Po miesiącach rozmów i ustępstw wobec Rosji, które ani o krok nie przybliżyły nas do zakończenia wojny w Ukrainie, Donald Trump sygnalizuje wycofanie się Stanów Zjednoczonych z udziału w negocjacjach.

Tuż po poniedziałkowej rozmowie z Władimirem Putinem prezydent USA oświadczył, że „Rosja i Ukraina natychmiast rozpoczną negocjacje na temat zawieszenia broni i – co najważniejsze – zakończenia wojny”. Ale – podkreślił we wpisie na portalu TruthSocial – „warunki tego zostaną wynegocjowane między obiema stronami, ponieważ to one znają szczegóły, których nikt inny nie jest świadomy”.

Trump niczego nie obiecuje

Od wielu miesięcy europejscy przywódcy obawiali się, że prezydent USA porzuci Ukrainę na rzecz porozumienia pokojowego narzuconego przez Kreml. Kijów od dawna opierał się bowiem na wsparciu Waszyngtonu jako kluczowej dźwigni – również w postaci groźby sankcji – w negocjacjach z Rosją.

Jak wynika z informacji „Financial Times”, Trump przekazał w poniedziałkowej rozmowie telefonicznej z przywódcami Ukrainy, Finlandii, Francji, Niemiec, Włoch, Wielkiej Brytanii i Komisji Europejskiej, że kończy z rolą mediatora. „Powiedział im, że Stany Zjednoczone pozostawiają tę kwestię walczącym stronom i nie mogą obiecać dalszego wywierania presji na Moskwę” – czytamy.

Dzieje się tak, mimo że niedawno Europejczycy wskazywali, że USA poparły ultimatum dla Putina, które zakładało wzmocnienie sankcji na Moskwę, jeśli nie zgodzi się ona na natychmiastowe zawieszenie broni. Amerykańscy kongresmeni nowy pakiet sankcji przygotowali już jakiś czas temu. Lindsey Graham, republikanin z Karoliny Północnej i kluczowy sojusznik prezydenta Trumpa w Senacie, powiedział pod koniec kwietnia, że projekt ustawy w tej sprawie popiera 72 senatorów (w amerykańskim Senacie zasiada w sumie 100 polityków). Kary miałyby obejmować zarówno Rosję, jak i państwa, które kupują od niej ropę, gaz ziemny czy uran.

Rozmawiając z dziennikarzami w Gabinecie Owalnym, republikanin podkreślił co prawda, że nie umywa jeszcze rąk od rozmów pokojowych i przekonywał, że ma „w głowie” czerwoną linię, której Moskwa nie powinna przekraczać. – Mam pewną linię, ale nie chcę mówić, jaka jest ta linia, ponieważ to jeszcze bardziej utrudnia negocjacje – mówił. Nie wykluczył też, że rozmowy mogą zakończyć się niepowodzeniem. – W grę wchodzi wielkie ego, ale myślę, że coś się wydarzy – ocenił.

USA muszą zostać w grze

Przywódcy państw europejskich, którzy rozmawiali z Trumpem po jego rozmowie z Putinem, wydali oświadczenie o poparciu dla Ukrainy. Przewodnicząca KE Ursula von der Leyen napisała też, że „ważne jest, aby Stany Zjednoczone pozostały zaangażowane”. “Chcę podziękować prezydentowi Trumpowi za jego niestrudzone wysiłki na rzecz zawieszenia broni w Ukrainie” – stwierdziła.

Również prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski napisał, że „dla nas wszystkich kluczowe jest, aby Stany Zjednoczone nie dystansowały się od rozmów i dążenia do pokoju”. „Jedyną osobą, która na tym skorzysta, będzie Putin” – przekonywał.

Niepokojące sygnały z USA skłoniły Unię Europejską do rozpoczęcia prac nad kolejnym – już osiemnastym – pakietem sankcji wobec Moskwy. Ten obejmuje obniżenie pułapu cenowego na eksport rosyjskiej ropy, ustalonego w 2022 r. na poziomie 60 dol. za baryłkę. KE zamierza przedstawić ten pomysł na spotkaniu ministrów finansów i prezesów banków centralnych G7 w Kanadzie, które rozpoczęło się wczoraj i potrwa do czwartku. – To jest coś, co sygnalizowaliśmy ze strony Komisji w kontekście tworzenia osiemnastego pakietu sankcji, więc spodziewałbym się również zainteresowania ze strony innych partnerów z G7 – powiedział dziennikarzom komisarz Valdis Dombrovskis, reprezentujący Brukselę na spotkaniu w Kanadzie.

Wojna bez końca

Propozycja wymagałaby jednogłośnego poparcia 27 państw członkowskich UE oraz wszystkich członków G7. Kraje UE należące do G7 – Francja, Niemcy i Włochy – wyraziły na nią zgodę. Jednak poparcie USA dla dalszych sankcji wobec Rosji stoi pod znakiem zapytania po wczorajszej rozmowie Trumpa z Putinem.

Wysiłki dyplomatyczne na rzecz zakończenia konfliktu przyspieszyły w ostatnich tygodniach — Rosja i Ukraina przeprowadziły bezpośrednie rozmowy w Stambule w piątek, po raz pierwszy od początku trzyletniej wojny. Sam Putin nie zjawił się nad Bosforem. Kreml wysłał delegację niższego szczebla, której przewodniczył doradca prezydenta i były minister kultury, Władimir Miedinski. Rozmowy były w większości bezowocne, a szef rosyjskiej delegacji powiedział Ukraińcom, że Moskwa jest gotowa prowadzić wojnę bez końca, przywołując 21-letni konflikt ze Szwecją, który miał miejsce trzy wieki temu. Jego zdaniem był to dowód, że Rosjanie są w stanie walczyć dopóki jej warunki nie zostaną spełnione. – Być może ktoś przy tym stole straci jeszcze więcej swoich bliskich – stwierdził.

Ukraińcy nie spodziewali się wiele po tych rozmowach. – Raczej stoją na stanowisku, że Rosjanie nie zgodzą się na zawieszenie konfliktu i nie przestaną atakować Ukrainy, dopóki nie osiągną swojego celu politycznego, jakim jest podporządkowanie Ukrainy względem Rosji – mówiła wówczas DGP Marta Prochwicz-Jazowska z think tanku European Council on Foreign Relations. ©℗