Fundacja Pomoc Polakom na Wschodzie złożyła w Prokuraturze Okręgowej w Warszawie zawiadomienie o nieprawidłowościach w rozliczaniu dotacji dla Związku Polaków na Litwie. W efekcie ABW zatrzymała pod Krakowem sekretarza ZPL i przewiozła go do prokuratury w Warszawie, gdzie przesłuchano go i przedstawiono mu zarzuty. Analogiczne zarzuty stawiane są również prezesowi ZPL Michałowi Mackiewiczowi, który jednak jako poseł litewskiego Sejmu ma wynikający z tego faktu immunitet. Kwestia rozliczeń środków finansowych kierowanych zarówno na Litwę, jak i do innych nienależących do Unii Europejskiej krajów postsowieckich zawsze była kwestią wrażliwą. Niejednokrotnie w przeszłości dochodziło do niejasności, a czasem nieprawidłowości.
Kluczowe pytanie brzmi, czy w tym wypadku środki były zdefraudowane i wykorzystywane na cele prywatne, czy też wszystko działo się za wiedzą MSZ, a środki kierowano na działalność organizacji. Fundacja Pomoc Polakom na Wschodzie jest, najogólniej rzecz ujmując, nietypową fundacją – specyfika pracy za wschodnią granicą nakazywała jej zawsze działać w cieniu i po cichu, a wszelkie nieprawidłowości wyjaśniać w zaciszu gabinetów. Nie sposób więc publicznego postawienia zarzutów liderom ZPL potraktować inaczej niż działania świadomie publicznego, a politycznie w istocie wymierzonego w Waldemara Tomaszewskiego, który jest przewodniczącym Akcji Wyborczej Polaków na Litwie i faktycznym przywódcą polskiej mniejszości w tym kraju.
Waldemar Tomaszewski jest niewątpliwie postacią kontrowersyjną szczególnie wśród tak zwanych gied royciowców. Paradoks sytuacji związanej z walką środowisk wyznających idee Jerzego Giedroycia ze środowiskami narodowymi i neoendeckimi polega na tym, że wraz z przyjściem Prawa i Sprawiedliwości do władzy grupy neoendeckie uzyskały wpływy, jakich nie miały nigdy po 1989 r. W odniesieniu do polityki na kierunku litewskim sytuacja wygląda jednak zupełnie inaczej i wiele wskazuje na to, że zapadła polityczna decyzja o wymianie kierownictwa polskiej mniejszości na Litwie. Problem polega na tym, że niezależnie od Waldemara Tomaszewskiego, który zasłynął między innymi noszeniem, będącej synonimem rosyjskiego neoimperializmu tak zwanej gieorgijewskiej len toczki, na Litwie na razie nie ma realnej alternatywy dla AWPL. Zarzuty, iż AWLP sprzymierzyła się z mniejszością rosyjską, są z jednej strony prawdziwe, ale z drugiej nie uwzględniają tego, że sami Polacy nie zdołaliby przekroczyć 5-proc. progu wyborczego.
Trudno też nie zauważyć, że państwo litewskie konsekwentnie łamie prawa polskiej mniejszości. Kwestia zapisu nazwisk, dwujęzycznych nazw i wreszcie niesprawiedliwej reprywatyzacji, w wyniku której Polacy na Litwie zostali pokrzywdzeni, są niezmiennie nierozwiązane, a Wilno tylko udaje chęć pójścia na ustępstwa. Warszawa próbowała w stosunku do Litwy wszystkich już chyba metod dialogu i żadna z nich nie przyniosła oczekiwanych rezultatów. Błędy liderów polskiej mniejszości niewątpliwie nie pomagały, ale trudno też nie zauważać braku dobrej woli strony litewskiej.
Wśród Polaków na Litwie od pewnego czasu rośnie sprzeciw wobec autorytarnego sposobu zarządzania AWPL przez Waldemara Tomaszewskiego. Sprzeciw budzi również wiejsko-klerykalny charakter organizacji. W efekcie powstają nowe wartościowe inicjatywy, takie jak na przykład Polski Klub Dyskusyjny w Wilnie. Na razie jednak inicjatywy te nie stanowią żadnej konkurencji dla AWPL. Warto w nie inwestować, ale czas zbiorów jeszcze nie nadszedł. Zasadnicze pytanie brzmi, czy Polska dysponuje alternatywą dla AWPL lub też alternatywą dla kierownictwa APWL. Obecnie nic na to nie wskazuje. Można więc mieć obawy, czy działania władz RP nie są przedwczesne i czy nie są typowym dla polskiej polityki zagranicznej przechodzeniem z jednej przesady w drugą.
Polska w ciągu ostatnich dwóch lat wiele zainwestowała w relacje z Litwą. Wizyty w Wilnie złożyli wszyscy najważniejsi politycy. Równocześnie żadna z tych wizyt nie przyniosła przełomu, który o ile oczywiście nastąpi, może mieć miejsce dopiero po wyborach na Litwie, a te będą miały miejsce w 2019 r. (wybory prezydenckie) i 2020 r. (wybory parlamentarne). Szansą dla polskiej dyplomacji jest to, że prezydent Litwy Dalia Grybauskaite wydaje się mieć nadzieje na objęcie funkcji sprawowanej obecnie przez Donalda Tuska. Problem polega na tym, że zważywszy na postępowanie związane z artykułem 7, dziś to Polsce bardziej zależy na Litwie, a nie prezydent Litwy na Polsce.
Wiele zależeć będzie rzecz jasna od układu sił w nowym litewskim Sejmie. W sytuacji narastającego konfliktu pomiędzy rządzącym Litewskim Związkiem Rolników i Zielonych a starymi liberalno-konserwatywno-socjaldemokratycznymi elitami, które rządziły przez ostatnie 27 lat, Polacy mogą odgrywać rolę języczka u wagi. Ważne więc, by postępować z nimi możliwie ostrożnie.
Polskę i Litwę zarówno łączy, jak i dzieli historia. Powinny zaś łączyć teraźniejszość, przyszłość i wspólne zagrożenia. Tak jednak od lat się nie dzieje. Być może należałoby więc poszukać jeszcze czegoś, co łączy obydwa państwa. Na Litwie poza prezydent Grybauskaite najważniejszym politykiem jest lider rządzącej partii Ramunas Karbauskis, który jednak formalnie jest jedynie szeregowym posłem na Sejm. Być może więc nie spotkania na szczycie i nie – w jakimś stopniu zrozumiałe, ale zarazem bardzo ryzykowne, manewry wokół polskiej mniejszości – ale spotkanie dwóch szeregowych posłów jest tym, do czego należałoby dążyć.