Porozumienie dawało szansę na przyspieszenie integracji z NATO i UE. Historyczne referendum w Macedonii zakończyło się porażką zwolenników eurointegracji.
Porażka referendum, które miało dać zielone światło dla zmiany nazwy kraju na Macedonię Północną, ucieszyło Rosję i poważnie zmartwiło Unię Europejską. Oznacza to bowiem, że Grecja nadal może blokować rozmowy akcesyjne Skopje z Brukselą oraz z NATO. Słaba frekwencja (przez nią głosowanie jest nieważne) to efekt prowadzonej przez opozycję kampanii, w której wprost nawoływano do bojkotu referendum.
Premier kraju Zoran Zaew nie zamierza się jednak poddawać. Ma jeszcze plan B – chce przeforsować zmianę konstytucji w parlamencie. Aby to się udało, musi przekonać do zmiany zdania część posłów prawicowej opozycji. Nie jest to wykluczone, ale będzie bardzo trudne
Choć 91,5 proc. głosujących poparło porozumienie o zmianie nazwy kraju, kampania bojkotu prowadzona przez prawicową opozycję ograniczyła frekwencję do 36,9 proc. Plebiscyt jest więc nieważny, a rząd ma mniejsze szanse na realizację kolejnego zadania, czyli zmiany konstytucji w parlamencie.
– Naród nie zapalił zielonego światła dla układu z Grecją, a referendum okazało się porażką także dla tej kryminalnej władzy – przekonywał lider opozycyjnej WMRO-DPMNE Hristijan Mickoski i zapowiadał, że w związku z tym jego posłowie nie poprą zmiany konstytucji. Z kolei premier Zaew mówił o przygniatającym poparciu dla zmiany nazwy kraju na Macedonię Płn. i dowodził, że lepszej umowy od tej, którą sam zawarł z Atenami w czerwcu, nikt nie uzyska. Porozumienie prespańskie miało sprawić, że Grecja wycofa weto nałożone na rozmowy akcesyjne Macedonii z NATO i UE. Wcześniej Ateny bały się, że przywiązanie władz w Skopje do hellenistycznej tradycji i dotychczasowej nazwy kraju grozi wysunięciem pretensji terytorialnych do greckiej Macedonii ze stolicą w nadmorskich Salonikach.
Niedzielne fiasko nie kończy jednak sprawy. Zaew zapowiada, że do końca listopada postara się przeprowadzić przez parlament zmianę konstytucji zgodną z umową z Grecją. Aby tak się stało, musiałby jednak przeciągnąć na swoją stronę co najmniej 11 posłów opozycji, bo tylu brakuje koalicji do wymaganej większości dwóch trzecich. Korespondentka macedońskich mediów w Brukseli Tańa Miłewska napisała na Twitterze z powołaniem na „dwa niezależne źródła partyjne”, że „większość dwóch trzecich jest zagwarantowana, porozumienie przejdzie przez parlament, bo UE i USA skłonią WMRO-DPMNE do konstruktywnej postawy”. Takie opinie są jednak w mniejszości.
Zaew zapowiedział, że jeśli postanowienia układu nie zostaną zapisane w konstytucji, nie pozostanie mu nic innego, jak doprowadzić do nowych wyborów, by spróbować zdobyć większość dwóch trzecich. Jednak w takim wypadku to raczej Mickoski mógłby liczyć na dobry rezultat na fali referendalnego sukcesu swojego ugrupowania. Ale i wówczas WMRO-DPMNE musiałaby się liczyć z niechcianym skutkiem ubocznym, w którym to partie mniejszości albańskiej decydowałyby, z kim bardziej opłaca im się wejść w koalicję. Dla prawicy perspektywa większych ustępstw wobec Albańczyków, liczących 25 proc. mieszkańców, byłaby trudna do zaakceptowania. A i Albańczycy nie palą się do wyborów. – Są ważniejsze rzeczy do zrobienia – dowodził Ali Ahmeti, lider największej albańskiej partii.
Nie wiadomo, ilu Macedończyków świadomie zbojkotowało niedzielny plebiscyt, a ilu nie głosowało przez apatię bądź emigrację. W bieżącym stuleciu frekwencja była bardzo nierówna i – jeśli nie liczyć referendum o autonomii dla Albańczyków z 2004 r., gdy wyniosła ona 26,6 proc. – wahała się od 42,6 proc. (II tura wyborów prezydenckich w 2009 r.) do 73,5 proc. (wybory parlamentarne w 2002 r.). Zaskoczeniem okazała się dość niska frekwencja w gminach albańskich – tylko w czterech przekroczyła ona 50 proc., choć Albańczycy bardziej niż średnia krajowa wspierają integrację euroatlantycką, a zarazem są mniej przywiązani do nazwy Macedonii.
Rolę w kampanii odegrały także boty. Media społecznościowe zalała bezprecedensowa fala propagandy antyreferendalnej przy użyciu manipulacji, fake newsów i siania strachu przed Zachodem. Władze w Skopje sugerują, że była w nią zaangażowana Rosja, którą już wcześniej oskarżono o finansowanie zamieszek wymierzonych w porozumienie z Grecją. Jedno z kont nawołujących do bojkotu publikowało np. obrazki Zaewa w nazistowskim mundurze na tle obozu koncentracyjnego z napisem „NATO će we osłobodi” (NATO cię wyzwoli) nawiązującym do hasła „Arbeit macht frei”.
„Takie treści napędzają ekstremizmy w macedońskim dialogu politycznym” – ostrzegał analityk Władimir Petreski z Digital Forensic Research Lab. Gdy Rosja była przeciwna, do głosowania „za” nawoływali unijni komisarze, a także władze sąsiednich Albanii, Bułgarii i Grecji, którym szybkie wejście Macedonii do NATO dawało nadzieję na zwiększenie stabilności w całym regionie. „Wszystkie strony powinny poczynić kolejne kroki, by pozytywny potencjał płynący z porozumienia prespańskiego został zachowany” – napisało w niedzielny wieczór greckie MSZ. A premier Grecji Aleksis Tsipras, który po podpisaniu układu z Zaewem sam musiał stawić czoła wnioskowi o wotum nieufności, natychmiast porozmawiał przez telefon ze swoim macedońskim kolegą.