Wyrok, który niezadowala nikogo. Tak orzeczenie sądu w sprawie Grudnia 70' komentują politycy. Sąd Okręgowy w Warszawie uniewinnił byłego wicepremiera Stanisława Kociołka, a dwóch wojskowych skazał na 2 lata więzienia w zawieszeniu na cztery lata.

Dla Jerzego Borowczaka, który obecnie jest posłem Platformy Obywatelskiej, podkreśla, że najważniejszy jest sam wyrok. Poseł ubolewa też, że proces toczył się od połowy lat 90-tych. W jego ocenie, sądy podeszły do sprawy, jakby ona nie była istotna dla państwa. Tymczasem najważniejsze jest pokazanie, że decyzje władzy podlegają ocenie sądu. Jerzy Borowczak dodaje, że społeczeństwo Trójmiasta już dawno osądziło winnych masakry na Wybrzeżu. Szkoda tylko, że niektórzy nie doczekali wyroku sądu.

Były minister sprawiedliwości Krzysztof Kwiatkowski zwraca natomiast uwagę na uzasadnienie wyroku, gdzie napisano, że użycie broni było bezprawne i przestępcze. To może być przełom w kilku innych podobnych sprawach. "Poza tym jednak uznano winę dwóch osób, które bezpośrednio zdecydowały o użyciu siły" - przekonuje polityk PO.

Jarosław Kaczyński zdecydowanie ostrzej ocenia decyzję sądu i mówi, że wyrok w sprawie Grudnia '70 dowodzi tego, że obecne państwo jest kontynuacją PRL-u. Prezes PiS powiedział, że trudno mu dobrać słowa do oceny tego wyroku. "To są kpiny z osób, które zginęły podczas wydarzeń na Wybrzeżu, rannych oraz prześladowanych po 1970 roku" - mówi Jarosław Kaczyński.

"Wyrok w sprawie Grudnia 70' nie jest satysfakcjonujący, ale po tylu latach trudno oceniać dowody" - powiedział Radiu Gdańsk mecenas Zbigniew Ćwiąkalski. Zbigniew Ćwiąkalski mówi, że na ten niesprawiedliwy w odczuciu społecznym wyrok złożyło się kilka czynników. "Potwierdza się reguła, że im dalej od zdarzenia trudniej o dowody, poza tym sąd ma najczęściej do czynienia ze starszymi ludźmi, co może powodować uczucie litości" - przyznaje były minister sprawiedliwości.

Początkowo na ławie oskarżonych zasiadało kilkunastu działaczy aparatu komunistycznego. Zdaniem prokuratury, to wojskowi wydawali rozkazy użycia broni podczas blokady stoczni w Gdyni i Gdańsku. Oskarżenie twierdziło też, że Stanisław Kociołek miał współkierować działaniami wojska. Oprócz tego to on w lokalnych mediach zachęcał stoczniowców do powrotu do pracy. Gdy robotnicy przyszli pod stocznię, spotkały ich strzały z karabinów wojska i milicji.

Były PRL-owski wicepremier odpierał zarzuty. Stanisław Kociołek twierdził, że na Wybrzeżu w Grudniu '70 roku miał niewiele do powiedzenia, a o blokadzie stoczni nie wiedział. Jak zaznaczał, działaniami aparatu represji kierowali wówczas dziś już nieżyjący generałowie wojska.

Według oficjalnych danych w grudniu 1970 roku od strzałów wojska i milicji zginęły na Wybrzeżu 44 osoby, ponad 1100 zostało rannych.

Prokuratura zapowiedziała apelację od dzisiejszego wyroku.