Osiem krajów północnej Europy z Holandią na czele przedstawiło we wtorek wizję, którą odczytać można jako ostrzeżenie dla Niemiec i Francji, że małe państwa nie życzą sobie dominacji tych dwóch największych i najsilniejszych członków UE - pisze w środę "Sueddeutsche Zeitung".

Niemcy i Francja nie powinny same ustalać kursu dla Europy - brzmi według "SZ" przesłanie dwustronicowej propozycji, przedstawionej we wtorek w Brukseli przez Holandię, kraje bałtyckie, Szwecję, Finlandię, Danię i Irlandię.

Choć nie jest to powiedziane dosłownie, wizja stanowi odrzucenie "ambitnych marzeń" o głębszej integracji Europy czy o unii transferowej - pisze gazeta.

W swej treści dokument odnosi się właściwie do przyszłość unii monetarnej, która zdaniem "grupy ośmiu" może stać się silniejsza tylko wtedy, kiedy decyzje podejmowane będą "w pierwszej kolejności i przede wszystkim" na poziomie państw narodowych i w całkowitej zgodzie ze wspólnymi zasadami - relacjonuje dziennik.

Propozycja stoi w opozycji wobec wizji prezydenta Francji Emmanuela Macrona, który chce utworzenia urzędu ministra finansów strefy euro i jej własnego budżetu, aby móc wyrównać różnice między poszczególnymi członkami strefy. Dokument jest także znacznie oddalony od wizji szefa KE Jean-Claude Junckera przedstawionej w sierpniu 2017 roku - pisze "SZ".

Północnoeuropejskie państwa są przeciwne "daleko idącemu przeniesieniu kompetencji na poziom europejski". Zgadzają się na unię bankową i wspólny rynek kapitałowy oraz przekształcenie mechanizmu stabilizującego (ESM) w europejski fundusz walutowy, ale niewiele więcej. Można powiedzieć, że osiem państw-autorów propozycji postrzega się jako kontynuatorów idei byłego ministra finansów Niemiec Wolfganga Schaeuble - komentuje dziennik.

Inicjatorem propozycji jest Holandia, która w związku z wyjściem ze Wspólnoty Wielkiej Brytanii czuje się zmuszona przejąć rolę propagatora wizji UE przede wszystkim jako wewnętrznego rynku. Stanowisko Holandii przedstawił w piątek w Berlinie premier Mark Rutte - przypomina "SZ". Odpowiada ono nastrojom społecznym w kraju, gdzie większość obywateli popiera projekt europejski, a jednocześnie dwie trzecie posłów w haskim parlamencie określa się jako eurosceptycy lub krytycy UE - pisze gazeta.