Tegoroczne wybory miały być największym wyzwaniem dla dotychczasowych rządów Erdoğana. Ale w nierównej walce ponownie zwyciężyło przywiązanie do wieloletniego przywódcy.

Wstępne wyniki opublikowane po przeliczeniu 99,75 proc. głosów wskazują, że na prezydenta Recepa Tayyipa Erdoğana zagłosowało wczoraj 52,14 proc. wyborców. Jego pozycję wzmocniła konieczność przeprowadzenia II tury. Świadomy był tego sam kandydat ugrupowań opozycyjnych Kemal Kılıçdaroğlu (zagłosowało na niego 47,86 proc. społeczeństwa), który już w kampanii nawoływał swoich wyborców do „rozwiązania problemu” w I rundzie.

Po głosowaniu 14 maja przekonywał z kolei, by „nie popadali w rozpacz”.

Nacjonalizm i uchodźcy

„Erdoğan do II tury przystąpił bowiem uzbrojony w dodatkowe atuty” – pisze w analizie dla think tanku Middle East Institute Howard Eissenstat. Dwa tygodnie temu mieszkańcy Turcji głosowali także w wyborach parlamentarnych. Partia Sprawiedliwości i Rozwoju Erdoğana po raz kolejny zdobyła najwięcej mandatów. Polityk mógł więc przez ostatnie dwa tygodnie argumentować, iż głosowanie na Kılıçdaroğlu jest równo- znaczne z opowiadaniem się za podzielonym rządem i impasem politycznym.

Erdoğanowi łatwiej było również zdobyć głosy wyborców antykurdyjskich i antyimigranckich. Urzędujący prezydent jak mantrę powtarzał, że Kılıçdaroğlu „współpracuje z Partią Pracujących Kurdystanu” i jest „marionetką w rękach Zachodu”. Ostatecznie to właśnie jego poparł nacjonalista Sinan Oğan, który w I rundzie zajął trzecie miejsce.

Pozycji lidera tureckiej opozycji nie wzmocnił nawet antyuchodźczy zwrot. Wywodzący się z lewicy Kılıçdaroğlu zobowiązał się do repatriacji milionów uchodźców do państw pochodzenia. W jednym z ostatnich przemówień stwierdził, że jego rywal „celowo wpuścił do Turcji 10 mln uchodźców”. I dodał, że wystawił „tureckie obywatelstwo na sprzedaż, by zdobyć importowane głosy”. Erdoğan komentarze przeciwnika określił mianem „mowy nienawiści”.

Droga cebula

Tegoroczne wybory miały być jednak największym wyzwaniem dla dotychczasowych rządów Erdoğana przede wszystkim ze względu na trwający kryzys ekonomiczny. Inflacja w październiku ub.r. przekroczyła w Turcji rekordowe 85,5 proc. W kwietniu spadła co prawda do 43,7 proc., ale eksperci ostrzegają, że władze celowo zaniżały odczyty przed głosowaniem. – Kilogram cebuli kosztuje dziś 30 lir (6,34 zł). Jeśli Erdoğan utrzyma się u władzy, wkrótce cena wzrośnie do 100 lir (21,15 zł) – przekonywał Kılıçdaroğlu na opublikowanym w kwietniu nagraniu.

Cebula stała się symbolem kampanii. Podczas wiecu w zachodniej prowincji Denizli Erdoğan odgryzał się, że w kraju „nie ma problemu z drogą cebulą, ziemniakami czy ogórkami”.

Badaczka Seda Demiralp z Uniwersytetu Işık w Stambule zauważa w rozmowie z DGP, że kwestie związane z cenami żywności były w przeszłości domeną rządu, ale opozycja przeszła przed wyborami zmianę dyskursywną i także zaczęła mówić o walce z ubóstwem. – Kryzys gospodarczy dał jej taką możliwość. W końcu to rząd, który był dotychczas uznawany za partię biednych, jest odpowiedzialny za wzrost cen żywności – wyjaśnia. Tyle że nawet z takim problemem urzędujący prezydent potrafił sobie poradzić.

Na kilka dni przed I turą wyborów wsiadł za kierownicę pierwszego egzemplarza tureckiego samochodu elektrycznego TOGG. I powiedział, że ten „wkrótce pojawi się na drogach w całej Europie”. Wielkie projekty znalazły się w centrum kampanii wyborczej Erdoğana. Przedstawił m.in. plany wysłania przez Turcję przed końcem roku pierwszego astronauty na Międzynarodową Stację Kosmiczną. Zaprezentował również nowy wielozadaniowy turecki okręt desantowy oraz uzbrojonego drona.

To, co Erdoğan nazywa swoimi „wielkimi osiągnięciami” w dziedzinie nauki, technologii i obronności, miało istotny wpływ na utrzymanie jego popularności. Bo cebula może faktycznie zdrożała, ale ambitne plany przywódcy Partii Sprawiedliwości i Rozwoju dają nadzieję na lepsze jutro. Taka narracja zdominowała ostatnie godziny przed głosowaniem. Udostępniając w mediach społecznościowych grafikę z listą zrealizowanych projektów – samochodów elektrycznych, nowych linii metra czy czołgów – Erdoğan pisał, że „nawet to, co zrobiliśmy w okresie wyborczym, wystarczy, by pokazać różnicę w wizji i horyzontach między nami a drugim kandydatem”.

Sztuka rządzenia

Badaczka zwraca też uwagę, że głosowanie ekonomiczne – teoria zakładająca, że na zachowanie wyborców mają wpływ warunki gospodarcze w czasie wyborów – nie jest nieograniczone i bezwarunkowe. – Nie jest tak, że wyborcy natychmiast decydują się ukarać tego, kto ich skrzywdził.

Będą patrzeć w przyszłość i zastanawiać się, kto ich z tego kryzysu wyciągnie – tłumaczy. I przekonuje, że w przypadku przeciwników Erdoğana jest zbyt wiele niewiadomych. W opozycji znajdowali się przez ostatnie 20 lat, więc mieszkańcy kraju nie mają pewności, czy będą wiedzieli, jak wyprowadzić Turcję na prostą. – Co prawda od 2019 r. opozycja sprawuje władzę w Stambule i Ankarze. To w pewnym stopniu pomogło udowodnić wyborcom, że jest zdolna do administrowania jakimś obszarem. Tyle że po drugiej stronie mamy partię, która rządzi od ponad 20 lat i w przeszłości odnotowywała na tym polu spore osiągnięcia. Dziś może więc przyznać, że faktycznie istnieją pewne problemy z cenami żywności, ale jest je w stanie naprawić – mówi Seda Demiralp. ©℗