40-letni J.D. Vance i 60-letni Tim Walz w debacie będą walczyć o głosy klasy pracującej z pasa rdzy.

– To może być najważniejsza debata wiceprezydentów w historii USA – stwierdził historyk Douglas Brinkley, komentując starcie między J.D. Vance’em a Timem Walzem. A to dlatego, że wyścig o Biały Dom jest w tym roku wyjątkowo zacięty nawet jak na standardy amerykańskie. Przeciągnięcie na swoją stronę nawet 0,1–0,2 proc. wyborców może się okazać decydujące do przejęcia kluczowych stanów i końcowego zwycięstwa. Dodatkowo, przy braku drugiej debaty Kamala Harris-Donald Trump, której przeciwny jest republikanin, to właśnie 90-minutowe starcie między ich running mate’ami zapisze się w pamięci wyborców. Tym bardziej że niesie spory potencjał na krótki viralowy moment czy frazę, wyświetlane potem przez miliony w mediach społecznościowych (jak np. niedawny komentarz Vance’a o „bezdzietnych kociarach”).

Debata w stacji CBS będzie starciem dwóch skrajnie różnych osobowości, życiorysów oraz wizji Ameryki. Kandydatów łączą jedynie związki z pasem rdzy i kampanijne zadanie, bo jeden i drugi mają zapewnić głosy białej klasy pracującej znad Wielkich Jezior. Do tej pory na tym polu lepiej wypada demokrata, którego – według badania „New York Timesa” – korzystnie postrzega w Ohio, Michigan i Wisconsin 44 proc. wyborców (a niekorzystnie 41 proc.). W przypadku Vance’a pozytywną ocenę ma o nim 42 proc. elektoratu z tych trzech stanów, a negatywną aż 48 proc. Republikanin pracuje jednak niestrudzenie, z wyliczeń portalu Axios wynika, że od momentu ogłoszenia kandydatury Harris zorganizował siedem razy więcej wywiadów i konferencji prasowych niż Kalifornijka i Walz razem wzięci.

40-letni Vance to absolwent Yale, wychowany na prowincji w Ohio oraz Kentucky, autor bestsellera o trudnym dzieciństwie i wyborach pod tytułem „Elegia dla bidoków”. W kilka lat przeszedł drogę od krytycznego wobec Trumpa komentatora politycznego (nazywał go „kulturową heroiną” czy „idiotą”) do senatora wspieranego przez giganta Doliny Krzemowej Petera Thiela oraz lojalistę Trumpa i jego kandydata na wiceprezydenta. Na Kapitolu Vance był twarzą republikańskiego izolacjonizmu. Jako weteran z Iraku opowiada się za ograniczeniem interwencjonizmu USA na świecie, radykalnym zmniejszeniem funduszy na Ukrainę oraz skupieniem się na Azji. Często powtarza, że to Ameryka i jej interes powinny być na pierwszym miejscu. Pod względem światopoglądu jest bardziej na prawo od Trumpa, aborcje przyrównywał do morderstwa czy niewolnictwa. Sprzeciwia się masowej imigracji, uważa, że prowadzi ona do spadku pensji Amerykanów należących do klasy robotniczej.

60-letni Walz, równolatek Harris, to absolwent małych college’ów na Środkowym Zachodzie, emerytowany podoficer Gwardii Narodowej. Przed rozpoczęciem kariery politycznej był nauczycielem w liceum oraz trenerem futbolu amerykańskiego (Harris często mówi o nim „trener”). Do Kongresu trafił w 2007 r., jako demokrata z okręgu skłaniającego się zazwyczaj ku republikanom. Po 12 latach służby na Kapitolu został gubernatorem Minnesoty, gdzie udało mu się przeforsować reformy dotyczące płatnych urlopów, darmowych posiłków w szkołach, delegalizacji zapisów o zakazie konkurencji w umowach czy szerokiego dostępu do antykoncepcji. Walz w pewnym sensie łączy marzenia frakcji progresywnej czy liberalnej z urokiem „starszego tatusia z Midwestu”. Widać to w jego wizerunku, baseballowych czapeczkach, rozmowach z wyborcami w parkach czy wesołych miasteczkach, oddaniu myślistwu i majsterkowaniu. ©℗