Chcieliśmy przeskoczyć dystans do NATO jednym skokiem, ale to się najwyraźniej nie uda. Będą potrzebne dwa skoki - mówi Ołeksij Honczarenko ukraiński poseł z ramienia Solidarności Europejskiej Petra Poroszenki
Nie jestem bardzo rozczarowany, chociaż nie mogę powiedzieć, żebym się cieszył. Nie ma się z czego cieszyć, ale też nie ma katastrofy. Jasne, że chcielibyśmy przeskoczyć dystans do NATO jednym skokiem, ale to się najwyraźniej nie uda. Będą potrzebne dwa skoki. Dano nam słowo, a teraz musimy popracować, żeby za rok na szczycie w Waszyngtonie nasza sytuacja była lepsza i żebyśmy wtedy otrzymali zaproszenie.
A ja myślę, że wszystko jest jasne. Musimy pokazać sukces na polu walki oraz w reformowaniu kraju. I musimy tego dokonać równolegle.
Znam pewne szczegóły procesu negocjacyjnego, ale nie wszystkie. Dlatego trudno mi to obiektywnie ocenić. Sądzę, że prezydent zrobił wszystko, co mógł. Jego ostatni wpis na Telegramie był, jak się wydaje, ostatnią próbą zmiany sytuacji, rzutem na taśmę.
Pomyłką Zełenskiego było natomiast niepojechanie na ubiegłoroczny szczyt NATO do Madrytu. Tamten szczyt okazał się historyczny dla Finlandii i Szwecji, które otrzymały zaproszenie, a dla Ukrainy był stracony.
To krok biurokratyczny, ale jednak do przodu. Komisja NATO-Ukraina zostanie zastąpiona radą, która ma oceniać postępy dokonywane przez nasz kraj. Właśnie tam Ukraina powinna postawić pytanie, czego konkretnie dotyczą warunki otrzymania zaproszenia, o jakich napisano w komunikacie poszczytowym. Przy czym moim zdaniem kluczowe jest nie sformułowanie o warunkach, ale o tym, że Ukraina otrzyma zaproszenie, kiedy tak zdecydują sojusznicy.
Owszem. Tak czy inaczej na kolejnym szczycie w Waszyngtonie taka rozmowa już nie przejdzie. Będzie potrzebnych więcej konkretów. Dlatego sądzę, że zdecydowanie zrobiliśmy krok do przodu. Po prostu nie taki krok, jakiego byśmy chcieli ani na jaki zasługujemy.
Nie rozpatrywałbym tych spraw odrębnie. Nie należy komentować tego w ten sposób, że wprawdzie nie dali nam zaproszenia, ale za to dali broń. To błędne podejście. Kiedy rozmawiamy o członkostwie w Sojuszu, nie rozmawiamy tak naprawdę o wygraniu wojny. Wojnę musimy wygrać tak czy inaczej. Nie wejdziemy do NATO jutro ani nawet w ciągu roku. To całkowicie jasne. A zwyciężyć musimy jak najszybciej. Dlatego sprawa akcesji dotyczy przyszłości, gwarancji dla Ukrainy, że ten koszmar, jaki się odbywa, nie powtórzy się za 5 czy 10 lat. O to chodzi w sprawie NATO. Dlatego nie ma sensu przeciwstawiać kwestii zaproszenia z dostawami broni. Potrzeba nam zarówno jednego, jak i drugiego. To dwa różne zadania. Broń pozwoli nam przeżyć w krótkim terminie, a NATO – w średnim i długim, byśmy mogli żyć jako wolni ludzie razem z wolnym światem. ©℗