Brexit nie jest największym problemem Wielkiej Brytanii, a tym bardziej Unii Europejskiej.
Okładka magazyn DGP 5.04.2019 / DGP
Do momentu publikacji tego artykułu brytyjski parlament może wreszcie osiągnąć kompromis co do sposobu wyjścia Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej, ale nie jest to przesądzone. Od ponad trzech lat brytyjskie życie publiczne jest zdominowane przez brexit i cokolwiek się wydarzy w ciągu najbliższych kilku tygodni, to on będzie rzucał cień na brytyjską politykę jeszcze przez wiele lat. Brexit stanowi również egzystencjalne zagrożenie dla Wspólnoty, podając w wątpliwość jej szanse na przetrwanie. Jednak to tylko symptom głębszego niedomagania zarówno brytyjskiego społeczeństwa, jak i całej Europy.
Historia brexitu i stojących za nim postaci są dobrze znane. W samym centrum znajduje się Theresa May, mająca wszelkie szanse zostać ostatnim premierem Wielkiej Brytanii, którego pogrąży kwestia europejska. Droga do brexitu rozpoczęła się w 2015 r., kiedy ówczesny premier David Cameron nieodpowiedzialnie postanowił ratować torysów przed podziałami wewnętrznymi, ogłaszając referendum w sprawie członkostwa w UE. Później Theresa May znacząco pogorszyła własną sytuację, rozpisując w 2017 r. przedterminowe wybory do parlamentu, które pozbawiły jej partię bezwzględnej większości w Izbie Gmin. Twardzi prawicowcy z Partii Konserwatywnej nadal podgrzewają nacjonalizm i niechęć do imigrantów i marzą o deregulacji gospodarki, która pozwoliłaby im dokończyć rewolucję Margaret Thatcher. Tymczasem przewodniczący Partii Pracy Jeremy Corbyn usiłuje utrzymać jedność w obozie laburzystów występujących w większości przeciwko brexitowi, ale potrzebujących również głosów mieszkańców byłych obszarów przemysłowych, z których wielu podtrzymało wyjście z UE. Miękki brexit, twardy brexit, irlandzki bezpiecznik, Głos Narodu, unia celna i wspólny rynek – wszystkie te pojęcia na stałe weszły do słownika, tymczasem Wielka Brytania dryfuje razem ze swoim imperialnym bagażem kulturowym w stronę niepewnej przyszłości politycznej i gospodarczej.
Po drugiej stronie mamy Unię Europejską. Wielka Brytania usiłowała zmusić ją do ustępstw lub doprowadzić do rozłamu wśród państw członkowskich, ale UE nie zgodziła się na kompromis w sprawie podstawowych swobód i poparła Irlandię, słusznie sprzeciwiającą się jakimkolwiek zmianom na jej wewnętrznej granicy. Brukselscy urzędnicy przeciwstawili się politykom z Londynu, konsekwentnie stosując istniejące przepisy i zasady. Wspólnota ma o wiele mniej do stracenia z powodu brexitu niż Wielka Brytania i dzięki temu zachowuje przewagę w negocjacjach. UE od początku jako priorytet wyznaczyła zachowanie wewnętrznej jedności, przy okazji pokazując innym państwom, jak trudno byłoby im pójść w ślady Brytyjczyków. Tym niemniej brexit jest dla Unii realnym zagrożeniem politycznym i gospodarczym, europejscy politycy już są zmuszeni odroczyć określenie perspektyw rozwoju Wspólnoty.
Brexit nie pojawił się znikąd, to wynik głębokich problemów trapiących brytyjskie społeczeństwo. Kiedy brytyjscy parlamentarzyści odrzucili w głosowaniu każdy możliwy wariant wyjścia z UE, ta wiadomość przyćmiła inną, bardziej szokującą. Liczba dzieci żyjących w skrajnej nędzy zwiększyła się w 2018 r. o 200 tys. i osiągnęła 3,7 mln. Można przytoczyć wiele innych niepokojących statystyk. Liczba bezdomnych w Zjednoczonym Królestwie wynosi teraz co najmniej 320 tys. (skalę problemu łatwo oceni każdy odwiedzający dziś jakiekolwiek z brytyjskich miast), wzrost bezdomności został odnotowany siódmy rok z rzędu. Spadek stopy życiowej jest największy od lat 50., a nierówności społeczne ciągle się zwiększają – dochód rzeczywisty najbiedniejszej jednej piątej części społeczeństwa skurczył się w 2018 r. o kolejne 1,6 proc. Te liczby odzwierciedlają stan państwa, w którym rząd od 10 lat wprowadza oszczędności, tnie wydatki i usługi społeczne i społeczeństwa, w którym coraz większe są niepewność ekonomiczna i wzajemna niechęć w społeczeństwie. Brexit tylko podkreślił te problemy, bo przecię pojawiły się one, kiedy Wielka Brytania nadal była (i wciąż jest) członkiem Unii.
Właśnie w tych warunkach powstał ruch na rzecz wyjścia z UE. Tymczasem destabilizacja ważnych filarów społeczeństwa, w tym elit politycznych i systemu demokratycznego, zaczęła się znacząco wcześniej. Przed 1997 r. frekwencja na wyborach nigdy nie spadała poniżej 70 proc., od tej pory nigdy nie przekroczyła tej liczby. Rząd konserwatystów, który zainicjował referendum w sprawie brexitu, został wybrany głosami zaledwie 24 proc. elektoratu – wcześniej taka sytuacja w Wielkiej Brytanii była nie do pomyślenia. W ciągu ostatnich kilku lat elitami brytyjskimi wstrząsnęła seria skandali: bankierzy ryzykowali bezpieczeństwo gospodarcze kraju dla własnego zysku; politycy wzbogacali się kosztem finansów publicznych; media zostały przyłapane na nieetycznych praktykach, łącznie z dawaniem łapówek i podsłuchiwaniem rozmów telefonicznych. Trudno się dziwić, że hasło kampanii na rzecz brexitu „Przejmijmy z powrotem kontrolę” znalazło oddźwięk w niektórych częściach społeczeństwa. Fakt, że kampanią kierowali cyniczni politycy, grający na nacjonalistycznych nutach, tylko podkreśla powagę choroby trawiącej Wielką Brytanię.
Mimo pewnych specyficznych cech obecnego kryzysu w Zjednoczonym Królestwie, jego przyczyny nie są unikatowe. Stagnacja ekonomiczna, niezadowolenie społeczeństwa i obojętność polityków są typowe dla większości państw dzisiejszej Europy. Te czynniki naruszyły podstawy społeczne, na których można budować stabilną demokrację. Zagrożenia dla postępowego porządku demokratycznego to nie tylko niegrzeszące tolerancją rządy Centralnej i Wschodniej Europy, często oskarżane o naruszenie europejskich norm demokratycznych. Autorytarne skłonności rządzących w Budapeszcie i Warszawie są jednymi z wielu przykładów zaburzenia europejskiego porządku demokratycznego. Deficyt demokracji w samej Unii Europejskiej i wymóg stosowania niepopularnych środków ekonomicznych, np. w Grecji, podważa jej zasadność polityczną. Trwające zamieszki społeczne we Francji, często spotykające się z brutalną reakcją policji, nadszarpnęły wizerunek prezydenta Emmanuela Macrona jako oświeconego demokraty. Nawet najsilniejsza gospodarka Europy, Niemcy, przeżywa okresy niestabilności politycznej, na czym korzysta ultraprawicowa partia AFD.
Paradoksalnie zwolennicy i przeciwnicy brexitu mają cele w równym stopniu nieosiągalne. Pierwsi marzą o powrocie idealizowanej przeszłości, kiedy Anglia była liczącym się w świecie mocarstwem, wyszkolonych pracowników było pod dostatkiem, a miejscowe społeczności trzymały się mocno. Ich proeuropejscy przeciwnicy chcieliby pozostać w Unii z prężnie rozwijającą się gospodarką i stabilnym systemem politycznym. Tak naprawdę żadna z tych opcji nie jest dostępna i choć twardy brexit może poważnie zachwiać brytyjską gospodarką i trzeba go powstrzymać, pozostanie w składzie Unii Europejskiej wcale nie gwarantuje poprawy sytuacji. Bez możliwości powrotu do przeszłości i Europa, i Wielka Brytania utkwiły w długim okresie stagnacji, przyczyn którego nie da się wytłumaczyć samym brexitem.