Kandydat republikanów wiecował w Detroit, a to oznaka, że liczy na elektorat miejski oraz Afroamerykanów.
Gdy w 2020 r. Donald Trump ubiegał się o reelekcję, na samym finiszu kampanii zdecydował się wiecować w Georgii. Był to wybór defensywny. Świadczył, że jego otoczenie uznało, że może tam przegrać, a to reprezentantowi Partii Republikańskiej nie przydarzyło się w wyborach prezydenckich od 1992 r. Zamiast więc spędzać czas w Michigan, Arizonie czy Wisconsin, stanach uznawanych za wahające się i takie, w które trzeba inwestować czas i zasoby, w ostatnich tygodniach przed wyborami Trump jeździł często do Georgii. Finalnie „brzoskwiniowy stan” o mniej niż 12 tys. głosów przegrał, a stało się tak w znacznej mierze przez mobilizację wyborców afroamerykańskich z aglomeracji Atlanty, w przytłaczającej większości sympatyzujących z demokratami i Joem Bidenem.
Strategia ofensywna
Minęły niecałe cztery lata, do wyborów pozostaje niecałe pięć miesięcy, a Trump oraz jego sztab na ten moment czują się pewnie i wybierają strategię ofensywną. Dowód: prezydencki kandydat republikanów odbył w weekend dwa wiece w Detroit. To miasto, w którym w 2016 r. przegrał z Hillary Clinton różnicą 92 pkt proc., uzyskał tu zaledwie 3 proc. głosów. Cztery lata później symbolicznie poprawił swój wynik, różnica w starciu z Bidenem wyniosła 89 pkt proc. (Trump otrzymał 5 proc. głosów).
Teraz sztabowcy Trumpa liczą m.in. na odpływ młodych wyborców od Bidena, krytykujących urzędującego prezydenta za zbyt łagodne w ich ocenie podejście Białego Domu do Izraela oraz Binjamina Netanjahu. Republikanin przeszedł zatem do wiecowego ataku. O tyle ciekawego, o ile do tej pory nowojorczyk nie organizował raczej wyborczych spotkań w wielkich aglomeracjach, zazwyczaj wybierał prowincję lub przedmieścia – tam mobilizował swój elektorat i tam widział swoich potencjalnych wyborców.
Odbić czarnych wyborców
– Ludzie przekraczający południową granicę USA, te miliony, ci ludzie potężnie uderzają w naszą czarną społeczność i naszych Latynosów – tak o migrantach mówił Trump w sobotę w zamieszkanym w ponad 80 proc. przez Afroamerykanów Detroit. Przed halą konferencyjną, gdzie odbywał się wiec, wystawiono tradycyjne zestawy do barbecue, z głośników puszczano rap. Wcześniej były prezydent odwiedził popularny w czarnoskórej społeczności kościół, gdzie obiecywał „odrodzenie branży motoryzacyjnej”. Z Detroit wywodzą się trzy największe koncerny motoryzacyjne w USA: General Motors, Ford i Chrysler (obecnie część europejskiego Stellantisa).
Przekaz jest jasny: republikanin chce Bidenowi odbić czarnych wyborów, przynajmniej w części. To zadanie trudne, cztery lata temu Trump uzyskał głosy zaledwie 8 proc. Afroamerykanów. W tym roku – jeśli wierzyć sondażom – może to być nawet kilkanaście procent. Na korzyść Trumpa może grać rosnący sceptycyzm czarnoskórych wobec Bidena. Zaufanie tej mniejszości wobec prezydenta spadło z 94 proc. w styczniu 2021 r. do 55 proc. w marcu br. To dane z cyklicznych badań agencji Associated Press. Sondaż „The Wall Street Journal” z kwietnia wykazał natomiast, że w kluczowych wyborczo stanach 30 proc. czarnoskórych mężczyzn zamierza oddać swój głos na Trumpa. To wzrost w porównaniu z 2020 r. o 18 pkt proc.
Na czym osadza się strategia Trumpa wobec czarnoskórych? Na pierwszy plan wysuwa się obwinianie Bidena za sytuację gospodarczą i bezpośrednie zwracanie się do czarnoskórej klasy pracującej. – Prezydent zawiódł Detroit oraz Michigan w obszarze gospodarki – można było przeczytać w kampanijnej zapowiedzi wizyty republikanina w tym zmagającym się z bolesną transformacją regionie USA. Trump w Detroit kilkukrotnie wspominał o problemach na rynku pracy, stwierdził też, że czarnoskórzy powinni odeprzeć „inwazję na ich miejsca pracy”, którą – w jego ocenie – przeprowadzają nielegalni migranci.
Próbujący wrócić do Białego Domu Trump podejmuje też wysiłki, by na korzyść obrócić swoje kłopoty sądowe. Liczne procesy sam nazywa „polowaniem na czarownice”. Próbuje tu znaleźć wspólne pole z wyborcami czarnoskórymi, wśród których zaufanie do amerykańskiego wymiaru sprawiedliwości jest tradycyjnie na niskim poziomie. Kolejnym pomysłem sztabowców 78-latka jest wyjście poza obronę przed zarzutami o rasizm, które często padają ze strony demokratów. Trump częściej sam oskarża teraz o rasizm swojego wyborczego rywala: w spotach telewizyjnych jego sztab przypomina, że w 1994 r. Biden jako senator był jednym z głównych odpowiedzialnych za przeforsowanie ustawy zaostrzającej przepisy karne i przyznającej większe uprawnienia policji, niepopularnej wśród społeczności afroamerykańskich. Przytaczany jest również komentarz obecnego prezydenta z kampanii z 2020 r., gdy stwierdził, że jeśli ktoś waha się między Bidenem a Trumpem, „to nie jest czarny”. ©℗