CDU i SPD mogą sobie pogratulować, że udało im się przetrwać pierwszy rok po wyborach. Gabinet Angeli Merkel pracuje mimo kłótni.



Rywalizacja dwóch największych ugrupowań w Niemczech nie różni się wiele od sporów partyjnych obserwowanych w innych demokracjach. Gdy Socjaldemokratyczna Partia Niemiec (SPD) prezentuje plany podniesienia emerytur, spotyka się z krytyką liberalno-konserwatywnych polityków Unii Chrześcijańsko-Demokratycznej (CDU). Gdy chadecy, naciskani przez przemysł zbrojeniowy, sugerują wznowienie eksportu broni do Arabii Saudyjskiej, krzykiem reagują socjaliści, którzy nie chcą o tym słyszeć ze względu na wojnę, którą Saudyjczycy prowadzą w Jemenie. A gdy CDU, mająca tradycyjnie bliższy kontakt z wiejskim elektoratem, akceptuje użycie kontrowersyjnych nawozów, SPD zaskarża tę propozycję jako niezgodną z niemieckim prawem, wskazując na zagrożenie, jakie środki stanowią dla zwierząt żyjących wokół pól uprawnych.
Wyjątkowość tradycyjnych sporów między lewicą a prawicą polega na tym, że CDU i SPD tworzą wspólny rząd koalicyjny. A główne role w przywołanych powyżej sporach odgrywają ministrowie jednego rządu. 14 marca 2018 r. Angela Merkel po raz czwarty została wybrana na kanclerza Niemiec. Po upływie 365 dni obie partie nie mają wielu powodów do świętowania. Problemy sięgają czasów sprzed zawarcia umowy koalicyjnej. W wyborach w 2017 r. socjaldemokraci uzyskali 20,5 proc. głosów. Martin Schulz, ówczesny szef SPD, kategorycznie wykluczał utworzenie koalicji z CDU, która uzyskała najlepszy wynik (33 proc.).
Mieszkańcy Niemiec zaczęli oswajać się z perspektywą powstania ”Jamajki„, czyli rządu złożonego z ugrupowań, których tradycyjne barwy nawiązują do flagi karaibskiej wyspy: CDU, Zielonych i Wolnej Partii Demokratycznej (FDP). Rokowania zerwał szef liberałów Christian Lindner, licząc na przedterminowe wybory i poprawienie 10-proc. wyniku, który FDP uzyskała w wyborach. Polityk nie przewidział, że SPD zdecyduje się na woltę, w wyniku której po półrocznym impasie i żmudnych negocjacjach działalność rozpocznie wielka koalicja. W Niemczech do sojuszu największych obozów politycznych dochodziło w ostatnich dwóch dekadach już dwukrotnie. Ale trzecie podejście może być zarazem ostatnim.
– W rok od powstania relacje w koalicji nie są dobre – ocenia dr Piotr Kubiak z Instytutu Zachodniego w Poznaniu. – Widać wyraźnie, że po obydwu stronach istnieją poważne siły, które sprzeciwiają się jej kontynuowaniu – mówi w rozmowie z DGP. Jeszcze w czasie negocjacji do przerwania rozmów nawoływał Kevin Kühnert, szef młodzieżówki SPD. W CDU długo uśpione skrzydło konserwatywne zaczęło domagać się zerwania aliansu z socjaldemokracją i powrotu do korzeni. Już po uformowaniu rządu przeciwnicy koalicji wskazywali na sondaże. CDU i SPD zaczęły tracić wyborców na rzecz bardziej wyrazistych ugrupowań – populistycznej Alternatywy dla Niemiec i lewicowych Zielonych.
W pierwszym roku rządowym specjalistą od wywoływania kryzysów stał się Horst Seehofer z bawarskiej Unii Chrześcijańsko-Społecznej, siostrzanej partii CDU. Po objęciu resortu spraw wewnętrznych zaczął bez konsultacji zgłaszać potrzebę zaostrzenia polityki migracyjnej. Jego działania wywoływały złość nie tylko polityków SPD, ale i kanclerz Angeli Merkel. Zakulisowe wojny personalne umacniały wizerunek Großkoalition jako obozu niezdolnego do kompromisów. Poziom napięć częściowo rozładowała rezygnacja kanclerz ze stanowiska szefa CDU. Chadecy skupili się na procesie wyboru nowego szefa. Partyjne stery przejęła Annegret Kramp-Karrenbauer, dotychczas sekretarz generalna partii, blisko współpracująca z Merkel. AKK, jak jest nazywana w Niemczech, zaczęła przestawiać stronnictwo w stronę bardziej konserwatywnych wyborców.
– Obie partie stoją przed perspektywą wyborów do Parlamentu Europejskiego oraz jesiennych wyborów we wschodnich krajach związkowych – tłumaczy dr Kubiak. – W walce o głosy uwypuklają charakterystyczne cechy: tematy socjalne w przypadku SPD i zaostrzenie tonów w polityce migracyjnej przez CDU. To prowadzi do naturalnych sporów, a nawet do groźby rozejścia się dróg partnerów – mówi analityk Instytutu Zachodniego. Ekspert zwraca jednak uwagę, że rozpisanie przedterminowych wyborów nie leży w interesie żadnej z partii. SPD w aktualnych sondażach może liczyć na ponad 5 pkt mniej niż zdobyła w wyborach.
Problemy wizerunkowe i ciężka atmosfera nie zmieniają faktu, że koalicja działa i w wielu obszarach może pochwalić się sukcesami. Rząd uruchomił miliardy euro na zwiększenie liczby przedszkoli i poprawę poziomu ich usług. Kolejne miliardy trafią do szkół na digitalizację. Rząd potrafi też wciąż prowadzić politykę długoterminową i podejmować działania zaplanowane na wiele kadencji do przodu. W tym duchu przyjęto treść uchwały migracyjnej, która ma ułatwić firmom pozyskiwanie pracowników spoza UE. Powołana przez rząd komisja podjęła decyzję, że w 2035 r. Niemcy zrezygnują z węgla w celu produkcji energii. A ministerstwo przemysłu i energii pracuje nad szeregiem reform, które mają ułatwić transformację niemieckiego przemysłu, od którego zależy dalszy dobrobyt obywateli.
Pytanie o dalsze losy koalicji na poważnie zostanie postawione jesienią. Już po wyborach obie partie zasiądą do wspólnej rewizji rządowych osiągnięć. Ewaluację przed półmetkiem kadencji zaplanowano jeszcze w trakcie negocjacji przed uformowaniem rządu. Do tego czasu ugrupowania są skazane na subtelną grę, w której z jednej strony pokazują one umiejętność wspólnego rządzenia krajem, a z drugiej akcentują różnice na potrzeby swoich elektoratów.
Koalicja w wielu obszarach może pochwalić się sukcesami