Narracja prawicy polskiej w takich kwestiach jak LGBT czy migranci wyczerpie się szybko i pamięć o niej będzie obciążeniem. Natomiast długie życie wróżyłbym narracji zbudowanej wokół obrony „wolności mediów”. Jest to opowieść jeszcze bardziej odklejona od realiów i zupełnie nie do uzgodnienia z powszechnie znanym podejściem PiS do „wolności mediów”, kiedy sam jest u władzy. Ale nie szkodzi.

Znacząca część zarówno obecnej opozycji, jak i obecnej koalicji rządowej jest popierana przez rodaków coraz lepiej się czujących w kulturze obłędu, który sobie sami fundujemy. Z kulturą opartą na wiecznym pobudzeniu, wiecznym skrzykiwaniu się przeciwko komuś, płynnych (czytaj: wymyślanych przez silnych, byle byli okresowo razem) granicach tego, co teraz wolno, a czego nigdy nie wolno. Jest tak, jak z każdym totalitaryzmem. Najpierw budzi zdumienie i obrzydzenie. Potem wymusza konformizm. Na koniec okazuje się, że znacznie łatwiej się żyje, kiedy po prostu nie dostrzega się, jaki jest zdumiewający i obrzydliwy. „Normalne” totalitaryzmy wprowadzała władza, ten współczesny wprowadza się sam, naszymi rękami. Nie bardzo widać ratunek – skoro budzeniem lęków posługują się nawet reklamy syropów, nie myślmy, by cokolwiek powstrzymało Donalda Tuska, Jarosława Kaczyńskiego i ich następców od doskonalenia polityki nienawiści. Chociaż dodać trzeba, że Kaczyński jest szczególnie nieudolny w jej ukrywaniu.

Telewizja państwowa za czasów PO-PSL była w tym sensie stronnicza, że pewnych postaw i refleksji nie puszczała w swoich programach inaczej niż w satyrycznym ujęciu. (Podobnie zachowuje się teraz; prezydent Duda zapowiada obronę konstytucji? „19.30” przedstawia głos „za Dudą” – chorego Witolda Waszczykowskiego oraz sekwencję głosów szyderczych spuentowanych cytatem z prof. Adama Strzembosza, że kiedyś to nawet liczył, ile razy konstytucja została złamana przez Dudę, ale się w końcu zmęczył. Hahaha, koniec materiału). Za to telewizja państwowa w czasach Zjednoczonej Prawicy waliła ściekiem obelg pod adresem opozycji. I właśnie wolności chlupania ściekiem broni PiS. Proszę zwrócić uwagę, że w wypowiedziach osób ważnych dla tej partii nie pada żadna spójna propozycja budowy mediów narodowych, trzymających nie stronę partyjną, ale stronę uczciwości i szacunku dla każdego. Gdzieś na obrzeżach PiS ktoś czasem sapnie, że „telewizja była propagandowa”, ale przekaz samego prezesa PiS jest jasny – do telewizji publicznej mają wrócić „ci sami ludzie” i robić to samo, co robili.

Pisowskie deklaracje na temat obrony słowa są, w oczywisty sposób, bredniami, ale właśnie jako takie mają licznego odbiorcę, bo dużo jest odbiorców nastawionych na „tak” wobec bredni – byle były one „słuszne”. No to są.

Dawno, dawno temu publicystyczna polska prawica budowała jasny przekaz „anty” i „pro”. Nie tylko antykomunistyczny, nie tylko propolski (bo Polska jest do kochania – wielka herezja w tamtych latach!), lecz także aksjologiczny. Są pewne moralne fundamenty, których należy bronić nawet wtedy, kiedy postawa taka będzie wyśmiewana jako obciach... Kiedy przypomnę sobie przełom lat 80. i 90., widzę ludzi mających Polsce coś ważnego do powiedzenia: jedziemy z syntezą wartości narodowych i europejskiej demokracji, etyki charakterystycznej dla polskiej inteligencji z etyką chrześcijańską, reguł kapitalistycznej gospodarki Zachodu z obroną polskiej tożsamości. Podziw dla (idealizowanej nieco) zachodniej wolności słowa w pluralistycznych mediach był zawarty w DNA tego środowiska – dlatego też ówczesny „mejnstrim” dostawał piany na widok, powiedzmy, Wiesława Walendziaka czy Cezarego Michalskiego (ach, czasy!), bo „mejnstrim” chciał takiego pluralizmu, który prawicowe głosy trzymałby w dźwiękoszczelnym pudełku. Jednocześnie, pewien rodzaj syku i jadu był dla tamtej prawicy tak samo obcy, jak dla każdego polskiego inteligenta. Niestety prawica taka kiedyś od nieprawicy po prostu była mądrzejsza i ciekawsza, Anno Domini 2024 jest cieniem w Hadesie. ©Ⓟ