Po wyborach 11 października litewscy Polacy po raz pierwszy od 1990 r. mogą zostać pozbawieni posłów, którzy by reprezentowali ich interesy. Nie znaczy to, że w następnym Sejmie nie będzie przedstawicieli Akcji Wyborczej Polaków na Litwie – Związku Chrześcijańskich Rodzin (AWPL-ZChR). Nawet jeśli partia nie przekroczy progu w proporcjonalnej części wyborów, na pewno zdobędzie dwa, trzy miejsca w okręgach jednomandatowych na Wileńszczyźnie. Ale z perspektywy interesów litewskich Polaków nie będzie to miało znaczenia.
Politycy AWPL-ZChR, w tym jej lider, europoseł Waldemar Tomaszewski, lubią podkreślać, że Polacy na Litwie mają dobrą pozycję w życiu politycznym. AWPL-ZChR jest częścią koalicji, oddelegowała na stanowisko szefa MSW Ritę Tamašunienė, ministrem łączności jest Jarosław Narkiewicz, jego córka Karolina doradza ministrowi kultury, a Artur Ludkowski pomaga premierowi w sprawach mniejszości narodowych. Przedstawiciele AWPL-ZChR mają rację, bo – może oprócz Węgrów na Słowacji – żadna mniejszość w Europie nie może się pochwalić takimi wpływami. Pytanie, w jakich celach te wpływy wykorzystuje. W Sejmie AWPL-ZChR forsowała zwiększenie pomocy dla rodzin z dziećmi oraz 13. emeryturę. Poza tym inwestowała kapitał polityczny w obronę Iriny Rozowej, której kontrwywiad odmówił dostępu do informacji niejawnej za ukrywanie kontaktów z rosyjskimi dyplomatami. Dużo sił wymagała obrona Narkiewicza, który wplątał się w skandale korupcyjne. Ostatnio partia musiała też tłumaczyć się z lidera listy w okręgu wielomandatowym, Zbigniewa Jedzińskiego, który mówił, że Alaksandr Łukaszenka, bijąc protestujących, broni konstytucyjnego porządku na Białorusi.
Jak na te wybryki reagowali koalicjanci? Nijak, bo bez AWPL-ZChR upadłaby koalicja i rząd Sauliusa Skvernelisa. Innymi słowy doszło do sytuacji, którą Tomaszewski zapowiadał w 2014 r., gdy twierdził, że perspektywa rozwiązania problemów polskiej mniejszości pojawi się wtedy, gdy AWPL-ZChR będzie języczkiem u wagi w koalicji. Los obecnego rządu zależy właśnie od AWPL-ZChR. Czy skutkowało to postępem w rozwiązaniu problemów z oświatą, pisownią nazwisk zgodną z polską ortografią, użyciem języka polskiego w przestrzeni publicznej lub przyjęciem ustawy o mniejszościach narodowych? Bynajmniej. Co więcej, Irena Šiaulienė z Litewskiej Socjaldemokratycznej Partii Pracy w wywiadzie dla Radia Znad Wilii stwierdziła, że podczas negocjacji koalicyjnych w 2018 r. AWPL-ZChR w ogóle nie podnosiła kwestii mniejszości. Początkowa wersja umowy koalicyjnej nawet o tym nie wspominała i dopiero po krytyce ze strony litewskich Polaków dopisano do niej punkt, że koalicja będzie wdrażać konwencję ramową o ochronie mniejszości narodowych.
O tym, że AWPL-ZChR porzuciła postulaty Polaków, otwarcie mówią nawet jej niektórzy przedstawiciele. Szefowa klubu poselskiego Wanda Krawczonok powiedziała, że sprawa pisowni nazwisk jest kwestią o znaczeniu pięciorzędnym. Tomaszewski w wywiadzie dla Delfi.lt mówił, że AWPL-ZChR nie jest partią etniczną i regionalną, ale ogólnonarodową, zrzeszającą „wszystkich ludzi dobrej woli”, co podkreśla dodanie do dawnej nazwy AWPL dodatku ZChR. Według Tomaszewskiego problemy Polaków zostaną rozwiązane, gdy AWPL-ZChR będzie miała samodzielną większość w Sejmie (czyli nigdy). Można przypuszczać, że jest kwestią czasu, kiedy z nazwy w ogóle zniknie AWPL, a siła mająca reprezentować Polaków przekształci się w ZChR.
Polacy zainteresowani realizacją swoich postulatów mają w tych wyborach trzy alternatywy. Pierwsza to Tomas Tomilinas z rządzącego Związku Chłopów i Zielonych. Dostał wysoką pozycję na liście wyborczej i na pewno znów trafi do Sejmu. Problem z Tomilinasem jest taki, że o swoich polskich korzeniach wspomina na spotkaniach Polskiego Klubu Dyskusyjnego, ale nie w Sejmie. Tak jak AWPL-ZChR, przez ostatnie cztery lata też nie przyczynił się do rozwiązania problemów mniejszości. Inną opcją jest prawniczka Ewelina Dobrowolska z liberalnej Partii Wolności (LP), wileńska radna, która niemało zrobiła dla poprawy sytuacji nie tylko Polaków, ale i Romów. Dobrowolska jest w pierwszej dziesiątce listy LP, ale jej partia prawdopodobnie nie przekroczy progu.
Największe szanse, by zostać nowym reprezentantem Polaków, ma Robert Duchniewicz z Litewskiej Partii Socjaldemokratycznej (LSDP), radny rejonu wileńskiego, konsekwentnie budujący tam przeciwwagę dla AWPL-ZChR. Duchniewicz też jest w pierwszej dziesiątce, a LSDP na pewno trafi do Sejmu. Jedynym zagrożeniem jest możliwość, że wyprzedzą go kandydaci z niższych miejsc, co często zdarza się Polakom startującym z partii ogólnonarodowych. Odkąd AWPL-ZChR porzuciła dbanie o interesy mniejszości, Polacy zaczęli bardziej intensywnie szukać możliwości kariery w innych partiach. Stąd większy wybór polskich kandydatów niż w wyborach w 2016 r. Dlatego można zakładać, że nawet jeśli polska reprezentacja w Sejmie okaże się niewielka, w wyborach w 2024 r. oferta alternatywnych polskich kandydatów będzie jeszcze bogatsza.
Akcja Wyborcza Polaków na Litwie porzuciła postulaty ważne dla naszej mniejszości znad Wilii