Ukraińcy szykują się na coraz większe trudności z zewnętrznym stabilizowaniem własnego budżetu. Jaskółkami zwiastującymi problemy są równoległe perturbacje w UE i USA.

Ukraiński budżet na 2024 r. został ułożony przy założeniu, że Kijów otrzyma równowartość 41 mld dol. zewnętrznego finansowania. Spory między demokratami a republikanami w Stanach Zjednoczonych oraz węgierskie pogróżki zablokowania wsparcia unijnego postawiły pod znakiem zapytania nawet 29 mld dol. wsparcia – szacuje „Ekonomiczna prawda”. I choć najczarniejszy dla Kijowa scenariusz jest nad Dnieprem oceniany jako mało prawdopodobny, rząd rozgląda się za alternatywami.

Jak podliczyła „Ekonomiczna prawda” na podstawie danych resortu finansów, w 2024 r. Ukraina liczy na 19 mld dol. z Unii Europejskiej, 10 mld dol. z USA, 5,4 mld z Międzynarodowego Funduszu Walutowego, 2 mld z Japonii, 1 mld z Wielkiej Brytanii i 3,6 mld z innych źródeł. 29 mld dol., które są zagrożone, to równowartość 13 proc. prognozowanego PKB, jedna trzecia wydatków i nawet dwie trzecie planowanych dochodów przyszłorocznego budżetu. Te kwoty uwzględniają pomoc makroekonomiczną, ale już nie całość wsparcia materiałowego czy wojskowego. Biały Dom proponował w sumie 61 mld dol. pomocy dla Ukrainy, co Kongres na razie zablokował, a Bruksela przygotowała czteroletni program opiewający na 50 mld euro, w tym 39 mld bezpośredniego wsparcia budżetu Ukrainy.

Rząd Denysa Szmyhala rozpoczął dialog z Kanadą, Koreą Południową i Norwegią, ale te kraje nie zdołają pokryć dziury, jeśli faktycznie UE i USA nie wywiążą się z obietnic. Część unijna może się wyjaśnić po poniedziałkowym posiedzeniu Rady ds. Zagranicznych (z udziałem ukraińskiego ministra Dmytra Kułeby) albo czwartkowo-piątkowym szczycie przywódców Wspólnoty. Na rozstrzygnięcia w Ameryce trzeba będzie najpewniej poczekać do stycznia. – Liczymy, że w grudniu partnerzy po raz kolejny zademonstrują pewne i prognozowane wsparcia i nasze państwo będzie miało środki na wzmocnienie tyłów, póki ukraińscy obrońcy walczą z wrogiem na froncie – mówił Szmyhal. Jeśli to się nie uda, rząd szykuje cięcia, choć budżet obronny ma pozostać priorytetem i ucierpieć w ostatniej kolejności.

„Ekonomiczna prawda”, powołując się na źródła w rządzie, podaje przykład wcześniejszego przekazania wojsku równowartości ponad 2,7 mld dol. dochodów z akcyzy, które pierwotnie trafiły na fundusz drogowy. Kolejny 1 mld można będzie wygospodarować, ograniczając programy preferencyjnych kredytów dla biznesu, wsparcia budownictwa mieszkaniowego i pomocy rolnikom. Drugim krokiem byłoby odebranie samorządom części dochodów, które przypadły im w następstwie udanej i chwalonej reformy lokalnych budżetów zainicjowanej za prezydentury Petra Poroszenki. Trzecim – podwyższenie podatków. Pierwsza podwyżka miała już miejsce w listopadzie, gdy parlament podwyższył podatek dochodowy dla banków z 18 do 25 proc. Czwartym krokiem byłaby dewaluacja hrywny, która traci na wartości, ale w dość powolnym jak na wojenne warunki tempie (dolar od rozpoczęcia rosyjskiej inwazji podrożał z 29 do 37 hrywien).

„Ryzyko, że Ukraina nie otrzyma ani nowego programu z UE, ani finansowania z USA, jest relatywnie niskie, ale wiadomo, że finansowanie kolejnych wydatków będzie trudniejsze. Znacznie więcej niepewności dla budżetu przyniesie 2025 r., kiedy wsparcie USA może się znaleźć pod jeszcze większym znakiem zapytania w razie zwycięstwa Donalda Trumpa w wyborach. Ukraina musi oczywiście szukać alternatywnych źródeł. Jednym z nich mogą być zamrożone przez Zachód aktywa banku centralnego Rosji i rosyjskich oligarchów” – pisze Jarosław Winokurow w „Ekonomicznej prawdzie”. Ukraińscy politycy także w rozmowach z DGP podkreślali, że to właśnie Rosja powinna ostatecznie sfinansować straty wojenne.

– Strona ukraińska proponuje np. stworzenie międzynarodowej komisji podobnej do tej, która pracowała po pierwszej wojnie w Zatoce Perskiej, gdy Irak najechał Kuwejt. Można jeszcze konfiskować rosyjskie pieniądze w drodze decyzji sądowych. Ale żeby ten mechanizm był w ogóle efektywny, trzeba podejść do sprawy kompleksowo. Potrzebna jest decyzja polityczna: państwa powinny przyjąć przepisy pozwalające na konfiskatę – mówił nam były minister rozwoju Tymofij Myłowanow. A poseł Andrij Osadczuk dodawał w kontekście powojennej odbudowy kraju, że to nie zachodni podatnicy powinni za nią zapłacić, bo to nie oni odpowiadają za zniszczenia. ©℗