Projekt przepisów nakazujący dostawcom internetu instalowanie urządzeń do monitorowania parametrów sieci budzi niepokój obrońców prywatności i samych operatorów. Zdaniem UKE całkowicie bezpodstawny.

Nowy obowiązek dla telekomów pojawił się jako poprawka posłów PiS do rządowego projektu ustawy – Prawo komunikacji elektronicznej (druk nr 2861; dalej: PKE) na etapie prac sejmowych. Oprócz zainstalowania w sieciach przygotowanego przez Urząd Komunikacji Elektronicznej urządzenia operatorzy będą też musieli zapewnić UKE dostęp do zebranych danych. Ma to umożliwić regulatorowi lepsze monitorowanie jakości usług dostępu do internetu, a abonentom łatwiejsze reklamacje w przypadku problemów z siecią.

Samego pomysłu mierzenia jakości połączeń internetowych nikt nie kwestionuje. Sęk w tym, że proponowany przepis nie precyzuje, jakie urządzenie lub aplikacja będzie ją sprawdzać i jakie konkretnie dane ma zbierać. Pojawia się więc ryzyko naruszania prywatności użytkowników internetu.

Dostrzega je m.in. Fundacja Panoptykon.

– Widzę w tej aplikacji dwojakie niebezpieczeństwo – mówi Wojciech Klicki, prawnik z Panoptykonu. – Nie jest jasne, jakie konkretnie dane będą zbierane. Jeżeli ten monitoring obejmie również dane dotyczące indywidualnych użytkowników i sposobu, w jaki korzystają z internetu, to zagrozi to prywatności klientów firm telekomunikacyjnych – stwierdza.

Jan Komosa, adwokat z firmy DAPR, specjalista ds. ochrony danych osobowych, zaznacza, że najpierw trzeba określić, czy w tej sytuacji mają zastosowanie przepisy RODO, czyli unijnego rozporządzenia ogólnego o ochronie danych (2016/679).

– Określenie, kiedy informacje o urządzeniu, sieci itp. zaczynają stanowić dane osobowe, czasami jest problematyczne – stwierdza. – Nawet jeśli RODO nie miałoby zastosowania, to dalej mogłoby być naruszane prawo do prywatności, które jest szersze od samej ochrony danych osobowych – podkreśla Jan Komosa.

Jeżeli zaś zbierane będą dane osobowe, to RODO wymaga minimalizacji tego procesu.

– Należałoby więc wprost zapisać w ustawie, jakie informacje będzie zbierało urządzenie UKE – mówi prawnik z DAPR. – Taka ogólna delegacja, że władza sobie później doprecyzuje, jakie dane będzie zbierać o obywatelach, może być niebezpieczna. Wynika to także z art. 51 konstytucji, który stanowi, że władze publiczne nie mogą pozyskiwać, gromadzić i udostępniać innych informacji o obywatelach niż niezbędne w demokratycznym państwie prawnym oraz że zasady i tryb gromadzenia oraz udostępniania informacji określa ustawa – przytacza.

Za pieniądze z Unii

W UKE dowiedzieliśmy się, że za poprawką do PKE kryje się System Monitorowania Jakości Internetu (SMJI). To realizowany przez urząd projekt, finansowany w większości ze środków unijnych. Celem jest wdrożenie do końca tego roku e-usługi, która pozwoli na automatyczną weryfikację jakości internetu i porównanie z wartościami deklarowanymi przez operatorów. System obejmuje urządzenia pomiarowe, które będą bezpłatnie użyczane przez UKE konsumentom, oraz „próbniki sieciowe” do zainstalowania przez operatorów – czyli urządzenia, o których mowa w PKE.

SMJI będzie zarządzany i obsługiwany przez UKE.

– System będzie zbierał wyłącznie metryki połączenia – czyli dane o przepływności, opóźnieniach, jitterze (krótkookresowe odchylenie od ustalonych, okresowych charakterystyk sygnału – red.) itp. – zapewnia nas p.o. rzecznika urzędu Witold Tomaszewski. – Będzie potrafił ocenić np. jakość usługi transmisji wideo na podstawie generowanego referencyjnego pliku – dodaje.

Jeśli pomiary ograniczą się do takich parametrów, to według Wojciecha Klickiego nie naruszy to prywatności użytkowników internetu.

– Zakres zbieranych informacji powinien być jednak doprecyzowany bezpośrednio w ustawie – podkreśla prawnik.

Granice odpowiedzialności

Poprawka niesie też inne niebezpieczeństwo. – Ten system pomiarowy w sieci telekomunikacyjnej będzie ciałem obcym, którego operatorzy nie będą mogli w pełni kontrolować, także pod względem cyberbezpieczeństwa. To narazi całą sieć, za którą odpowiadają, a w konsekwencji dane osób korzystających z ich usług – mówi Wojciech Klicki.

Dlatego tajemnicze mierniki niepokoją operatorów. Podczas wysłuchania publicznego w sprawie PKE prezes zarządu Polskiej Izby Informatyki i Telekomunikacji Andrzej Dulka stwierdził, że „przedsiębiorca komunikacyjny nie może być odpowiedzialny za naruszenie cyberbezpieczeństwa i ochrony danych osobowych wynikłe z wadliwego działania urządzeń (…), nad którymi nie będzie miał żadnej kontroli”.

– Trudno mi sobie wyobrazić wyłączenie pełnej odpowiedzialności operatora za cyberbezpieczeństwo sieci telekomunikacyjnej z powodu instalacji takiego urządzenia. Można co najwyżej mówić o wyłączeniu odpowiedzialności w zakresie, w którym to urządzenie spowodowało zagrożenie dla cyberbezpieczeństwa. Wymagałoby to jednak wykazania, że istnieje związek przyczynowy pomiędzy wadliwym działaniem takiego urządzenia a powstałym zagrożeniem – komentuje prof. dr hab. Maciej Rogalski, rektor Uczelni Łazarskiego i partner w kancelarii prawnej Rogalski i Wspólnicy.

– Nie wiemy dokładnie, co to będzie za urządzenie technicznie: tzn., czy będzie miało pasywny charakter działania, czy też aktywny. Innymi słowy: czy będzie spełniało tylko funkcje przysłowiowego licznika prądu lub wody, czy też posiadało inne funkcje – dodaje.

Jego zdaniem wskazany byłby akt wykonawczy do tego przepisu.

– Określałby on parametry techniczne i funkcje takiego urządzenia, sposób instalacji, nadzoru, rozpatrywania reklamacji zgłaszanych np. przez operatora co do ewentualnego nieprawidłowego jego działania itd. Pozwoliłoby to rozwiązać przynajmniej część wątpliwości i zastrzeżeń – mówi prof. Rogalski.

Bitwa w Sejmie

Na razie projekt PKE pozostaje w zawieszeniu, bo wczoraj w komisji cyfryzacji opozycja przegłosowała rekomendowanie jego odrzucenia.

– W Sejmie to oczywiście przejdzie – zapowiedział na posiedzeniu komisji poseł Robert Gontarz (PiS). Jeśli PiS się zmobilizuje na posiedzenie plenarne po świętach, to prace nad projektem będą kontynuowane razem z poprawką o miernikach internetu.

– Jestem zdziwiony postawą klubów opozycyjnych, które nie chciały procedować bardzo ważnego projektu, mimo że rząd wyszedł naprzeciw ich postulatom – mówi Paweł Lewandowski, podsekretarz stanu w KPRM, odpowiedzialny za PKE. Wcześniej podczas prac w komisji posłowie PiS zaproponowali ok. 50 poprawek. Jak informowaliśmy w serwisie Dziennik.pl, zrezygnowano m.in. z przyznania kanałom TVP pierwszych pięciu miejsc na pilotach, wycofując się z najbardziej kontrowersyjnych przepisów projektu, znanych jako lex pilot.©℗

Kto ma najszybszy internet / Dziennik Gazeta Prawna - wydanie cyfrowe