Ludziom łatwiej działać w pożądany sposób, gdy komunikacja jest częsta, uczciwa (nie ukrywamy, że czegoś nie wiemy, wprost informujemy, że np. czas oczekiwania na rozmowę z lekarzem może być długi), wiarygodna. A przede wszystkim wykorzystująca różne kanały i dopasowana do specyfiki różnych grup.
Magazyn DGP 20.03.2020 / Dziennik Gazeta Prawna
Zanim stworzymy szczepionkę lub terapię na SARS-CoV-2, lekiem na koronawirusa jest zmiana zachowań. Aby przerwać łańcuch zakażeń, ograniczamy pracę i kontakty z innymi, nawet najbliższymi. Rezygnujemy z wyjść, zawieszamy zajęcia, zmieniamy rytuały. W domach pomagamy dzieciom w zdalnych lekcjach, jednocześnie organizując telekonferencje ze współpracownikami. Do tego musimy pamiętać, by częściej myć ręce, nie dotykać twarzy, zachowywać odległość od innych, dezynfekować telefony. Towarzyszy nam przy tym lęk i niepewność: o zdrowie, bezpieczeństwo, o pracę i środki do życia.
Jean Tarrou w „Dżumie” powiedział: „Mikrob jest czymś naturalnym. Reszta (...) to skutek woli, która nie powinna nigdy ustawać. (...) człowiek, który nie zaraża (...) to człowiek możliwie najmniej roztargniony. A trzeba woli i wysiłku, żeby nie ulec roztargnieniu!”. Bohater Camusa w artystycznej formie mówi o tym, co niektórzy naukowcy behawioralni określili „społecznym zmęczeniem” procedurami powstrzymania epidemii.
Niektóre państwa stawiają w tym czasie na żelazną dyscyplinę. Działania podjęte w Chinach wydają się na razie najbardziej skuteczne, jednak niewyobrażalne w liberalnych demokracjach europejskich. Te i tak w dużej mierze zdecydowały się na radykalne, niespotykane wcześniej kroki. Wielka Brytania – tradycyjnie sceptyczna wobec ograniczania wolności obywateli – zareagowała początkowo inaczej, ale i tam strategia powoli się zmienia.

Uczciwy przekaz

Niezależnie, czy walka z koronawirusem będzie wymagać działań krótszych, ale radykalnych, czy mniej restrykcyjnych, ale dłuższych (a może okresowych wymian między obiema strategiami), w przygotowywaniu rozwiązań powinni uczestniczyć nie tylko epidemiolodzy, lekarze i ekonomiści, lecz także psycholodzy, socjolodzy, ekonomiści behawioralni. Ich wiedza jest niezbędna, by poznać decyzje, zachowania, emocje i reakcje ludzi na stan nadzwyczajny. Surowa informacja nie wystarczy. Potrzebujemy zrozumienia perspektywy obywateli, także zwykłej empatii, żeby projektować właściwe rozwiązania pomagające im lepiej znosić tę sytuację. Ze szczególną troską trzeba podchodzić do kadr medycznych, które w tym czasie doświadczają ogromnego stresu i zmęczenia.
Zacznijmy od pozytywów: grupa badaczy z irlandzkiego The Economic and Social Research Institute na podstawie dotychczasowych badań stwierdziła, że na szczęście ryzyko paniki jest niższe, niż się powszechnie wydaje. Mimo to im dłużej będą obowiązywały reguły izolacji, tym większy będzie ich koszt psychologiczny wynikający z rosnącej niepewności. To zaś zwiększy ryzyko naruszeń funkcjonujących zasad. Autorzy przeglądu badań opublikowanego w „Lancet” wskazują, co w związku z tym warto robić. W pierwszej kolejności: komunikacja. Ludziom łatwiej działać w pożądany sposób, gdy komunikacja jest częsta, uczciwa (nie ukrywamy, że czegoś nie wiemy, wprost informujemy, że np. czas oczekiwania na rozmowę z lekarzem może być długi), wiarygodna. A przede wszystkim wykorzystująca różne kanały i dopasowana do specyfiki różnych grup. Dlatego dobrze, że rządy już sięgają po wsparcie influencerów, niektóre do kampanii informacyjnych włączają aktorów z seriali medycznych popularnych w pewnych grupach, a premier Norwegii zorganizowała konferencję prasową tylko dla dzieci.
Tego, jak ważne mogą być pozornie nieistotne szczegóły, dowodzą pierwsze badania eksperymentalne prowadzone w warunkach epidemii we Włoszech. Zmiany redakcyjne w komunikatach zachęcających do pozostania w domu i zgłaszania infekcji mogą poprawiać ich skuteczność. Na przykład na grupy rzadziej przestrzegające zasad izolacji (ludzi młodych i mężczyzn) skuteczniej działały informacje pokazujące wymierne konsekwencje ich zachowań: „Jeżeli złapałeś wirusa, nawet gdy czujesz się dobrze, możesz w dwa tygodnie zarazić kolejne 45 osób i być źródłem 2 tys. zakażonych osób w miesiąc. Spośród nich osiem osób może umrzeć. Zostań w domu”. Trwają już kolejne badania, które przyniosą więcej rekomendacji.
Dużym wyzwaniem jest właściwa komunikacja ryzyka (np. rozwoju zakażeń) w sposób pokazujący powagę sytuacji, bez spowodowania paniki mniej odpornych oraz uśpienia czujności tych, którzy mogą zlekceważyć zagrożenie. Chociaż media żyją konkretnymi historiami, to w tym czasie należy unikać emocjonalnych, osobistych przykładów. Sytuacje warto opisywać liczbami, a gdy jest zakres niepewności – mówić, że środkowe, a nie maksymalne wartości są bardziej prawdopodobne. Jak przypominają badania psychologa Gerda Gigerenzera, dużą rolę odgrywa też ramowanie, czyli rozważne komunikowanie tych samych wartości liczbowych w różny sposób. Możemy przekazać informację o 2−4 proc. przypadkach śmiertelnych lub 96−98 proc. populacji, która ma szansę przeżyć. Ostatnie analizy pokazują, że należy stosować obie formy komunikacji tych danych.
Aby zminimalizować ryzyko nieracjonalnych i szkodliwych społecznie zachowań, należy zadbać o spójność komunikatów i zaleceń. Odradzając społeczeństwu robienie zakupów na zapas, warto podkreślić, że wyjątkiem są osoby, których sytuacja uniemożliwia codzienne wyjście do sklepu.

Wspólnotowo, choć w izolacji

Poza komunikacją dużą rolę odgrywać będą wszystkie działania podtrzymujące kontakty w świecie wirtualnym, wykorzystujące siłę relacji i norm społecznych. Pierwsze dni w Polsce zaowocowały już wieloma takimi akcjami. Niektóre były spontaniczne i oddolne, np. wirtualne sesje wsparcia psychologicznego, darmowe treningi i lekcje online, „Posiłek dla lekarza”. Inne zainspirowane przez administrację czy duże organizacje, jak akcja PZPN „wszyscy jesteśmy powołani do kadry narodowej na mecz z COVID”. Dużym wyzwaniem będzie w tym kontekście znalezienie form wsparcia dla seniorów, którzy są w grupie ryzyka, a jednocześnie rzadziej korzystają z internetu. Nie można też unikać otwartego, chociaż umiarkowanego, potępiania zachowań niewłaściwych, np. łamania kwarantanny czy traktowania zawieruchy jako okazji do wątpliwych zarobków. Wykorzystujmy przesłania budujące solidarność i wzajemne zrozumienie, aby minimalizować akty agresji i wrogości, o które łatwo w sytuacji wzmożonego napięcia i stresu.
Aby ludzie skutecznie i trwale dostosowywali się do zaleceń, potrzebują dużego i konkretnego wsparcia. Profesor Susan Michie z UCL (University College London) przypomina często, że na każde zachowanie wpływają trzy czynniki: kompetencje (co wiem i potrafię zrobić), motywacja i warunki zewnętrzne (np. dostępna infrastruktura i usługi). Pierwsze dni pokazały, że motywacji nam teraz nie brakuje. Im więcej zewnętrznego wsparcia ludzie teraz otrzymają, tym mniej zasobów poznawczych i psychologicznych będą zużywać – a to obecnie zasoby strategicznie ważne, chociaż niewidoczne.
Ludziom trudno jest np. ocenić, jaki dystans od innego klienta sklepu jest bezpieczny. Dlatego wszelkie wizualne wskazówki – jak duże kropki przyklejone do posadzki w odległości ponad 2 m od siebie – ułatwiają oczekiwane zachowania. Podobnie z higieną rąk. Nawet personel medyczny miewa z tym problemy i potrzebuje zewnętrznych kół ratunkowych. Środki dezynfekcji, mydła powinniśmy umieszczać w widocznych miejscach. Warto oznaczać je w wyróżniający sposób (żywe, jaskrawe kolory, duże kolorowe strzałki lub stopy wskazujące drogę do najbliższego dyspensera). Pomocą będą proste, kilkupunktowe instrukcje przyklejane w widocznych miejscach tych przestrzeni publicznych, gdzie pewne zachowania są szczególnie ważne, np. na drzwiach sklepów, w komunikacji publicznej. Nie chodzi o nadmiar informacji, ale proste, konkretne wytyczne: zrób to i to, nie rób tego i tego.
Podobnie trzeba wspierać osoby, które mierzą się z nowymi wyzwaniami – choćby nauczycieli i rodziców organizujących zdalne lekcje czy pracowników wdrażających nagle home office. Jednym przyjdzie to łatwiej niż innym. Dlatego ważne są wszystkie działania, które zdejmą z nich nieco presji i pomogą zwłaszcza tym, którym brakuje indywidualnych możliwości. To dobry czas, aby uruchomić i promować zasoby, które państwo gromadziło w ostatnich latach, np. przeznaczając znaczne pieniądze na digitalizację dóbr kultury (już są cenne akcje typu „Zostań w domu z Ninateką”) lub tworzenie cyfrowych repozytoriów książek, e-podręczników, itp. Państwo, słusznie priorytetyzując szpitale z pierwszej linii frontu, nie może zapominać o innych zasobach, które mogą pomóc Polakom przetrwać stan wyjątkowy.

Nieodwracalna przemiana

Pogłębiona wiedza o zachowaniach pozwala na uprzedzenie niepożądanych reakcji społeczeństwa. Niepokojące sceny wywołanych paniką zakupów i znikających z półek towarów zdawały się potwierdzać intuicję, że w czasach niepokoju i zagrożenia w ludziach wyzwala się skrajny egoizm i dążenie do przetrwania nawet kosztem innych. Badania (potwierdzane sukcesywnie w kolejnych dniach rozwoju epidemii) pokazują jednak, że wzmożony stres i poczucie bezradności może prowadzić do zachowań prospołecznych i współpracy. Plagi i epidemie, które dotykały ludzkość w przeszłości, prowadziły do nieodwracalnych zmian w obowiązujących mechanizmach społeczno-gospodarczych i kształtowały postawy oraz idee kolejnych pokoleń. Za wcześnie na ocenę tego, na ile koronawirus zmieni tak oczywiste do niedawna mechanizmy funkcjonowania naszego świata. Już dziś widzimy jednak, jak bardzo pandemia skłania do refleksji nie tylko nad porządkiem instytucji i światowych mocarstw, lecz także (może przede wszystkim) nad kondycją współczesnego człowieka. Miejmy nadzieję, że za jakiś czas będziemy mogli zgodzić się z innym bohaterem „Dżumy”, dr. Rieux, który spisał swoje doświadczenia, aby „powiedzieć po prostu to, czego można się nauczyć, gdy trwa zaraza, że w ludziach więcej rzeczy zasługuje na podziw, niż na pogardę”.