Szawit: Utopijny scenariusz zakłada, że Autonomia Palestyńska przejmuje władzę w Strefie Gazy i zajmuje się swoimi obywatelami, a nie przeprowadzaniem ataków na Izrael.

Gdzie pan teraz przebywa?
ikona lupy />
Eldad Szawit, były pracownik służby wywiadowczej Sił Obronnych Izraela i Mosadu, analityk w Instytucie Narodowych Studiów Strategicznych / Materiały prasowe / fot. mat. prasowe

Mieszkam w centralnej części kraju. Tu rakiety nie spadają, choć może powinienem powiedzieć: jeszcze nie spadają. Syren na razie nie słychać. Wczoraj byłem w Tel Awiwie i dopiero tam dopadł mnie ich dźwięk.

Jak tam wygląda sytuacja?

W Tel Awiwie jest bezpiecznie. Oczywiście rakiety spadają na budynki i mogą ranić ludzi. Ale to nie jest w tej chwili największy problem. Rakiety to dla nas codzienność. Obecna sytuacja jest inna: mierzymy się z ogromną skalą terroru wzdłuż granicy. Zostaliśmy zaskoczeni.

Sobota zostanie zapamiętana jako porażka izraelskiego wywiadu. Jak można było to przeoczyć?

Nikt nie wie, co poszło nie tak. Izrael zbudował wyrafinowany, zaawansowany technologicznie system wokół granicy. Odnieśliśmy dotychczas wiele sukcesów w blokowaniu ludzi, którzy próbowali się w ten sposób przedostać do Izraela. Tym razem Hamasowi udało się zaplanować całą akcję i bez problemu ją przeprowadzić. Sami pewnie są zaskoczeni skalą własnego sukcesu. Wtargnęli na festiwal muzyczny i weszli do domów przypadkowych ludzi tylko dlatego, że uzyskali efekt dużego zaskoczenia. Dzięki temu mogli mordować i brać zakładników. W innym przypadku cała operacja zakończyłaby się niepowodzeniem.

Jak pan ocenia reakcję rządu?

Pierwsze 48 godzin było w pewnym sensie chaotyczne. Nie mieliśmy wystarczającej liczby osób na służbie, trzeba było też zaplanować poszczególne operacje. Teraz wszystko jest już pod kontrolą. Każdy zna swoje miejsce i wie, co robić. Przywróciliśmy kontrolę nad granicą. Nikt się już przez nią nie przedostanie. Zablokowane zostały wszystkie dziury, przez które dało się przejść. Nie ma już sekretnych tuneli, a przynajmniej tak mówi wojsko. Istnieje ryzyko, że na terytorium Izraela wciąż przebywa iluś terrorystów. Ale idziemy do przodu. Wojsko planuje ofensywę. Trwają ataki z powietrza na Strefę Gazy. Premier Binjamin Netanjahu mówi, że chodzi o wyeliminowanie całego potencjału militarnego Hamasu. Być może kryje się za tym więcej celów. Ale już sama rozprawa z Hamasem będzie trudna. Mamy teraz dwa dylematy: jak zniszczyć jego potencjał, jednocześnie blokując przyszłe próby ataku na Izrael, i nie doprowadzić zarazem do wybuchu wojny o zasięgu regionalnym. Izrael nie ma wyboru. Musi reagować ostro.

Połowa mieszkańców Strefy Gazy to dzieci. Większość żyje poniżej granicy ubóstwa. Tymczasem po sobotnim ataku władze Izraela odcięły ją od dostaw prądu, wody i żywności. Czy to aby na pewno najlepszy sposób na walkę z Hamasem?

Wszystkie opcje są na stole. Atak na obywateli Izraela był trudny do pojęcia. Nie mówię o żołnierzach, tylko o naszych dzieciach, kobietach, osobach starszych. Zrobimy wszystko, by Hamas zapłacił za to najwyższą cenę. Także w oczach mieszkańców Gazy. Oni muszą zacząć postępować w taki sposób, by Hamas zrozumiał, że został ukarany. Izrael zrobi wszystko, co w jego mocy, by do tego doprowadzić. Pytanie, jak długo to potrwa, bo na horyzoncie pojawia się kwestia przetrzymywanych tam zakładników. Nie wiem, jakie będzie ostateczne stanowisko rządu. Nie sądzę jednak, by władze powstrzymywały się od bombardowania Gazy z ich powodu. To bardzo delikatny temat. Hamas też ma w tym swój interes, bo chciałby doprowadzić do uwolnienia swoich więźniów.

Jak wyobraża pan sobie w takiej sytuacji przyszłość Gazy? Powiedzieć, że czeka ją katastrofa humanitarna, to nic nie powiedzieć. To może generować nowe problemy.

Jest za wcześnie, by o tym rozmawiać. Jest wiele możliwych scenariuszy. Ten utopijny zakłada, że Autonomia Palestyńska przejmuje władzę w Strefie i zajmuje się swoimi obywatelami, a nie przeprowadzaniem ataków na Izrael. Jako Izraelczyk i Żyd mam nadzieję, że kiedy chaos i wojna dobiegną końca, Palestyńczycy w Gazie zyskają szansę na normalne życie. Choć wiem, że niełatwo będzie to osiągnąć. Stanie się tak tylko, jeśli Hamas przestanie istnieć. A tego nie możemy obiecać.

Rozwiązanie dwupaństwowe wciąż jest możliwe?

Uważam, że nie powinniśmy doprowadzić do sytuacji, w której powstanie jedno państwo dla obu narodów. Byłoby to niebezpieczne. Rozwiązanie jest w takiej sytuacji jedno: oni zachowują niepodległość i my ją zachowujemy. Jak do tego doprowadzić? Nie wiem. Zakładam jednak, że Stany Zjednoczone zrobią wszystko, by po tej niebezpiecznej sytuacji w Strefie Gazy idea dwupaństwowa nie zniknęła z pola widzenia. Większość ludzi wciąż wierzy, że to właściwe rozwiązanie.

Rząd Izraela podziela ten pogląd?

Zależy, o jakim rządzie mówimy. Ten obecny składa się z polityków, którzy niekoniecznie wierzą, że to właściwe rozwiązanie. Wolą iść inną drogą. Trwają jednak rozmowy na temat utworzenia rządu jedności narodowej. Być może w jego skład wejdą Beni Ganc i inni politycy opozycji. A oni nie chcą utworzenia jednego państwa, bo wierzą w ideę dwupaństwową. Nie wydaje mi się jednak, by można było ten proces w najbliższym czasie popchnąć do przodu. Na pewno nie stanie się to w ciągu roku. Pozostaje mieć nadzieję, że sytuacja na terytorium Autonomii Palestyńskiej pozostanie spokojna i nie będziemy zmuszeni do konfrontacji. Chodzi mi o Dżenin, Ramallah itd.

Pytanie, czy sytuacja na Zachodnim Brzegu pozostanie spokojna, jeśli dojdzie do zapowiadanej ofensywy lądowej w Strefie Gazy. Jak pan postrzega ten plan?

Mam nadzieję, że do operacji lądowej nie dojdzie. One są wyjątkowo trudne do przeprowadzenia. Ludzie, którzy zajmują się planowaniem odpowiedzi Izraela na sobotni atak Hamasu, rozumieją dwie kwestie. Jedną z nich jest to, że jako państwo nie chcemy znaleźć się w sytuacji, w której chodzimy od budynku do budynku i musimy pomagać wielu rannym jednocześnie. Nie chcemy się babrać w tym błocie. Ci ludzie rozumieją, że inwazja lądowa będzie oznaczać poważną katastrofę humanitarną, a społeczność międzynarodowa będzie próbowała nas powstrzymać przed jej kontynuowaniem. Muszą więc znaleźć na to jakiś sposób. Trudno mi przewidzieć, czy go znajdą. Może najpierw zaczną po prostu walczyć, bo wyeliminowanie potencjału militarnego Hamasu jest celem nadrzędnym. Pozostaje mieć nadzieję, że operacje wojskowe osiągną cel, nie wywołają katastrofy humanitarnej, a mieszkańcy Gazy zrozumieją, że nie jesteśmy przeciwni im. Jesteśmy przeciwko Hamasowi. Hamas nie może dłużej kontrolować Gazy.

Jak zareaguje Izrael, jeśli do gry wkroczą Hezbollah i Iran?

Pójdziemy z nimi na wojnę.

I co wtedy?

Kilka dni temu Hezbollah zareagował już na wydarzenia w Izraelu i Palestynie. Ale była to klasyczna reakcja, jaką obserwowaliśmy już w przeszłości. Nic wielkiego. Wystrzelenie rakiety na górę Hermon to coś, co możemy zatrzymać, i jesteśmy w stanie z tym żyć. Oczywiście natychmiast odpowiedzieliśmy. Teraz musimy poczekać, aż Hezbollah dokona oceny sytuacji. Pytanie, na ile jego przywódcy będą pewni, że mogą osiągnąć swoje cele, nie wdając się w wojnę, która uderzy w Liban. Hezbollah jest wrażliwy na to, co mówią Libańczycy. Oni nie są jak Hamas. Są częścią rządu. Mają aparat cywilny. Musieliby odpowiedzieć Libańczykom, dlaczego idą na wojnę i jaki mają w tym cel. Cała sprawa nie jest więc dla Hezbollahu prosta. To jeden z powodów, dla których można wierzyć, że ta organizacja nie pójdzie na wojnę z Izraelem. Niektórzy mówią jednak, że jeśli dojdzie do operacji lądowej w Strefie Gazy, Hezbollah będzie musiał odpowiedzieć. Czas pokaże. Izrael dopiero zaczyna reagować. ©℗

Rozmawiała Karolina Wójcicka