Węgry i Słowacja blokują wciąż przyznanie dziesiątek miliardów euro przez UE dla Ukrainy. Do sceptyków przyłączyła się nieoczekiwanie Francja. Tymczasem administracja Joego Bidena walczy o ambitny pakiet budżetowego wsparcia dla Kijowa, ale znaczna część sceny politycznej w USA jest przeciw.

W spotkaniu na Malcie w sobotę przedstawiciele 66 państw dyskutowali o formule pokoju w Ukrainie. W przeciwieństwie do niedawnego szczytu w saudyjskiej Dżuddzie nie uczestniczyły w nim Chiny. Rozmowy o zakończeniu konfliktu toczą się w niesprzyjających dla Kijowa warunkach. W USA Joe Biden dopycha pakiet pomocy wojskowej wart 60 mld dol. Mimo wyboru nowego spikera Izby Reprezentantów Mike’a Johnsona Kongres jest sceptyczny. On sam był zresztą przeciw kontynuowaniu pomocy w tej skali.

Również UE zaczyna zaciskać pasa. Na dziś nie ma gwarancji, że w nowym roku Ukraina otrzyma od Unii jakiekolwiek pieniądze. Chodzi zarówno o 50 mld euro ze znowelizowanego budżetu, jak i kolejne transze z wartej 20 mld euro pomocy wojskowej.

Bez sukcesu zakończyły się również w połowie października rozmowy Ukraińców z MFW i Bankiem Światowym w Marakeszu. Wówczas ukraiński minister finansów Serhij Marczenko mówił o „presji geopolitycznej” i napięciu wynikającym ze zbliżających się wyborów w USA.

W UE weto Węgier wobec pomocy dla Ukrainy jest już standardem. Nowy premier Słowacji Robert Fico i jego deklaracje o Ukrainie jako „najbardziej skorumpowanym państwie świata” też nie są zaskakujące. Kijów może niepokoić jednak sceptycyzm Francji, która kwotą 20 mld na finansowanie uzbrojenia dla Ukrainy wolałaby wesprzeć europejski przemysł zbrojeniowy. Portugalia i Grecja akcentują z kolei nowe wydatki takie jak walka ze skutkami katastrof naturalnych, a Włochy – z migracją.

To wszystko dzieje się tuż przed zimą, podczas której Rosjanie – jak spodziewa się ukraiński wywiad wojskowy HUR – zintensyfikują naloty na infrastrukturę energetyczną. Aby ją chronić, są potrzebne kosztowne zestawy przeciwlotnicze. Tymczasem nie ma na nie pieniędzy albo trafiły one na Bliski Wschód, aby chronić bazy USA i obiekty w Izraelu. Jak pisze „New York Times”, aby wesprzeć Kijów, Amerykanie pracują nad dostosowaniem zachodnich pocisków przeciwlotniczych (np. Sidewinder) do sowieckich systemów ich wystrzeliwania (np. zestawów Buk). Ten program został nazwany FrankenSAM, od amerykańskiej, ogólnej nazwy amunicji do obrony powietrznej – SAM (surface-to-air-missile).

Koalicja wojennych skąpców

W Brukseli na stole leży złożona na początku tego roku propozycja przekazania Ukrainie w wyniku noweli budżetu 50 mld euro wsparcia na rzecz utrzymania administracji oraz dodatkowo 20 mld euro (po 5 mld przez cztery lata) na refinansowanie pomocy wojskowej dostarczanej przez państwa członkowskie. W obu przypadkach dwudniowy szczyt w Brukseli nie przyniósł żadnego postępu. Konkluzje unijnych liderów z piątku to właściwie powtórzenie dotychczasowych zapewnień, że UE będzie wspierać Ukrainę „tak długo, jak będzie to niezbędne”. Sęk w tym, że dwa państwa – Węgry oraz od niedawna Słowacja pod rządami Roberta Ficy – nie uznają dziś pomocy wojskowej dla Kijowa za niezbędną, natomiast nowelizacja budżetowa budzi kontrowersje większej grupy państw. Wobec coraz trudniejszych dyskusji o możliwościach finansowych UE Bruksela zaproponowała wspomniane 50 mld euro w ramach pakietu nowelizacji budżetu opiewającego łącznie na ok. 66 mld euro. Spośród 50 mld euro tylko 17 mld to bezzwrotne dotacje, pozostała kwota to pożyczki zabezpieczone unijnym budżetem. Dla Unii coraz większym problemem jest jednak obsługa wspólnego długu, która może kosztować ok. 19 mld euro w przyszłym roku. W związku z tym grupa oszczędnych krajów – jak określane są Niemcy, Austria, Dania, Szwecja i Holandia – chce znalezienia środków w obecnym budżecie przez przesunięcia ich z poszczególnych programów. Według Szwecji ograniczenie wszystkich istniejących dziś programów o 4 proc. przyniosłoby do 25 mld euro oszczędności, co powinno wystarczyć na pokrycie luki budżetowej. Duża grupa krajów patrzy sceptycznie na połączenie wsparcia dla Ukrainy z pozostałymi celami nowelizacji wartymi ponad 16 mld euro – Portugalia i Grecja chcą uwzględnienia rekompensat za katastrofy naturalne, Włochy dodatkowych pieniędzy na migrację, natomiast Francja apeluje do Brukseli o zmianę projektu i zmniejszenie wynikających z niego dodatkowych wpłat ze strony państw członkowskich.

I choć zarówno szef RE Charles Michel, jak i poszczególni szefowie państw oraz rządów zapewniali, że jest konsensus co do konieczności przyznania 50 mld euro dla Ukrainy, to nie udało się przekonać wetującego duetu Fico – Orban. Podobnie w sprawie pakietu wojskowego: w Europejskim Instrumencie na rzecz Pokoju, z którego państwa UE uzyskują refinansowanie przekazanego Ukrainie sprzętu i broni, miałoby zostać zabezpieczone 20 mld euro na cztery lata, żeby uniknąć przedłużających się dyskusji i negocjacji nad kolejną transzą. Skutkiem jest na razie to, że Węgry wciąż blokują poprzedni pakiet 500 mln euro z tego instrumentu, sprzeciwiając się wysyłaniu broni Ukrainie. Ponadto Paryż uważa, że ze wspomnianych 20 mld część powinna trafić bezpośrednio do europejskiego przemysłu zbrojeniowego. Do Węgier natomiast dołączyła Słowacja, która zanim rządy objął Fico, przekazała Ukrainie m.in. 16 myśliwców MiG-29 i wszystko wskazuje na to, że była to ostatnia tego typu pomoc ze strony Bratysławy. Nowy szef słowackiego rządu oskarżył w Brukseli Ukrainę o bycie „jednym z najbardziej skorumpowanych krajów świata” i podtrzymał swoje weto.

Ukraina przygotowująca się do kolejnej zimy w warunkach wojennych nie ma na dziś gwarancji, że otrzyma w nowym roku jakiekolwiek środki ze strony UE – zarówno 50 mld euro ze znowelizowanego budżetu, jak i kolejne transze z wartej 20 mld euro pomocy wojskowej. Od lutego ubiegłego roku otrzymała łącznie z Brukseli ok. 83 mld euro – część w pożyczkach. Dodatkowo „27” ma problem z realizacją zobowiązania przekazania 1 mln sztuk amunicji do końca tego roku Ukrainie, a równie wolno toczą się rozmowy w sprawie sankcji obejmujących m.in. eksport diamentów do Rosji. Nagrodą pocieszenia dla Kijowa może być jedynie dość mgliste zobowiązanie do wykorzystywania zamrożonych rosyjskich aktywów (w samej UE to ok. 200 mld euro) oraz prawdopodobnie pozytywna ocena wniosku akcesyjnego, która może rozpocząć formalnie negocjacje akcesyjne z Kijowem pod koniec roku. Ostatnią szansą na znalezienie kompromisowych rozwiązań finansowych będzie odbywający się na pół roku przed końcem kadencji wszystkich unijnych instytucji szczyt w Brukseli.

Unijni przywódcy mówią wprost, że UE nie będzie w stanie pokryć zobowiązań USA, jeśli te zdecydują się wstrzymać pomoc dla Kijowa. Choć to wydaje się za Atlantykiem mało prawdopodobne po połączeniu przez Joego Bidena pakietów pomocowych na rzecz Izraela i Ukrainy. I po tym, gdy nowym szefem Izby Reprezentantów, po trzech tygodniach bezkrólewia i chaosu, został Mike Johnson, wcześniej mało znany republikanin z Luizjany. Mimo tego, że w przeszłości było o nim głośno głównie z powodu prób inicjowania sądowych walk o unieważnienie wyborów prezydenckich w 2020 r., a także tego, że dwukrotnie głosował przeciwko pakietom pomocy dla Ukrainy, to jego wybór jest dobrą wiadomością dla Kijowa. Przede wszystkim dlatego, że przywraca na Kapitol przewidywalność, a głosowań w parlamencie USA nad dalszymi środkami dla Ukrainy można się spodziewać jeszcze w pierwszej połowie listopada. Ponadto Johnson zapewnia, że jest „otwarty na rozmowy” w kwestii pomocy wojskowej dla naszego sąsiada. W zamian 51-letni republikanin oczekuje od Białego Domu przedstawienia szerszej strategii, jak Waszyngton widzi zakończenie wojny. Bardziej jest to jednak polityczny komunikat do części romansującego z izolacjonizmem konserwatywnego elektoratu niż realne zobowiązanie administracji do zaprezentowania jakichkolwiek dokumentów czy złożenia zeznań w Kongresie.

Mimo dynamicznej sytuacji międzynarodowej sprawy na Kapitolu toczą się wolno, postępu w negocjacjach nad pakietem zaproponowanym przez administrację Joego Bidena nie widać. Łącznie wart jest on ponad 100 mld dol., z czego ponad 60 mld to środki na pomoc wojskową dla Ukrainy, a 14 mld dla Izraela. Byłyby to pieniądze, które miałby zapewnione do swojej dyspozycji rząd USA do końca września przyszłego roku. Pozwoliłyby one utrzymać wsparcie dla Ukrainy ze Stanów Zjednoczonych mniej więcej na dotychczasowym poziomie. Czyli pakiet wsparcia od czasu do czasu, zazwyczaj wart kilkaset milionów dolarów. Najnowszy zostanie ogłoszony oficjalnie w środę.

Czas nie gra na korzyść Ukrainy. Nieoficjalne szacunki mówią, że Pentagon ma jeszcze z dotychczas zagwarantowanych dla Kijowa środków jedynie ok. 5 mld dol. Zgodnie z prognozami źródło może się wyczerpać do końca roku kalendarzowego. A dotychczasowe letnio-jesienne próby Białego Domu, by przeforsować pomoc dla Ukrainy w Kongresie (zwrócono się najpierw o 24 mld dol.), spaliły na panewce. Szansą dla Kijowa jest więc, i tak to jest postrzegane przez rząd Wołodymyra Zełenskiego, zespolenie pomocy dla Izraela i Ukrainy. ©℗

Dlaczego Putin umiera wiele razy

ikona lupy />
Kreml dementuje plotki o zgonie Putina / EPA/PAP / fot. Sergei Guneyev/Sputnik/Krmelin Pool/EPA/PAP

Dwukrotnie w ubiegłym tygodniu rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow dementował publikacje kanału GeneralSVR na Telegramie o rzekomej śmierci Władimira Putina. Pierwszy wpis na kanale pojawił się tydzień temu i zawierał dokument na kształt raportu, w którym stwierdzono zatrzymanie akcji serca u prezydenta Rosji. Wówczas Pieskow po raz pierwszy zaprzeczył tym doniesieniom, stwierdzając we wtorek, że „wszystko z nim (Putinem) w porządku”. Pod koniec ubiegłego tygodnia natomiast ten sam kanał na Telegramie opublikował wpis, zgodnie z którym Putin miał umrzeć w swoim leśnym pałacu na Wałdaju. We wpisie powróciła jak bumerang plotka o tym, że urzędnicy Kremla, żeby utrzymać obecny reżim, zdecydowali się na podstawienie sobowtóra, a w tle trwa walka o schedę po Władimirze Władimirowiczu. Kolejne aktualizowane wpisy obfitowały już w szczegóły dotyczące m.in. zawiązywania sojuszu elit bliskich Putinowi pod wodzą szefa FSB Nikołaja Patruszewa oraz przechowywania zwłok w zamrażarce z żywnością. Ponownie zareagował Pieskow, który określił te doniesienia jako „absurdalną bzdurę” i mistyfikację. Plotki zostały jednak żywo podchwycone przez brytyjskie media – na portalu The Independent pojawił się nawet instruktażowy tekst opisujący procedury, które mogą zostać w Rosji wdrożone na wypadek śmierci prezydenta. Choć Kreml dość szybko reaguje na takie wrzutki i stara się trzymać kontrolę nad przekazem nawet w mediach społecznościowych, to wciąż nie wiadomo, kto prowadzi kanał GeneralSVR, poza tym, że posługuje się pseudonimem „Wiktor Michajłowicz”. Według spekulacji medialnych to były informator Kremla, utrzymujący kontakty z otoczeniem Putina. Niezależnie od tego, kto ukrywa się za kanałem, jego doniesienia padają na podatny grunt – stan zdrowia i choroby rosyjskiego przywódcy to jedne z najpilniej strzeżonych informacji, które od lat są źródłem medialnych spekulacji. ©℗

Mateusz Roszak