Inwazja Rosji na Ukrainę zmieniła wszystko w naszym kraju i doprowadziła do prób destabilizacji Mołdawii poprzez nielegalnie opłacane protesty antyrządowe, które podsycały, a właściwie to opłacały różne siły polityczne – stwierdziła w rozmowie z PAP wiceminister spraw zagranicznych i integracji europejskiej Mołdawii Stela Leuca.

„Wojna zdecydowanie zmieniła wszystko dla wszystkich. Osobiście mam rodzinę na Ukrainie, dlatego dla mnie to jest rodzaj dramatu zarówno prywatnego, jak i instytucjonalnego, rozszerzonego na cały kraj. I wiele osób (w Mołdawii) ma podobnie. Mołdawia to bardzo wielonarodowy kraj, otwarty, mamy tutaj ukraińską mniejszość, więc wielu z nas ma powiązania z Ukrainą” – powiedziała wiceszefowa dyplomacji.

Mołdawia ma ok. 2,6 mln mieszkańców, jeśli nie mniej – dodała Leuca – i od początku wojny przez kraj przeszło niemal milion uchodźców z Ukrainy. Około 100 tys. pozostało w Mołdawii. „Na początku roku szkolnego, we wrześniu (2022 roku), około 10 proc. dzieci, jakie miały rozpocząć naukę (w Mołdawii) to były dzieci ukraińskie. Trzeba wyobrazić sobie presję, jaką wywarło to na infrastrukturę szkolną” – skomentowała.

„Poza tym, nad Mołdawią latają pociski, spadają, niszczą dachy, okna” – stwierdziła Leuca.

31 października 2022 roku podczas zintensyfikowanych rosyjskich ataków rakietowych na Ukrainę odłamek rosyjskiego pocisku, zestrzelonego przez siły ukraińskie, spadł na terytorium Mołdawii w rejonie wsi Nasławcza, tuż przy granicy z Ukrainą, powodując uszkodzenia 21 domów. Wówczas po raz pierwszy od rozpoczęcia inwazji Rosji na Ukrainę w lutym 2022 roku państwo trzecie doznało bezpośrednich szkód w wyniku działań wojennych.

Dwa tygodnie później, 15 listopada, w polskiej wsi Przewodów, leżącej blisko granicy z Ukrainą, w wyniku uderzenia rakiety ukraińskiej obrony powietrznej zginęło dwóch Polaków.

„Ironią było to, że gdy we wsi Nasławcza zapytano ludzi o upadek odłamka, obwiniali o to Ukrainę oraz sprzymierzone z nią siły z zagranicy. A na tym terenie żyje ukraińska mniejszość. Dezinformacja odgrywała niewątpliwie ważną rolę w tamtym czasie. I nie przestała działać. Dalej jest raczej aktywna (w Mołdawii). Trwają wysiłki na rzecz tego, aby przekonać ludzi, że to niekoniecznie Rosja jest agresorem, ale to (wojna) także wina Ukrainy, a Mołdawia mogła zachować się lepiej” – powiedziała wiceminister Leuca.

„I to całe +Mołdawia mogła zachować się lepiej+ również miało swoje zastosowanie w historii o gazie, bo spowodowało to, że wraz z ogólnym kryzysem gazowym i wojną na Ukrainie, znaleźliśmy się w sytuacji szantażu gazowego” – dodała.

W grudniu 2022 roku władze Mołdawii ogłosiły, że nie będą już korzystać z gazu pochodzącego od rosyjskiego koncernu Gazprom. Przekazano wówczas, że decyzja ta ma związek z szantażami o podłożu politycznym ze strony Gazpromu. Argumentowano, że Rosjanie w październiku 2022 roku ograniczyli dostawy gazu ziemnego do Mołdawii o ponad 30 proc., a także grozili kolejnym ograniczeniem ilości surowca w następnych miesiącach.

Mołdawia rozpoczęła sprowadzanie gazu ziemnego z rynków międzynarodowych, głównie z Rumunii.

W kontekście problemów energetycznych swego kraju, wiceminister Leuca przypomniała w rozmowie z PAP, że największa mołdawska elektrownia znajduje się w separatystycznym Naddniestrzu, pasie ziemi na wschodzie kraju, który w 1990 roku ogłosił niepodległość.

„Ta elektrownia jest napędzana przez gaz z Rosji, dostarczany przez terytorium Ukrainy. To pokazuje jak skomplikowane jest nasze dziedzictwo dawnej sowieckiej infrastruktury i jak to zostało wykorzystane przeciwko nam” – powiedziała Leuca.

„Musieliśmy poszukać alternatywnych źródeł gazu, co spowodowało wzrost jego cen o 700 proc., dlatego Mołdawia musiała następnie poszukać dofinansowania, aby zrekompensować te koszty obywatelom, ponieważ w tym samym czasie doświadczaliśmy inflacji” – wyjaśniła.

Mołdawski eksport, skierowany głównie na Ukrainę i do Rosji, doświadczył załamania po rozpoczęciu wojny. Produkty nieprzetworzone, takie jak jabłka, nagle przestały być eksportowane na wschód.

„I te produkty nie były też koniecznie pożądane na zachodnich rynkach, więc nagle inflacja osiągnęła 35 proc. na przełomie listopada i grudnia, następnie ceny gazu wzrosły o 700 proc., a o 400 proc. wzrosły ceny elektryczności. Dlatego rząd musiał podjąć działania” – przekazała Leuca.

Jak dodała, wtedy również zainterweniowała UE. Rumunia, Niemcy i Francja zainicjowały platformę wsparcia dla Mołdawii i reszta Europy się do niej przyłączyła, „abyśmy przetrwali zimę” – skomentowała wiceminister.

„Musimy jednak pamiętać, że nie możemy opierać się na tego typu wsparciu. (…) Teraz musimy wejść na wyższy poziom i szukać długoterminowych opcji, aby odpowiedzieć na takie wyzwania jak ceny energii. (…) Musimy poszukiwać czegoś, co sprawi, że już nigdy nie będziemy w sytuacji całkowitego uzależnienia od rosyjskiego gazu” – stwierdziła Leuca.

„Powracając do kwestii dezinformacji, cała ta sytuacja (dotycząca cen energii) była zdecydowanie mocnym powodem frustracji obywateli” – zauważyła. „Jednak dezinformacja, która jest kreowana, i wszystkie te nielegalne środki finansowania, do których mają dostęp niektóre siły polityczne, napędziły protesty (antyrządowe). I kiedy mówię +napędziły+, mam na myśli +opłaciły+. Mówię to wprost, bo dokładnie to się działo” – przekazała Leuca.

Wiceszefowa dyplomacji stwierdziła, że w mediach społecznościowych można odnaleźć informacje na temat sposobu organizacji protestów antyrządowych, do jakich dochodziło w Mołdawii od jesieni ubiegłego roku. Jak przekazała, osoby, które brały w nich udział dostawały dzienne wynagrodzenie, a jeśli decydowały się na dłuższą współpracę, wynagrodzenie wzrastało, dochodziło do negocjacji.

„To było źródło dochodów. W pewien sposób współczułam ludziom, którzy są w takiej sytuacji, że te pieniądze były im potrzebne. Zrobiliby to bez zapłaty? To mało prawdopodobne. Bardzo mało prawdopodobne” – oceniła Leuca.

Rozmówczyni PAP zwróciła także uwagę na sytuację bezpieczeństwa związaną z separatystycznym Naddniestrzem, które znajduje się pod rosyjskimi wpływami.

„Kwestia Naddniestrza wzbudza uzasadniony niepokój, zarówno wśród obcokrajowców, jak i wśród osób stąd, jednak, nieoczekiwanie, poradziliśmy sobie z tym całkiem nieźle. Myślę, że po obu stronach rzeki (Dniestru) widoczna jest determinacja, aby było tutaj bezpiecznie (…). Rząd podjął duży wysiłek, aby kontynuować komunikację, a właściwie zintensyfikował komunikację z władzami w Tyraspolu i co zaskakujące zadziałało to dobrze. Ale nadal potrzeba wiele wysiłku, aby tak pozostało” – podsumowała wiceminister Leuca.

Z Kiszyniowa Katarzyna Łukasiewicz (PAP)

kjm/ ap/