Jak się wydaje, państwa Azji Wschodniej najgorsze mają już za sobą.
Makau, zamieszkane przez 670 tys. ludzi terytorium o statusie podobnym do Hongkongu, poradziło sobie już z epidemią COVID-19. W tej dawnej portugalskiej kolonii zanotowano 10 przypadków zakażenia wirusem SARS-CoV-2. Wszyscy są już zdrowi, a władze wycofały się z niektórych ograniczeń.
Pierwszy przypadek zakażenia odnotowano tam 22 stycznia. Dziesiąty – 4 lutego. 6 marca ostatnia pacjentka, 64-letnia kobieta, została uznana za zdrową. – Obecnie Makau ma zero pacjentów, zero poważnych przypadków, zero zgonów i zero zakażeń w szpitalach – triumfował Lei Chin-ion, dyrektor Biura Zdrowia Makau.
Ten sukces jednak wiele kosztował. Najdrastyczniejszym środkiem była deportacja mieszkańców prowincji Hubei, której stolicą jest Wuhan, epicentrum wybuchu epidemii. Miejscowa policja przeszukiwała hotele, wyławiała gości z meldunkiem w Hubei i odsyłała do Chin właściwych. Odnaleziono 1113 turystów. Wjazdu zakazano nie tylko mieszkańcom Hubei, lecz także każdemu, kto był w tej prowincji w ciągu 14 dni przed próbą wjazdu, o ile nie posiadał dowodu, że jest wolny od wirusa.
Wprowadzono kontrolę temperatury na granicy z Chinami właściwymi, zakazano wjazdu zorganizowanym grupom turystów, zamknięto szkoły i uniwersytety, odwołano imprezy publiczne. Jednocześnie naukowcy z Universidade de Macau pracują nad błyskawicznymi testami na obecność wirusa, które mają dawać odpowiedź w ciągu 30 minut.
Władze terytorium wprowadziły też reglamentację maseczek. Aby zagwarantować dostęp do nich wszystkim mieszkańcom i zapobiec ich panicznemu wykupywaniu, wprowadzono limit 10 maseczek raz na 10 dni na osobę do zdobycia w wybranych aptekach. W ten sposób udało się nie dopuścić do paniki ani rozprzestrzenienia wirusa między mieszkańcami terytorium – wszystkie 10 przypadków to ludzie, którzy byli w Hubei.
Gdy 4 lutego wykryto wirusa u pracownika jednego z hoteli, władze zdecydowały o zamknięciu na 15 dni wszystkich kasyn, barów, kin i salonów masażu. Dla Makau kasyna to główne źródło dochodu. W najsłynniejszym zagłębiu hazardowym Azji Wschodniej działa 41 tego typu instytucji, zatrudniających 57 tys. ludzi. Po 15 dniach wszystkie wymienione przybytki ponownie otwarto. Nie oznacza to, że nie ma groźby nawrotu epidemii. Dlatego szkoły mają zostać otwarte najwcześniej 15 kwietnia.
Makau to przypadek skrajnie pozytywny, ale i inne kraje Azji Wschodniej i Południowo-Wschodniej – jak się wydaje – najgorsze mają za sobą. Chiny w sobotę odnotowały jedynie 25 nowych zakażeń, gdy w najgorszym dniu było ich 3884 (jeśli nie liczyć dwóch dni z wynikami sztucznie podwyższonymi przez zmianę metodologii badań). W Korei Południowej było ich w sobotę 107 (rekord: 851). Singapur i Tajwan w ogóle nie dopuściły do znacznej liczby zachorowań – w sumie zanotowano ich odpowiednio 212 i 59.
Pekin postawił na drakońskie metody – blokowanie całych miast, ograniczenia w wychodzeniu z domów, specjalny sprzęt dla policji wykrywający podwyższoną temperaturę przechodniów. Seul – na masowe, darmowe testy, których wykonuje się nawet 15 tys. dziennie, z wynikami wysyłanymi na smartfony. Singapur wprowadził surowe kary dla łamiących kwarantannę (10 tys. miejscowych dolarów, czyli 28 tys. zł, albo sześć miesięcy więzienia), ale i pomoc finansową, np. 100 dol. (280 zł) dziennie dla pozbawionych dochodu samozatrudnionych. Tajpej zaś skierowała wojsko do produkcji maseczek i wprowadziła kary za wykupywanie zbyt dużej liczby lekarstw i szerzenie dezinformacji na temat wirusa.