W miejscu zamieszkania przewodniczącego Solidarności w katowickiej kopalni Wujek w 1981 r. Jana Ludwiczaka, odsłonięto we wtorek pamiątkową tablicę. Zatrzymanie związkowca w nocy z 12 na 13 grudnia 1981 r. było bezpośrednią przyczyną wybuchu strajku w kopalni.
Protest ten zakończył się krwawą pacyfikacją, która była największą tragedią stanu wojennego. W jej wyniku od milicyjnych zginęło dziewięciu górników, a ponad 20 zostało rannych.
Tablica z krótkim opisem wydarzeń sprzed 35 lat zawisła na ścianie bloku przy ul. Wincentego Pola w Katowicach - nieopodal kopalni Wujek - gdzie Jan Ludwiczak mieszka do dziś.
Ówczesny szef zakładowej Solidarności podkreślił, że to dla niego bardzo ważny dzień. "Przy takiej okazji i przy tylu latach to człowiek naprawdę jest wzruszony. Tym bardziej, że jednak ludzie pamiętają o tym, że pamięta młodzież. To mnie najbardziej cieszy" - mówił Ludwiczak.
"Nie chcę być bohaterem, bo nim nie jestem, ale jeśli byłem przewodniczącym i jeśli się górnicy o mnie upomnieli to znaczy, że byłem uczciwy, że byłem dobry, że słuchałem ludzi" - dodał.
Podkreślił, że mimo upływu 35 lat ma wrażenie, jakby te wydarzenia odbyły się niedawno. "Jak zomowcy przychodzą pod mieszkanie, pod drzwi, rąbią siekierami i rozwalają drzwi do zera, że wszystko wylatuje, no i człowieka aresztują, to naprawdę to zostaje do końca życia" - zaznaczył.
Do drzwi Ludwiczaka milicja zastukała 12 grudnia 1981 r. ok. godz. 23.30. Gdy obudzony związkowiec otworzył, zobaczył po drugiej stronie cywila i dwóch mundurowych. Zorientował się, o co może chodzić i zdążył zatrzasnąć drzwi. Po chwili zadzwonił do kopalni, pod jego blok przybiegło stamtąd dwóch górników. W tej samej chwili trójka milicjantów już odjeżdżała. Górnicy powiedzieli przewodniczącemu, że będą czuwać pod jego drzwiami.
Niebawem pod blok podjechali zomowcy. Wkroczyli do budynku i zaczęli rozwalać drzwi mieszkania Ludwiczaka. Były szef Solidarności w Wujku podkreślał, że nie był bity podczas zatrzymania i internowania. Pobici zostali natomiast górnicy, którzy czuwali pod jego drzwiami.
Ludwiczak najpierw trafił do komendy policji w Katowicach, potem był internowany w Jastrzębiu-Szerokiej, Uhercach, Załężu k. Rzeszowa, Nowym Łupkowie i Katowicach. "Siedząc w aresztach nie wiedzieliśmy, co się dzieje. Po kilku dniach się dowiedzieliśmy, że strajkują i że górnicy poginęli. Ciężko było (to - PAP) przeżyć" - opowiadał.
Były szef "S" kolejny raz podkreślił, że odmawiał podpisania jakichkolwiek dokumentów i nie spełnił żądania SB, która domagała się wydania współpracowników z zakładowej Solidarności. "Mimo wszystko, tych nacisków, żebym wyjechał za granicę, żebym opuścił ojczyznę, nie zgodziłem się, nie podpisałem żadnej umowy, żadnej współpracy, nic, jestem czyściutki" - mówił.
Pamiątkowa tablica powstała z inicjatywy Śląskiego Centrum Wolności i Solidarności oraz Społecznego Komitetu Pamięci Górników KWK Wujek w Katowicach Poległych 16 grudnia 1981 r.
Protest górników z kopalni Wujek w grudniu 1981 r. - tuż po wprowadzeniu stanu wojennego - rozpoczął się na wieść o zatrzymaniu Ludwiczaka. 14 grudnia pierwsza zmiana rozpoczęła strajk. Górnicy domagali się m.in. zwolnienia z więzienia Ludwiczaka, innych działaczy "S" z całego kraju, a także zniesienia stanu wojennego i przywrócenia działalności Solidarności.
16 grudnia 1981 r. kopalnię, gdzie strajkowało już ok. 3 tys. górników, otoczyły oddziały milicji, czołgi i wozy pancerne. Górnicy byli ostrzeliwani pociskami wypełnionymi gazem łzawiącym i polewani wodą. Gdy do akcji wprowadzony został pluton specjalny, padły strzały. W ramach obchodów 35. rocznicy tej tragedii przygotowano wiele wydarzeń m.in. konferencje naukowe, koncerty, wystawy, biegi, spektakl. Ponadto Poczta Polska będzie sprzedawać okolicznościowe pocztówki, a Narodowy Bank Polski wypuści do obiegu srebrną monetę kolekcjonerską. Kulminacją obchodów będą piątkowe uroczystości z udziałem prezydenta Andrzeja Dudy. (PAP)