Kiedy w Piotrogrodzie przewrót szykowali bolszewicy, rosyjscy patrioci uwierzyli, że imperium ocalić może tylko gen. Korniłow. Na próbę puczu zdobył się nie w porę i bez przygotowania.

Wprawdzie bunt Jewgienija Prigożyna z dramatu zamienił się w farsę, ale nadszarpnięcie pozycji Władimira Putina i kompromitacja jego otoczenia to otwarcie drzwi do kolejnych spisków. Ich naturalnym zapalnikiem mogą się stać zarówno problemy wewnętrzne Rosji, jak i porażki na froncie. Podobnie działo się w 1917 r., gdy doszło do buntu gen. Ławra Korniłowa.

Ofensywa receptą na chaos

Od 1914 r. amia rosyjska, mimo ogromnej liczebności (zmobilizowano 12 mln rekrutów), ponosiła głównie klęski – i to wyjątkowo krwawe. Tylko w ciągu miesiąca walk o twierdzę Przemyśl w maju 1915 r. poległo 410 tys. jej żołnierzy, czyli kilkadziesiąt tysięcy więcej niż Francuzów przez cały rok bitwy pod Verdun. Wszystko na skutek fatalnego dowodzenia i nieliczenia się przez carskich oficerów z życiem podkomendnych. Mnożyły się dezercje, a szeregowcy marzyli o tym, by poddać się wrogowi przy pierwszej okazji.

Na początku 1917 r., po tym jak siły niemieckie i austro-węgierskie weszły w głąb imperium Romanowów, front ciągnął się od Rygi na północy przez okolice Mińska po Tarnopol i Morze Czarne na południu. Dowództwo carskiej armii utraciło autorytet. Wielki wpływ miały na to wydarzenia w Petersburgu przemianowanym na Piotrogród, gdzie ukonstytuowała się po rewolucji lutowej Rada Delegatów Robotniczych i Żołnierskich. Zwykli żołnierze i robotnicy woleli wykonywać jej polecenia niż wyłonionego przez Dumę Rządu Tymczasowego. Rada wykorzystała nowo uzyskaną władzę, by stopniowo podporządkować sobie armię.

W pogłębiającym się chaosie w siłę rośli też bolszewicy, kierowani przez Włodzimierza Lenina, przemyconego potajemnie ze Szwajcarii do Rosji przez niemiecki wywiad. Pod koniec wiosny 1917 r. próbowali przejąć kontrolę nad Radą Delegatów Robotniczych i Żołnierskich, widząc w niej trampolinę do panowania nad Rosją. Ówczesny minister wojny Aleksander Kiereński uznał, że receptą na problemy wewnętrzne może być jedynie zwycięska ofensywa przeciwko państwom centralnym. „Choć jestem pacyfistą, cieszę się na nadchodzącą ofensywę w nadziei, że może przynajmniej zaprowadzi nieco organizacji w kraju, który popada w niereformowalne lenistwo i bałagan” – pisał w połowie czerwca 1917 r. w liście do żony sławny pisarz Maksym Gorki. Rolę zbawcy ojczyzny Kiereński powierzył gen. Aleksiejowi Brusiłowowi. „Nadawał się do tego znakomicie. Był chyba jedynym starszym carskim generałem, który wyszedł z wojny z honorem – i jednym z pierwszych, który związał się z rewolucją” – pisze Orlando Figes w monografii „Tragedia narodu. Rewolucja rosyjska 1891–1924”. „Podobnie jak Kiereński miał nadzieję, że obrona wolności musi wreszcie obudzić obywatelski patriotyzm, którego Rosja potrzebowała do kontynuowania wojny” – dodaje. Za wyborem Brusiłowa przemawiało to, że jako jedyny carski dowódca w I wojnie światowej odniósł wielki sukces. Była nim ofensywa przeciwko wojskom austro-węgierskim latem 1916 r. Rok później generał zamierzał go powtórzyć, koncentrując 31 dywizji na południowym odcinku frontu, żeby poprowadzić je na Lwów i pola naftowe w okolicach Drohobycza. Rejonów tych broniły dwie armie austro-węgierskie. Rosyjscy żołnierze nie mieli jednak ochoty umierać za Rząd Tymczasowy. „W przeddzień ofensywy Brusiłow ostrzegł Kiereńskiego o swych pogłębiających się wątpliwościach. Wojsko odmawiało zbliżenia się do linii frontu. W wojskowych garnizonach na zapleczu frontu doszło do dziesiątków buntów” – pisze Orlando Figes. Kiereński nie przejął się tymi słowami.

16 czerwca ruszyła ofensywa. Wojskom Brusiłowa udało się przełamać pierwszą linię frontu, ale kontratak jednostek niemieckich spowodował rozsypkę dywizji rosyjskich. Żołnierze uciekali na wschód, przy okazji zabijając oficerów lub masowo dezerterując. Spektakularna klęska zniszczyła resztki szacunku, jakim Rosjanie darzyli Rząd Tymczasowy. Załamany premier, książę Gieorgij Lwow, 7 lipca podał się do dymisji. W liście do rodziców napisał: „Kraj bez wątpliwości zmierza ku ogólnej rzezi, głodowi, załamaniu się frontu, na którym zginie połowa żołnierzy, oraz zniszczeniu ludności miast”. Po czym uciekł do Francji.

Stolica bezprawia

Do stojącej na krawędzi upadku Rosji dziennik „Le Petit Parisien” wysłał jako korespondenta Jeana Schopfera. Ów francuskojęzyczny Szwajcar szybko zaprzyjaźnił się z najbardziej wpływowymi politykami w Piotrogrodzie, łącznie z Leninem i Trockim. To Schopfer oprowadzał po mieście na początku lipca 1917 r. świeżo upieczonego ambasadora Francji Josepha Noulensa. W pobliżu dzielnicy Wyborg poinformował dyplomatę, że w niej rządzą bolszewicy. „Gdy Lenin i Trocki będą chcieli opanować Piotrogród, nic ich nie powstrzyma” – oznajmił. Ambasador ze zdumieniem zapytał, jak to możliwe, że Rząd Tymczasowy toleruje taki stan rzeczy. „Musi pan zrozumieć, że rząd nie ma żadnej władzy poza moralną, a i ta wydaje się słabiutka” – tłumaczył Schopfer. Jego słowa potwierdziły się zaledwie po kilku dniach. Klęska gen. Brusiłowa przeraziła żołnierzy z jednostek stacjonujących w stolicy. Bali się, że będą musieli wyruszyć na front. Pod wieczór 3 lipca zbuntował się 1 Pułk Karabinów Maszynowych, szybko przyłączyli się do niego marynarze z bazy marynarki wojennej w Kronsztadzie. Następnego dnia na ulice wyszli robotnicy, domagając się zakończenia wojny. Atmosfera z każdą godziną stawała się coraz gorętsza. Bolszewicy próbowali stanąć na czele rewolty, ale Lenin akurat wyjechał z powodu migreny na daczę znajomego po fińskiej stronie granicy. „Zapanowała anarchia: plądrowano sklepy, grabiono prywatne mieszkania, mordowano przypadkowych przechodniów, dokonywano uprowadzeń i gwałtów” – opisuje w książce „Stracone dekady. Historia ZSRR 1917–1991” Mieczysław Smoleń.

Wieczorem ludzie rozeszli się do domów, a Komitet Centralny bolszewików uchwalił jedynie, że należy posłać do Finlandii samochód po Lenina. Dopiero później zaczęli twierdzić, że to oni wzniecili w Piotrogrodzie nieudaną rewolucję. Z czasem stało się to oficjalnym stanowiskiem partii. „Wydarzenia 4 lipca charakteryzował niemal kompletny chaos, co bagatelizują wszyscy historycy. Bolszewiccy przywódcy wymyślali wszystko na bieżąco, w miarę rozwoju wydarzeń” – podkreśla Orlando Figes. Ministrowie Rządu Tymczasowego przeczekali zamęt w budynku Sztabu Generalnego. Kiereński uciekł z miasta do stacjonujących pod Rygą oddziałów. Dopiero nocą do Piotrogrodu udało się ściągnąć lojalny wobec legalnych władz Pułk Izmajłowski, dzięki czemu odzyskano kontrolę nad stolicą. Wydano też nakaz aresztowania Lenina. Ale ten po powrocie natychmiast ponownie wyjechał do Finlandii. Brusiłowa zastąpił na stanowisku głównodowodzącego armią gen. Ławr Korniłow.

Ostatnia nadzieja prawicy

„Rozmaite prawicowe ugrupowania (…) traktowały Korniłowa jak orędownika swojej sprawy” – pisze Orlando Figes. Po rewolucji lutowej były one rozproszone, lecz bieg wydarzeń sprawił, że przedsiębiorcy, bogaci rolnicy, monarchiści, oficerowie i dawni działacze Czarnej Sotni zwarli szyki, tworząc działające w konspiracji Centrum Republikańskie. „Korniłow był bardziej sługą niż panem tych politycznych interesów. (...) Był typowym żołnierzem, człowiekiem bardzo małomównym i jeszcze bardziej ograniczonym” – opisuje Figes. Korniłow szczerze wierzył, że opatrzność powierzyła mu misję ocalenia Rosji. Umacniał go w tym wiceminister wojny Borys Sawinkow, który osobiście pisał generałowi wystąpienia. To także on przekonał Korniłowa, by na spotkaniu dowódców wszystkich armii w Stawce (Najwyższym Naczelnym Dowództwie) zaprezentował się jako umiarkowany zwolennik zmian. Dzięki temu generał zyskał poparcie nie tylko większości kadry oficerskiej, lecz także przedstawicieli rad żołnierskich. „Pod wpływem gorących odzew Rewolucyjnego Komitetu Armii do komitetów niższego stopnia i do żołnierskich mas na naczelne dowództwo i petersburski sowdep (Rada Delegatów – red.) spadła istna nawałnica depesz i pism, żądających nominacji generała Korniłowa na dowódcę naszej armii” – wspominał w pamiętnikach jeden z najbliższych współpracowników Sawinkowa, Karol Wędziagolski. „Głos wojska dotarł do Tymczasowego Rządu, przemógł opór bolszewickich elementów w sowdepie i wkrótce po wizycie Sawinkowa powitaliśmy uroczyście z rewolucyjną pompą nowego dowódcę armii, po raz pierwszy w historii nowoczesnego wojska obieralnego i narzuconego od dołu” – pisał Wędziagolski.

Głównodowodzącym rosyjskich wojsk został więc generał zakulisowo sterowany przez rewolucjonistę nienawidzącego bolszewików, będący jednocześnie ostatnią nadzieją prawicy. Pewien swego Korniłow od razu przywrócił w armii karę śmierci, którą w demokratycznym uniesieniu zniósł Rząd Tymczasowy po rewolucji lutowej. Następnie zażądał od Kiereńskiego, by wprowadził ją dla zbrodniarzy cywilnych. Za namową Sawinkowa zaczął się też domagać wprowadzenia stanu wojennego, likwidacji komitetów żołnierskich, rozwiązania jednostek wojskowych opanowanych przez rewolucjonistów oraz zakazu strajków i ulicznych protestów. Jednak premier nie zamierzał spełniać tych oczekiwań. „Kiereński był zdecydowany sam odegrać rolę Bonapartego i obawiał się, że Korniłow będzie jego rywalem. Jeźdźców było dwóch, a biały rumak tylko jeden” – zauważa Orlando Figes.

Przypadkowy puczysta

Chcąc zjednać sobie poparcie głównych stronnictw politycznych, Kiereński zwołał na 12 sierpnia w moskiewskim Teatrze Wielkim zjazd nazwany Naradą Państwową. Przybyli na nią przedstawiciele zarówno kół przemysłowych, jak i rad robotniczych. Spośród stronnictw politycznych wydarzenie zbojkotowali jedynie bolszewicy. „Kiereński pragnął znaleźć się na konferencji w centrum uwagi, lecz ku jego wściekłości przyćmił go Korniłow” – pisze Figes. Gdy w połowie zjazdu generał przybył do Moskwy, tłumy powitały go jak bohatera. Szpaler ludzi wiwatował na jego cześć, kiedy w otwartym samochodzie jechał z Dworca Aleksandrowskiego do teatru. Tam wygłosił krótkie przemówienie o tym, że ojczyźnie grozi upadek, jeśli rząd nie zacznie rządzić „mocną i nietrwożną dłonią” lub ewentualnie ktoś, kto ten rząd zastąpi. „Wystąpienie Korniłowa wywołało huczne owacje” – wspominał Wędziagolski. „Miały one specjalną wymowę na tle pogłosek, wypowiedzianych bądź to w formie życzeń, bądź w formie informacji, że zamach stanu naczelnego wodza będzie ratunkiem dla Rosji” – wyjaśniał.

Znanego z oratorskich talentów Kiereńskiego publiczność potraktowała chłodno, za to fetowała toporną mowę generała, jasno pokazując, z kim łączy nadzieje na przywrócenie porządku w Rosji. Jednak generał wcale nie palił się do puczu, dalej próbując zmusić premiera, by nakazał pacyfikację zbuntowanych jednostek wojskowych i fabryk. Z kolei Kiereński usiłował skłonić do ryzykownego posunięcia Korniłowa: wysłał do jego komendy w Mohylewie posłańca, by przekazał mu, że premier chce zaprowadzić w Rosji dyktaturę i pyta, jaką rolę widziałby w tym dla siebie głównodowodzący armii. Kiereński kontynuował potem negocjacje za pośrednictwem telegrafu Hughesa.

Trudno ustalić, czy była to zamierzona intryga premiera, czy zła interpretacja tego, co pisał generał, ale w pewnym momencie szef Rządu Tymczasowego uznał, że nadszedł czas, by pozbyć się dowódcy. Zaniósł plik depesz na posiedzenie Rządu Tymczasowego jako dowód, że Korniłow szykuje pucz. Po zażartej dyskusji ministrowie po prostu podali się do dymisji. Kiereński uznał, że przejmie całą ich władzę, a Korniłowowi posłał telegram informujący, że został zdjęty ze stanowiska. Prasie przekazał informację, że generał jest oskarżony o zdradę. Ten oczywiście nie zamierzał się na to zgodzić. Zawczasu w okolicach Wielkich Łuków rozmieścił już 3 Korpus Kawalerii pod dowództwem gen. Aleksandra Krymowa (z myślą, że będzie zdolny szybko dotrzeć do Piotrogrodu, jeśli władzę przejmą tam bolszewicy). 30 sierpnia na rozkaz Korniłowa kawalerzyści ruszyli na stolicę.

Krótki marsz na Piotrogród

„Teraz Kiereński musiał zmierzyć się z prawdziwą «kontrrewolucją»” – podkreśla Orlando Figes. Premier mianował samego siebie głównodowodzącym armią i posłał gen. Krymowowi depeszę z rozkazem wstrzymania marszu. Przeciwko puczowi opowiedziała się też Rada Delegatów Robotniczych i Żołnierskich, powołując własny Komitet do Walki z Kontrrewolucją, mający kierować obroną miasta. Przy okazji wypuszczono z więzień aresztowanych po 4 lipca bolszewików – na czele z Lwem Trockim – uznając ich za sojuszników. Ci zaś szybko zbratali się z marynarzami z Kronsztadu, którzy również chcieli bronić zdobyczy rewolucji. Zjednoczone lewicowe partie – mienszewicy, eserowcy (socjaliści-rewolucjoniści) i bolszewicy – nawiązały kontakt z delegatami żołnierskimi w 3 Korpusie Kawalerii. Zanim ten dotarł na rogatki stolicy, kawalerzyści zdecydowali, że złożą broń. „Wbrew radzieckiemu mitowi klęsce Korniłowa nie towarzyszyły żadne walki” – podkreśla Orlando Figes. Puczyści po prostu przestali wykonywać rozkazy gen. Krymowa i zbratali się z obrońcami Rządu Tymczasowego. Ich bezpośredni dowódca został zatrzymany przez kolejarzy na stacji w Łudze. Bezradnego generała zbuntowani podkomendni przewieźli na spotkanie z Kiereńskim. Ten oznajmił gościowi, że wkrótce stanie przed sądem wojennym. „Ostatnia możliwość ocalenia ojczyzny została zaprzepaszczona – życie straciło całą wartość” – oświadczył później przyjacielowi generał. Zostawiony na chwilę sam Krymow strzelił sobie w serce.

1 września gen. Korniłow został aresztowany i przewieziony do klasztoru w Bychowie koło Mohylewa. Dwa miesiące później bolszewicy przejęli władzę w Piotrogrodzie. Premier pokonał generała, ale stracił poparcie prawicy, która widziała w nim zdrajcę ojczyzny. Lewica mu nie ufała, a zwykli ludzie nim pogardzali. „Prestiż Kiereńskiego i Rządu Tymczasowego zniszczyła całkowicie afera Korniłowa, opuścili go niemal wszyscy sprzymierzeńcy” – zapisała we wspomnieniach małżonka szefa Rządu Tymczasowego Olga Kiereńska. Kiedy bolszewicy zdecydowali się w końcu na przewrót, nikt w Piotrogrodzie nie podjął walki w obronie Rządu Tymczasowego. Nawet z jego siedziby w Pałacu Zimowym zdezerterowali wszyscy poza kobiecym batalionem i grupką nastolatków ze szkoły kadetów. ©Ⓟ