z przerwą na okupację - do lat 60. minionego stulecia. Robert Orawski podał, że jeden z młodych wikarych uznał go wówczas za szkodliwy dla Kościoła przejaw pogaństwa. Przekonał proboszcza i zabronił ministrantom organizowania pochodu.

Zwyczaj został wskrzeszony kilkanaście lat później przez Towarzystwo Miłośników Skoczowa oraz miejscowych strażaków. Judosz, idąc ulicami miasta, kłaniał się ratuszowi i miejscowej farze. Kilka lat temu trasa została jednak skrócona ze względu na protesty niektórych mieszkańców Skoczowa. Ich zdaniem w Wielki Piątek, gdy na krzyżu umierał Zbawiciel, ulicami nie powinien przechodzić hałaśliwy pochód. Od tego czasu Judosz nie przechodzi obok probostwa.