PO i Nowoczesna szykują się do konwencji programowych. Rozmowy o wspólnych listach w wyborach samorządowych trwają, ale są coraz trudniejsze.
Podczas weekendowych konwencji obie partie zaprezentują samorządowe programy wyborcze. Nie ogłoszą jednak stworzenia wcześniej obiecywanych wspólnych list wyborczych.
Liczymy na zdrowy rozsądek
– W sobotę jeszcze tego nie zrobimy. Ciągle rozmawiamy, jesteśmy cierpliwi – mówi Jan Grabiec z PO. – Nasi partnerzy liczą na wzrost swoich notowań w sondażach, co skłoniłoby ich do samodzielnych startów. Poza tym wciąż nie znamy projektu nowej ordynacji wyborczej szykowanej w PiS. Ale liczymy, że zdrowy rozsądek zmusi partie opozycyjne do współpracy – dodaje poseł PO.
Platforma jest największym zwolennikiem budowania szerokiej koalicji opozycyjnej. Rozmowy prowadzi z Nowoczesną i PSL oraz ze środowiskami lewicowymi, bo tam może powstać nowa siła polityczna. PO rozważa przejęcie części działaczy ruchu Bezpartyjni Samorządowcy. Powstał on w marcu i liczy już ponad tysiąc członków, ma struktury w 11 województwach. – Jest tam spore grono niezadowolonych. Brakuje funduszy, w dodatku mówi się o planach założenia partii... Bezpartyjnych – tłumaczy nam jeden z działaczy PO.
Rzecznik Bezpartyjnych Łukasz Mejza dementuje plotki o rejestracji partii. – Powołaliśmy do życia ruch, który ma się stać alternatywą dla wszystkich sił na scenie politycznej. Nie prowadzimy rozmów o wspólnych listach z opozycją antypisowską, nie chcemy się opowiadać po żadnej ze stron tego jałowego sporu – mówi.
Lewica chce iść na lewo
Plan budowy szerokiej antypisowskiej koalicji trzeszczy w szwach. Jak słyszymy w PO, podstawą rozmów są wspólne listy do sejmików. I tu pojawiają się już komplikacje, bo ludowcy wcale się do tego nie palą.
– Na dziś idziemy pod własnym szyldem, choć wiele jeszcze zależy od tego, jakie reguły gry narzuci PiS w nowej ordynacji wyborczej – mówi Piotr Zgorzelski z PSL.
Postawa ludowców może skomplikować Platformie pertraktacje z Nowoczesną. Jej lider Ryszard Petru na zjeździe regionalnym partii we Wrocławiu 14 października zapowiadał wprawdzie wspólny start w wyborach (do tego ma też ponoć nawoływać w tę sobotę), ale tydzień wcześniej w Katowicach zastrzegł, że koalicja z samą PO nie wystarczy. Bo nie będzie efektu świeżości i dlatego najlepszym wyjściem byłoby jego zdaniem połączenie sejmowej opozycji (bez Kukiz’15) z lewicą, choć bez Partii Razem.
Ale lewicę, podobnie jak PSL, też trudno będzie przekonać. SLD ma bowiem swoje plany. Kilka dni temu szef tego ugrupowania Włodzimierz Czarzasty ogłosił, że w wyborach do sejmików wystartują jako SLD Lewica Razem, a na wszystkie szczeble samorządu wystawią ok. 16 tys. kandydatów. Na listach mogliby się znaleźć członkowie m.in. Ogólnopolskiego Porozumienia Związków Zawodowych, Unii Pracy czy Polskiej Partii Socjalistycznej.
Ludzie mogą tego nie wybaczyć
Elementy tej skomplikowanej układanki wyglądają inaczej, gdy mowa o kandydatach na prezydentów miast i szefów gmin. – Punktem wyjścia będzie szukanie wspólnego kandydata. Jeśli to się nie uda, każdy gra na siebie – przyznaje polityk PO.
Partii zależy na pierwszym wariancie, bo jej prezydenci (Hanna Gronkiewicz-Waltz, Paweł Adamowicz, Hanna Zdanowska czy Krzysztof Żuk) są w trudnej sytuacji politycznej. PO już odcina się np. od prezydent Warszawy atakowanej przez Zjednoczoną Prawicę za aferę reprywatyzacyjną. Podobny los może czekać prezydenta Gdańska, który musi się tłumaczyć z nieścisłości w oświadczeniach majątkowych (PO zastanawia się nad wystawieniem w jego miejsce Agnieszki Pomaski lub Jarosława Wałęsy). PSL gotowe jest popierać wspólnych kandydatów do dużych miast, co jest zrozumiałe, bo tam kandydaci ludowców nie mają większych szans. Ale w mniejszych jednostkach PSL oczekuje od PO, że nie będzie próbowała podbierać ludowcom ich wyborców. Z kolei Nowoczesna zamierza szukać swoich kandydatów na prezydentów, burmistrzów i radnych, którzy następnie będą ciągnęli listy kandydatów.
Konsolidację opozycji mogłaby wymusić jedna tura wyborów na szefów miast i gmin. Z PiS dochodzą jednak sygnały, że w nowej ordynacji nie będzie takiej propozycji. Wygląda więc na to, że każdy będzie grał na siebie i ewentualnie udzieli wsparcia kandydatowi antypisowskiemu, który przejdzie do drugiej tury.
Postawa innych ugrupowań zaczyna irytować polityków PO.
– Według naszych analiz nawet część sygnalizowanych przez PiS zmian w ordynacji spowoduje, że realny próg wyborczy do sejmików wyniesie nawet 15 proc. Dlatego tylko zjednoczona opozycja może wygrać z PiS – przekonuje nas polityk PO. Jego zdaniem ugrupowanie, które postanowi nie wejść na wspólną listę, weźmie na siebie odpowiedzialność za sabotowanie połączenia opozycji. A to zniechęci wyborców do takiego ugrupowania. – Ludzie nie wybaczą Petru czy Czarzastemu, jeśli to przez nich opozycji zabraknie tych kilku procent, by wygrać z PiS – dodaje nasz rozmówca.